Šmiercieslaŭ – „Cjomny pryliŭ razburennja / Ciemrazoŭ” (2013)

Znowu coś wylazło z piwnicy. Tym razem białoruskiej. I jedno i drugie możecie wywnioskować z grafiki po lewej. Zanim nie dostałem Cjomny pryliŭ razburennja / Ciemrazoŭ od Possession Production nie miałem najmniejszego pojęcia, że będę musiał używać techniki kopiuj-wklej także do Šmiercieslaŭ. No cóż, sprawdźmy co to za diabły.

Wydany w roku niepańskim dwutysięcznym trzynastym CeDek zawiera dwanaście utworów (na szczęście mają angielskie nazwy, których będę używał) i godzinę grania spod znaku black/thrash. Takiego w stylu wczesnych Kreatorów, Sodomów i Gomorów Slayerów. Zarówno materiał w książeczce, jak i nieliczne znaleźne w internetach informacje mówią, że to pierwszy długograj tego białoruskiego duetu. Pierwotnie stworzony w okolicach 2003go jako płyta główna (pierwszy człon nazwy) i EPka (drugi).

Sama muzyka w żadnym stopniu nie jest zaskoczeniem. Nie ma tu nic nowego, nad wyraz ciekawego ani choć odrobinkę nietypowego. Ot, białoruska piwniczna wariacja na temat Endless Pain, nagrana przez dwóch gości jako zabawa i hobby i jakoś tak wyszło, że wydana. Nie twierdzę, że Šmiercieslaŭ gra źle, ale to jest tak okropnie wtórne, że nawet nie wiem, co o tym powiedzieć. Granie jest pospolite niczym gołębie, choć pewien poziom pazura i agresji utrzymuje. Całkiem przyjemnie się sprawdza jako coś, co gra w tle (bardzo dobrze filetuje się do tego rybę). Płyta chyba jest tego zresztą świadoma, bo gdy tylko próbowałem się na niej bardziej skupić, odczuwałem coś jak odgórny przymus do zajęcia się czymś innym. Cjomny pryliŭ razburennja / Ciemrazoŭ nie przykuwa uwagi, nie zapada w pamięć,  tak po prostu sobie jest. Czasami zdarzy się bardziej chwytliwy riff, ale zwracałem na nie uwagę i odnotowywałem tylko i wyłącznie z recenzenckiego obowiązku, w innym przypadku po prostu utonęłyby w zalewie słyszanych po raz n-ty motywów. Z tych lepszych kawałków zapisałem sobie Eternal Grief, Black Metal and Pain…, Ash on the Moors, The Unknown oraz Burnt Offering, chociaż gdy teraz sięgam do nich pamięcią to zupełnie nie potrafię powiedzieć, dlaczego. Pamiętam za to, że Ash on the Moors i The Unknown były stanowczo zbyt długie a pod koniec także monotonne. Także materiał pierwotnie przeznaczony na EPkę jest, delikatnie ujmując, niezbyt wyróżniający się. Choć tutaj muzyka brzmi bardziej heavy metalem, nie thrashem. Ot, dobre piosenki do piwa z kudłatymi kumplami i tyle.

Cały materiał został nagrany na jednej sesji, brzmieniem się więc nie różni. A brzmienie to pochwalę, podoba mi się. Jest przyjemnie wyluzowane. Zrobione bez spinania się, ale nie na odlew. Perkusja brzmi jak klapa od śmietnika obijana kutasem, gitary rzęczą i skrzeczą, wokal też ma konkretnie gdzieś, jak wypadnie. Czuć luz i undergroundowość, a to płycie bardzo dobrze robi. Także layout jest po prostu fajny. Prosty, chwytliwy, trochę jakby robiony dla żartu.

Nie ukrywam, że nie widzę powodów do kolejnych odsłuchów Šmiercieslaŭ. Oni wydali tą płytę dla siebie, nie dla świata. Ale jeżeli będziesz miał kiedyś okazję zobaczyć show tych gości, to skorzystaj z niej, będziesz miał przyjemny wieczór.

Ocena: 6/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , .