Saddayah – „Apopheny Of Life” (2018)

Kolejny rzut oka na metalową scenę Rumunii. Tym razem przyszła pora na Saddayah, czyli młodych death metalowców, których płytowy debiut ujrzał światło dzienne za sprawą Loud Rage Music. Przyznam szczerze, że pierwsze zetknięcie z tym albumem było dość dziwne – zapadło mi w głowę parę ciekawych fragmentów, ale nie byłem w stanie właściwie nic powiedzieć o całości. Jednak spotkanie z Apopheny Of Life było na tyle intrygujące, że czym prędzej przystąpiłem do dokładniejszych badań.

Słuchając takich płyt, mam wrażenie, że scena rumuńska kipi entuzjazmem. Ten kraj nigdy nie dał światu prawdziwych, rasowych, metalowych wyjadaczy i chyba właśnie stara się nadrobić całe lata niedopatrzeń. Czuć w tym niesamowity głód grania, szaloną radość, jaką daje rzeźbienie brutalnego metalu i nieokrzesaną chęć mordowania za pomocą dźwięków. Saddayah ma upodobania zarówno do zezwierzęcenia spod znaku wczesnego Deicide, ale nieobce są im też inspiracje bardziej progresywnym obliczem metalu śmierci. Chłopaki darzą szacunkiem scenę amerykańską i równie przychylnym okiem patrzą na to, co działo się kiedyś w Holandii (a metalowe romansowanie obu krajów już zaczyna być warte osobnej opowieści). Jest tu wszystko – grad ciężkich riffów, solidna dawka opętanych galopad, nieoczywiste pułapki, szczypta melodii (zwłaszcza w solówkach) i odrobina Szwecji z całym dobrodziejstwem inwentarza. Zaskakują marszowe pochody, oparte na ciężkim, sterylnym basie, poprzeplatane delikatnymi inklinacjami z najlepszych czasów Pestilence.

Wszystko brzmi bardzo czysto, album wyprodukowano z chirurgiczną precyzją, z dbałością o każdy dźwięk. Płyta jako całość wydaje się dość prosta, riffy niezbyt odkrywcze, ale każdy ozdobnik – czy to akustyczny, czy niemal black metalowy – jest kapitalnie przemyślany i ma swoje miejsce w szeregu śmiercionośnych nut. Słychać wyraźnie, że to nie jest rzeźnia dla samej rzeźni. Panowie wyraźnie koncentrują się na warstwie kompozycyjnej, wiedzą kiedy wolniej, kiedy szybciej, kiedy zabić, a kiedy pogłaskać. Można się zastanawiać, skąd tyle muzycznej dojrzałości w tak młodych głowach. Jedni powiedzą, że to naturalny talent, inni, że wielka chęć zaznaczenia Rumunii na death metalowej mapie świata. Prawda pewnie leży gdzieś pośrodku, ale umówmy się – czy muzyka może mieć ojczyznę? Saddayah nie proponuje nic, co leżałoby w naturze ich kraju, po prostu grają z całym sercem, z otwartymi umysłami, rzeźbiąc swój metal tak jak potrafią. A potrafią naprawdę dobrze, bo trzydzieści dwie minuty Apopheny Of Life robi robotę i nie pozwala od siebie odetchnąć nawet na moment. Za dużo tu dobroci, za dużo smaczków, za dużo nieoczywistości, żeby potraktować ten album jako egzotyczną ciekawostkę. To death metal na światowym poziomie, bez oglądania się na trendy i mody – zagrany przez pewnych swego złych chłopców, z którymi trzeba się liczyć.

Żadnego utworu nie wyróżniam, bo ten album jest jak jeden wielki kolos – mocny, płynny, targający łeb od pierwszych do ostatnich sekund. Aż serce rośnie, że komuś chce się grać z taką werwą, a przy tym niezwykle interesująco.

 

Ocena: 9/10

 

Rafał Chmura
Latest posts by Rafał Chmura (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .