Sagverk – „Sahataan Ne Kaikki” (2015)

Stare, chińskie przysłowie mówi: gdy nie wiesz, jak zacząć recenzję, zacznij od prawdy oczywistej. A więc: pozory mylą. Nigdy nie ufaj ładnym Tajkom, budkom z kebabami oraz takim okładkom jak ta po lewej. A także notkom wydawniczym mówiącym o połączeniu black metalu i crustu. Niestety ja jestem krańcowo naiwny i łatwowierny. I uwierzyłem.

Sagverk to coś, o czym nigdy wcześniej nie słyszałem. Nie dziwota, zespół jest młodziutki stażem i dyskografią, w której Sahataan Ne Kaikki jest pierwszą pozycją. Wydany przez Dead Center Productions CeDek zawiera osiem numerów, dających razem coś jakby pół godziny grania.

Do końca miałem lekkie przekonanie, że Sagverk będzie blackowy. Nazwa, czcionka, okładka i bardzo minimalistyczne wydanie wydawało mi się pasujące do tego typu grania. Guzik tam, Findianie grają punka. Czasami groove’ującego, czasami ociupineczkę przyczernionego, ale cały czas punka. I to nawet nie hardcore’owego. Przez pierwsze dwa utwory miałem jeszcze nadzieję na obiecany crust, ale w ten sposób można określić co najwyżej wokal. Muzycznie Sagverk gra prosto, nieskomplikowanie i całkiem ładnie. Nie jest to nic oryginalnego ani przykuwającego uwagę, ale ujdzie. Troszkę gorzej zaczęło być w momencie, gdy już skapnąłem się, że Findusi niekoniecznie wiedzą, co znaczy słowo „umiar”. Ogromna większość motywów występuje za często lub powtarzana jest zbyt wiele razy. Sztandarowym przykładem jest tu fajne skądinąd, groove’ujące intro do Suo, które później już bokiem wychodzi.

Urozmaiceniem punkowych motywów miała być czernina. I w sumie jest, tylko że pojawia się może dwa, trzy razy na całym krążku. A więc mamy troszkę blackowe intro do Haudat, mamy Likapyykki w stylu wolniejszych blacków. Od biedy można też podciągnąć pod to solówkę z Pullo, ale lepiej nie, bo jest mierna. Mówiąc już o solówkach, to one w ogóle Fińczykom nie wychodzą. Czy to niespecjalna na Tiet, czy dziwacznie-bezsensowna na Rotat, za każdym razem czułem się zawiedziony. Poza tym skiepszczono też zmiany tempa (macham do Tiet), które albo są brzydkie i chaotyczne, albo nieobecne.

Sagverk wydaje się czasami pobrzmiewać echem staroszkolnego thrashu. Znalazłem kilka takich ciągotek na Rotat oraz na coverze znanego nawet w Pakistanie Motorbreath. Pytacie, jak wyszedł ten cover? Średnio na jeża. Instrumentalnie to po prostu odegranie, natomiast wokal, zazwyczaj sprawdzający się najlepiej ze wszystkich muzyków, w tym przypadku szoruje berło migdałkami.

Jeżeli mowa o kwestii produkcyjnej, to tu też mogło być lepiej. Niby wszystko gra, niby słychać, niby wyraźne i czytelne, ale… zupełnie brakuje tu pazura. Gitary wydają się zbyt grzeczne, perka zbyt cicha, o basie nawet nie wspomnę. To produkcja rock’n’rollowa, a nie do, zacytuję wydawcę, „black’n’crustu”.

Przykro jest pisać o takich płytach. Nie ma tu nic godnego uwagi ani mojej, ani Waszej. Płyta jest totalnie zbędna temu światu i nikt nie ucierpi, jeżeli zostanie niedługo zapomniana. Kurde, jest na tyle marna, że nawet nie da się jej jakoś przyjemnie a złośliwie opisać. Unikajcie.

Ocena: 4/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .