Ragnarok „Psychopatology” (2016)

Norweska scena black metalowa wydała ze swego łona dziesiątki fenomenalnych hord i projektów, które wpływały na rozwój muzyki ekstremalnej na całym świecie. Wydała też z siebie mnóstwo zespołów, które z różnych względów nie załapały się „na świecznik” i choć istnieją od początku tzw. drugiej fali to po dziś dzień nie powtórzyły sukcesów Mayhem czy Emperor. Jednym z takich zespołów, obok m.in. Urgehal, jest Ragnarok. Nie zrozumcie mnie źle, w black metalu nie jest najważniejsze, żeby osiągnąć komercyjny sukces, nie mniej jednak jeśli jakiś zespół ma na koncie 7 dużych płyt to i wymagania względem niego powinny być, że tak to eufemistycznie ujmę, adekwatne.

Ragnarok to zespół, którego muzykę lubię, aczkolwiek nie wracam do niej zbyt często. Na pewno przedkładam ich pierwsze dokonania nad np. to co nagrali na Malediction. W 2012 roku spróbowali nieco innego podejścia i nie była to chyba do końca udana próba. Od tamtej premiery minęły już cztery lata i zespół, okaleczony jeśli chodzi o skład ale wciąż żywy powrócił żeby jeszcze raz raczyć nas norweskim black metalem.

Muzyka na Psychopatology to gęsta i lepka maź, która bezkształtnie przelewa się w czasie i przestrzeni. Nie ma tu miejsca na oddech, nie ma tu miejsca na „zwrot akcji”. Aranże są proste i wtórne a brak jakiegoś urozmaicenia kompozycji powoduje, że wszystko zlewa się w jedno i zostawia słuchacza skonfudowanego. Czy coś przeoczyłem, czy może czegoś nie zrozumiałem w tym co przedstawił na nowym krążku Johnto i spółka? A może po prostu nie jest to dobra płyta? Osobiście mnie te czterdzieści dziewięć minut strasznie wymęczyło już po pierwszym przesłuchaniu. Drugie i kolejne podejścia wcale nie były lepsze choć nauczyły mnie doceniać ostatnie numery na płycie, bo końcówka tego krążka jest zdecydowanie najciekawsza. Walcujący wszystko na swojej drodze Lies, fajnie przełamany Blood i intensywny Where Dreams Go to Die to dla mnie najjaśniejsze punkty tego krążka. Reszta? Jest bo jest, ale równie dobrze mogłoby jej nie być…

Trzy, cztery numery to trochę mało, żeby zrobić furorę, szczególnie jeśli jest się zespołem z ponad dwudziestoletnią historią i kilkoma naprawdę świetnymi płytami na koncie, jak np. Arising Realm czy Diabolical Age. Rozumiem doskonale, że wewnętrzne tarcia w Ragnarok i wieczne przetasowania składu musiały odbić się na tym zespole, no ale z drugiej strony, dlaczego miałoby mnie to w ogóle obchodzić? Cenię sobie ich wkład w norweską scenę i oczekuję, że będą raczyć mnie kolejnymi mocnymi ciosami. Tego tutaj zabrakło. Pozytywnym zaskoczeniem dla mnie na tej płycie były wokale Johnto, który zakładał Ragnarok w 1994 roku i przez wszystkie lata siedział za zestawem perkusyjnym. Myślę, ze poradził sobie całkiem fajnie. Na uwagę zasługuje też świetna oprawa graficzna tego krążka. Gdyby jeszcze tylko kompozycje były lepsze i ogólna atmosfera Psychopatology bardziej ujmująca byłoby zdecydowanie lepiej.

Może następnym razem?

Ocena: 6/10

Fabian Filiks
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .