Amerykański Ossuarium to jeden z tych zespołów, których w zasadzie nie trzeba sprawdzać, by umieścić je w szufladce z odpowiednimi naklejkami. Nazwa oznacza naczynie służące do przechowywania kości lub prochów zmarłych, a także miejsce składowania ekshumowanych szczątków ciał. Dodajcie do tego tytuł płyty i kapitalną okładkę autorstwa Dana Seagrave’a i już mamy jako taki obraz. Młoda załoga z Portland na swoim pełnym debiucie raczy nas kruszącą kości mieszanką death i doom metalu w najlepszym wydaniu.
Nie często się zdarza, żeby zespół bazujący na dwóch gatunkach tak zgrabnie i dokładnie je mieszał. Szaleńczego pędu tu nie uświadczymy – płyta przetacza się po słuchaczu jak walec i dogniata dusznym, piwnicznym brzmieniem i ciężkimi jak grobowe płyty akordami. Ale Panowie doskonale wiedzą jak skutecznie poznęcać się nad odbiorcą – przed ostatecznym ciosem, który pozbawi resztek tchu, pojawia się trochę świeżego powietrza w postaci melodyjnej solówki, lub lekkiego, klawiszowego tła. Wszystkie te elementy tworzą śmiertelny, niezwykle dokładnie wyważony miks, który siada na łbie, dusi powoli i metodycznie. Doskonałym tego przykładem jest Vomiting Black Death, gdzie cmentarne pochody i na wpół akustyczne gitary miażdżą skuteczniej niż tona ciężkich riffów. Słychać w tym echa legendarnego Disembowelment, obecne są też fińskie inspiracje, z Hooded Menace na czele. Tu i ówdzie można się dosłuchać przefiltrowanej przez smołę wariacji Incantation, szczególnie w bardziej rozszalałych gitarowo fragmentach, na tle których krwi z uszu upuszcza grobowy bulgot Daniela Kelley’a. Solówek w rozbujanym Writing In Emptiness nie powstydziłoby się Autopsy, ale kwintesencję albumu stanowi podzielony na dwie części End Of Life Dreams And Visions – o ile pierwsza to powolne uśmiercanie za pomocą znanych środków, tak druga to już wyrafinowane tortury, serwowane z użyciem wysoko specjalistycznych narzędzi i z całą miłością do męczennika.
Living Tomb stanowi przykład znakomicie zagranego death metalu na doomowym silniku. Jest tu wszystko co być powinno, podane z pomysłem, rozwagą, ze smakiem zwłok, zapachem krypty i trupim jadem na dokładkę. Rzadko zdarzają się tak przemyślane płyty, spójne w formie i treści, które od początku chwytają i nie chcą popuścić do ostatnich sekund. To chyba pierwszy tak solidny tegoroczny cios na szerokim, death metalowym polu.
Ocena: 9,5/10
- Peurbleue – „La Cigue” (2022) - 10 grudnia 2022
- Voidfire – „W Cienie” (2022) - 8 grudnia 2022
- Miasmes – „Vermines” (2022) - 23 listopada 2022
Tagi: 20 Buck Spin, 2019, album review, death metal, Living Tomb, Ossuarium, recenzja.