Rumahoy – “The Triumph Of Piracy” (2018)

The Triumph Of Piracy to debiutancki longplay amerykańskiego zespołu Rumahoy, grupa ma poza tym na koncie jedno demo i jedno EP. Album został wydany pod egidą wytwórni Napalm Records w roku bieżącym. Do tej pory nie myślałem, że kiedykolwiek posmakuje mi piracki metal – i to nie jest metafora.

Pierwszy rzut oka na okładkę i proszę: żaglowiec dryfujący po morskich falach na tle krwisto czerwonego nieba. W dodatku logo pisane charakterystyczną czcionką. Patrząc na ten obrazek, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z zespołem grającym epicki heavy metal rodem z lat 80., a teksty opowiadają o przygodach korsarzy. Owszem, zgadza się. Ale tylko to drugie.

Co zatem muzycznie ma do zaprezentowania załoga ukrywająca się pod tą rubaszną nazwą? W materiałach promocyjnych można przeczytać, że grają folk metal. A i owszem, jednak sporo tu elementów szantowych typowych dla pirate metalu, tj. szuflady, w której można upchnąć tego typu dziwadła Nie chodzi tu zatem kapele w stylu Running Wild. Jest także nie mało… dyskoteki. Wystarczy jednak spojrzeć na zdjęcie tych Panów, by jednoznacznie stwierdzić, że mamy do czynienia z metalowym kabaretem. Wyglądają oni bowiem jak połączenie piratów z hoolsami (te kominiarki). A ksywki typu Captain Yarface czy Bootsmann Walktheplank rozwiewają resztki wszelakich wątpliwości. Tytuł płyty również można rozumieć dwojako.

Muzycznie od początku jest wesoło. Otwierający AHOY! czy drugi w kolejce (moim skromnym zdaniem najlepszy w całym tym zestawieniu) Quest fo Hertitage to dość humorystyczne kawałki, oparte na folkowych motywach (takich z klawiszy, ale jednak). Forrest Party przypomina za to niejedno ognisko i wypad z kumplami do lasu. Czasem wokalista rezygnuje ze swojego niskiego modulowania głosu na rzecz rejestrów zarezerwowanych dla blackmetalowców, jak to ma miejsce w kawałku Kill The Trolls. Oczywiście nie zmienia to pierwotnego założenia tego utworu. Wręcz przeciwnie, dodaje mu jeszcze bardziej prześmiewczego charakteru. Na tego typu wydawnictwie nie może zabraknąć balladki. Mamy więc pijacki Netlix and Yarr (ludzie, co za tytuł!). Kolejny Pirateship to już typowe disco, które mogłoby być grane w topowym radiu komercyjnym i podobnych tworach. W dodatku posiada niezwykle prymitywny tekst, śpiewany w połowie po angielsku, w połowie po niemiecku (w tym przypadku absolutnie nie można tego traktować w kategorii wady). Całość wieńczy ponad 10-minutowy utwór tytułowy, gdzie Pan gitarzysta w licznych solówkach pokazuje, że grać potrafi.

Nie jest to zdecydowanie album dla tych, którzy metal traktują śmiertelnie poważnie, ani dla tych, którzy szukają w nim ambitnych motywów. Po prostu czterech gości założyło zespół dla czystej rozrywki. Nie żebym zachęcał, by robić to często, ale płyta ma większy urok, gdy się jej słucha lekko pod wpływem (niekoniecznie rumu).

 Ocena: 7/10

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , .