Saratan „Asha” (2015)

Kompletnie nic nie wiedziałem wcześniej o tej kapeli, owszem nazwa mignęła, coś tam wspominano o thrashu itp. Ale że tak naprawdę mało w Polsce jest kapel, które konkretnie tworzą w tej działce, to sobie odpuściłem asekuracyjnie zapędy w kierunku poznania Saratan

Tymczasem płytka do recenzji przyszła i … odleżała swoje. Może i dobrze, bo zupełnie nie zrobiłem sobie żadnego riserczu, poszedłem na żywioł. Pierwsze tony, „wsparte” oględzinami wkładki, dały mi myśl: czy to polskie Orphaned Land??? Zaczyna się bowiem subtelnymi tonami, multum instrumentów, za które osobno należy się Saratan wielki plus… Całość pięknie się rozgrywa przez pierwsze kilkadziesiąt sekund, by… nadać stanowczo inny ton i temp: to Hvare Khshacta (musiałem z wkładki przepisać… jak tu te koszmarne tytuły zapamiętać???), mocno otwierający album Asha.

Ha, nie wiem, jak to wcześniej w tej kapeli bywało na uprzednich nagraniach. Muszę sprawdzić, ale tymczasem mogę w pełni uczciwie zaświadczyć, że album Asha to kawał porywającej muzy, gdzie thrash jest ciekawie spleciony z zagrywkami z rejonów death metalu i … orientalnych rejonów zastrzeżonych dotychczas dla chociażby wymienionego uprzednio Orphaned Land.
Krótko powiem, jest to bardzo ciekawy album. Wart posłuchania. a jeżeli tak ma wyglądać thrashowa płyta, to ja jestem za. 😉 Kapela ma pomysł na siebie, oby wytrwali w tym zamiarze. 😉 Miło słuchać zespołu, który nie jest kolejnym klonem innego muzycznego tworu.

Powiem tak, nie słyszałem w Polsce tak grającej kapeli! Już za to należy im się wielki plus. Bowiem cały album jest znakomicie nagrany, nie ma lukru, gitary pięknie tną, wszystko selektywnie, ba; nawet bas jest dobrze uwypuklony! Do tego nie uświadczycie na Asha żadnych kompozycyjnych mielizn, absolutnie nie mam też poczucia, że te wszystkie smaczki są sztuczne. Ta muza nimi… żyje!

Za oknem zero stopni, a od Saratan Asha aż czuć piach na twarzy! Gorące powietrze i wszechogarniające rozleniwienie. Jeszcze tylko fajka wodna i można odlecieć.
Brawa za naprawdę udane podanie tej muzy klimatycznie, nie banalnie. No i powiem tak, jak zaczyna się trzeci kawałek – Dakhma – to przez moment pojawia się wręcz skojarzenie: Nile?! Tego typu jest to mocna zagrywka. No, nie spodziewałem się tak konkretnych ciosów. Co prawda szybko wchodzi świetny, kojący tę agresję wokal Małgorzaty. Ale to Jarosław swoimi wszelkimi wokalizami sprawia, że nie zmiękczają one całego odbioru Saratan. Proponuję przesłuchać ten wspomniany utwór. Na przemian orientalne zamysły kontrastują a zarazem swobodnie się przenikają z brutalnymi zagrywkami.

Kurna, taka płyta wyszła a tu cisza. Niby ten 2015 rok już za mną, tymczasem coś mi się wydaje, że jednak miniony rok długo będzie się fonograficznie wybijał. Stanowczo należy się Saratan więcej uwagi! Jeżeli macie ochotę na coś niebanalnego, jeżeli metal klimatyczny dla Was to nie popłuczyny w stylu Crematory czy Theatre of tragedy, to odżałujcie 4 dobre piwa i po prostu kupcie ten album. Co ciekawe, równie dobrze możecie uznać, że Asha to udany album na pograniczu thrash/ death z naleciałościami orientalizującymi. Album jest wydany w ładnym digipacku, ze smakiem dopracowana wkładka i fotki kapeli. To wszystko dopełnia materiału kapeli, która wie, czego chce. Do tego ciekawy klip. macie jeszcze jakieś wątpliwości?

Płyta Asha jest cholernie ciekawa, idealna do odkrywania na własne sposoby. Ja polecam na odzyskanie spokoju wewnętrznego po nędznym dniu. Jak również do posłuchania konkretnej jazdy w thrashowym stylu wspartej stosownymi deathowymi akcentami. Ja idę sobie otworzyć browara, by dodatkowo Orkiszowym wzmocnić frajdę słuchania. A Wam trunku nie będę wybierał, ni innych używek, Na razie opium jest nielegalne. Zatem poprzestańmy na Saratan. Wystarczająco uzależnia.
Błędem byłoby nie docenić takiej płyty. Ja tego nie uczynię. Śmiało rzucam niemal maksymalna notę.

Ocena : 9/10

 

 

Tomasz
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .