Kiedy pocztą przychodzi do mnie sterta płyt przeznaczonych do recenzji, zwykle rzucam pobieżnie na nie uchem, by wybrać te, które już na wstępie wzbudzają we mnie jakieś emocje – czy to pozytywne, czy wręcz przeciwnie. O takich albumach pisać najłatwiej, więc często idą na pierwszy ogień recenzenckich zmagań. Przyznam się, że skrzywdziłem trochę Paragon, bo po pierwszym przesłuchaniu stwierdziłem, że to rzecz z tych mniej ciekawych – po prostu klasyczny, mocny i szybki heavy metal, jakiego na świecie wiele i niczym się nie wyróżniający. Płytka wylądowała zatem gdzieś na dnie sterty czekających na zrecenzowanie pozycji.
A tu moje pierwsze sądy okazały się niesłuszne i pochopne, bo album Hell Beyond Hell po każdym kolejnym kontakcie odkrywał przede mną więcej siły i uroku. Niemcy działają na scenie od samego zarania lat 90. (pierwsze demo nagrali w 1992 roku, a debiutancką EP-kę wydali w 1994) i słychać, że wiele zaczerpnęli z klasyki tamtejszej sceny, której wciąż oddają hołd. Większość kawałków to szybki, energiczny heavy metal, oparty na nienagannym instrumentalnym rzemiośle, solidnej sekcji, żwawych riffach wypuszczanych spod palców Martina Christiana i Jana Bertrama oraz solidnym wokalu Andreasa Babuschkina, który potrafi śpiewać melodyjnie, wydrzeć się, modulować swój głos, wpaść w wysokie rejestry. Mówiąc krótko – wszystko jest tu na swoim miejscu!
Zwrotki mkną do przodu z wielką siłą i wypadałoby by powiedzieć, że jest w nich sporo thrashowego zacięcia (posłuchajcie riffów w Rising Forces czy Buried in Blood). Dla urozmaicenia kawałek tytułowy brzmi bardziej klasycznie, hardrockowo wręcz, co może kojarzyć się z Saxon. Wielką siłą płyty Hell Beyond Hell jest dobrze rozumiana chwytliwość, słyszalna zwłaszcza w chóralnych, wpadających w ucho refrenach, gdzie odzywa się power metalowa epickość – przy takich refrenach ja te w Meat Train albo Hypnotized, aż chce się schwycić w dłoń kufel i zaśpiewać razem z metalowymi ziomalami.
Słucham tej płyty w formacie CD, ale tracklista jest wybitnie „winylowa”, to znaczy można kawałki podzielić idealnie na dwie części – trzy krótsze i szybsze na każdą stronę oraz po jednym, bardziej rozbudowanym na ich koniec. I tak stroną „A” wieńczy utwór Heart of the Black, który rozpoczyna się od akustycznych dźwięków gitary, a potem miesza wiele motywów i riffów, raz mocniejszych, raz bardziej klimatycznych. Jeszcze większe wrażenie robi zamykająca płytę kompozycja Devil’s Waitingroom. Mamy to trochę wzniosłych, nastrojowych klawiszy w tle, naprawdę mogący się podobać gitarowy, melodyjny motyw, mroczną część z „diabelskim” wokalem, skrzące się od energii sola. Świetna rzecz!
Jeśli jesteście maniakami heavy metalowego grania w starym dobrym stylu, ale nie bocie się miejscami speed/thrash metalowej mocy, koniecznie musicie sprawdzić płytę Hell Beyond Hell. Niemiecka scena tego typu zespołami silna, a Paragon potwierdza tylko jej renomę.
Ocena: 8/10
Paragon na Facebooku: https://www.facebook.com/paragonmetal/
- Hypnosaur – „Undead Invaders Born to Die in a Maze” (2024) - 12 kwietnia 2024
- Formacja SOULDRONE prezentuje debiutancką EP - 12 kwietnia 2024
- Temple Of Katharsis – „Macabre Ritual” (2023) - 30 marca 2024
Tagi: Heavy Metal, Hell Beyond Hell, niemiecki metal, nowa płyta, Paragon, premiera, recenzja, thrash metal.