Shroud of Satan – “Of Evil Descent” (2018)

Ostatnimi czasy muszę przyznać, że początek roku niezbyt bogaty jest w płytowe nowości. Niby prawda trywialna, ale tak niewiele mogę znaleźć krążków, które wstrząsnęłyby moje niezmącone myśli. Nawet najnowszy Rotting Christ, na który czekałem jak na objawienie nieco mnie rozczarował. Cóż więc robić. Zacząłem grzebać w niedalekiej przeszłości.

No i właśnie. My tu gadu gadu, a nasi sąsiedzi zza Odry wydali dzięki Sol Records dokładnie rok temu swój drugi studyjny album o tytule Of Evil Descent. Płyta z wierzchu dość niepozorna przeleżała się ładną chwilę, ale już przy pierwszym odsłuchu zdałem sobie sprawę, że trio ze Shroud of Satan nie tworzy klasycznie nudnej i powtarzalnej młócki dźwiękowej, i że mają mi do przekazania coś znacznie większego niż sterta hałaśliwych i luźno ze sobą związanych dźwięków.

Ten krótki, bo trwający trzydzieści sześć minut album zaczyna się dość podniosłym symfonicznym preludium oraz krótką deklamacją. Ale nie tak jednoznaczny jest Prelude, gdyż druga jego część to już muzyczna połajanka z najwyższej półki. Szybkie blasty, szybka gitara i bas trzymają pięknie linie melodyczną, która choć niezbyt skomplikowana wcale nie jest prostacka. Kolejny utwór utrzymuje klimat udanego otwarcia, choć linia melodyczna jest nieco wolniejsza. Za to atutem jest klasyczny growl schowany nieco za wyeksponowane instrumentarium, a zwłaszcza partie gitarowe. A New Dimension to już black pełną parą. Suma szybkości kawałka pierwszego i zajadły growl z utworu drugiego. A wszystko to w dalszym ciągu w okowach ciekawej melodyki i nietuzinkowych partii – tym razem perkusyjnych. Może delikatnie czuć tu punkiem, ale… Utwór kolejny jest jeszcze szybszy i wścieklejszy od poprzedniego i jest to najbrutalniejszy kawałek na płycie z przemyślaną konstrukcją muzyczną w brawurowym tempie. Tytułowy Of Evil Descent daje odetchnąć od perkusyjno-gitarowej nawalanki. Ale czy jest to wizytówka albumu? Biorąc pod uwagę całość, czyli sześć równie dobrych numerów, nie jestem tego taki pewien. Choć utwór jest naprawdę genialny. Szybki i melodyjny, dokładnie taki jak lubię. Album zamyka najdłuższy numer Unlight Prism. Równie ostry, co Dark Visions Beyond, i równie dobrze przemyślany. I gdyby nie klimatyczna klawiszowa końcówka, można by je ze sobą pomylić. Świetne zakończenie tego naprawdę udanego krążka!

Muszę się przyznać, że chciałem tę płytę przesłuchać i puścić ją w niepamięć oraz czeluści mojej niemałej szafy płytowej. A tu taka niespodzianka! Płyta ląduje w mojej ścisłej czołówce trzystu najbardziej ulubionych kapel. A Wy się pospieszcie, bo tego dobra jest zaledwie 500 sztuk!

Ocena 9,0/10,0.

 

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .