Sworn Enemy – „Gamechanger” (2019)

Gdy w 2018 roku świat obiegła wiadomość o trasie Sworn Enemy, na której mieli zagrać w całości ich genialny i niepowtarzalny debiutancki album As Real As It Gets, wiedziałem, że coś się dzieje. Krótko po tourne zespół ogłosił wejście do studia z Robbem Flynnem w roli producenta i Zackiem Ohrenem jako panem od miksu i masteringu, który znany jest z produkcji dla Suffocation, Fallujah, Warbringer. Takie zapowiedzi pogłębiły moje nadzieje względem dalszych dokonań hardcore’owców pochodzących z Nowego Yorku. W ich historii nie jestem w stanie podać przykładu albumu słabego, lecz nie wszystkie nazwałbym stricte HC, wkradały się w nie różne elementy, które zbliżyły zespół do sceny metalcore. Niektórym to się nie podobało, ja słuchałem, starając się nie czepiać. W końcu metalcore w wykonaniu Sworn Enemy był nadal bardzo agresywny i prawdziwy, pozbawiony jakichkolwiek czystych przyśpiewów lub szwedzko brzmiących melodii, ale jednak dla purystów gatunku zbyt urozmaicony. Trasa i zapowiedzi pozwalały założyć, że zespół pragnie wrócić do swych korzeni.

W dzień premiery singla promującego Gamechanger sporo się wyjaśniło. Utwór Prepare for Payback okazał się kompletną lutą na twarze niedowiarków. Ciężki, czysty gatunkowo, przepełniony gniewem i świetnym brzmieniem zaorał scenę. Bardzo mocny tekst w połączeniu z iście zwierzęcym krzykiem Sala Lococo przypomniał kto tu rozdaje karty, a beatdown pojawiający się w środkowej części kompozycji spowodował u mnie ciary, i do dziś je wywołuje.

Oczywiście jeden dobry strzał płyty nie tworzy, a więc po kolei. Płytę rozpoczyna mocarne intro, po którym wiadomo, że mamy do czynienia z albumem bezkompromisowym. Po takim wejściu po prostu musi być „twardo”, a po nim atakuje wspomniany Prepare for Payback, który idealnie się nadaje na pozycję otwieracza. Następnie wchodzi Seeds of Hate, który jest nieco bardziej wycofany w początkowej części, by w końcowej zaorać dobrym ciężarem i powodującymi pękanie szkliwa piskami gitary solowej. Trzeci song, Coming Undone, to typowa tough guyowa wrzutka, mogąca się na wejściu kojarzyć z Sick of it All dzięki rytmicznym wokalom. Justify i D.O.A przypominają nam, że hardcore musi mieć w sobie też coś z punka, i że czasem trzeba trochę przyspieszyć (oczywiście nie zapominając o ciężarach). Kolejne utwory dalej prezentują dobrą formę, mieszając w sobie miażdżące riffy z punkującymi momentami, dając łącznie czterdzieści minut solidnego, nowojorskiego, lekko zmetalizowanego hardcore’u.

Gamechanger moje apetyty zaspokoił. Sworn Enemy nie zawiodło, dając światu surowy i szczery album, którego jakość nie pozostawia wątpliwości. Co prawda debiutu raczej zespołowi nie udało się przebić, ale tak to już bywa, gdy się nagra swoje Kill’em All na starcie kariery.

Ocena : 8/10

Sworn Enemy na Facebook’u.

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .