Synaisthesis – „Narodziny” (2019)

Przeleżała ta płyta na mojej półce, oj przeleżała. Nie to, że zapomniałem. Powracałem raz na jakiś czas. Może podświadomie chciałem doszukać się czegoś więcej, niż dostawałem za kolejnymi przesłuchaniami. Synasthesis na swojej debiutanckiej płycie prezentuje połączenie metalu w lekko core’owo/groove’owym ujęciu, bardziej klasyczne, hardrockowe granie z punkowym brudem, czasem takież występuje tu tempo. Miło. Jest to mieszanka nie nazbyt oryginalna, pozbawiona polotu, ale do przyjęcia, nawet znośna, momentami przynajmniej energetyczna. Jeśli ustawimy poprzeczkę na poziomie polskiej średniej lokalnego, rockowego grania, to Narodziny są płytą do posłuchania.

Im mocniejszymi kawałkami Synasthesis nas raczy, tym lepsza zabawa dla słuchacza. Uwagę może zwrócić na przykład osadzony w klimatach w lat 90. nieco grunge’owy Zmysł, podany z dość chwytliwym refrenem. Proste środki użyte w Zagubionej duszy (ciekawe gitarowe zagrywki i dobry, intensywny finał) czy w Pustce działają. Śmiały Lęk albo riff w Strachu świadczą o tym, że zespół potrafi wypuścić całkiem zajmujące dźwięki.

Nie mogę tego powiedzieć jednak o melodyjniejszych fragmentach. Nie udał się na przykład całkowicie balladowy refren Delirium. Może intrygująco brzmi gitarowe solo w kawałki Sznur – sen I, czy parę subtelniejszych zagrywek Dyla i Janusza, ale to jednak doszukiwanie się jaśniejszych momentów. Tomasz Ostrowski wypada lepiej, gdy krzyczy i skanduje, niż kiedy próbuje śpiewać czysto. Po prostu. Choć zespół miewa „rękę” do riffów (no, powiedzmy), to już niekoniecznie ucho do melodii, które brzmią niezwykle podobnie i sztampowo. I mam wrażenie, że godzina (a tyle płyta trwa) to trochę za dużo. Gdyby odciąć momenty słabsze, zostałoby 40 minut przyzwoitego grania.

Oddzielną sprawą są teksty (pisane zresztą przez kilku członków zespołu). Nie przyczepiłbym się nawet – bo powiedzmy wprost: nie zawsze rockmani są poetami, a czasem nie muszą nimi być – ale jeśli zapowiada się w informacji prasowej, że liryki układają się w pewien egzystencjalny koncept i niosą z sobą szereg przemyśleń, to jednak nie wypada poruszać się na poziomie pewnego banału („Nie patrz wstecz, tam już nie ma nic / To co przed nami, właśnie trwa”) czy częstochowskich rymów („Choć na mdłości już cię zbiera / Łeb cię boli jak cholera”). Jasne, miało być od siebie, literalnie, bez zadęcia, ale nazbyt często nie wyszło.

Gdybym miał do czynienia z bardzo młodymi muzykami, mógłbym przymknąć oko. Ale panowie grają już ze sobą ponad dziesięć lat, więc o taryfie ulgowej nie może być mowy. Jest miejscami przyzwoicie, ch0ć mogłoby być lepiej. Dorzucić do pieca, więcej się drzeć, darować sobie ukłony w kierunku bardziej melodyjnych rejonów – albo je dopracować, pomyśleć o lepszej produkcji (wiem, na to potrzebna kasa), lub o obróceniu pewnych niedostatków w nieco bardziej ruszającą słuchacza całość. Polecę więc i ja na koniec banałem, bo muzyka rockowa to taka niezwykła dziedzina sztuki, że czasem i z pustego się naleje, pod warunkiem, że się znajdzie prosty, ale nośny patent. Na razie go brak. No, miejscami się pojawia – i tym optymistycznym stwierdzeniem zakończę.

ocena: 5/10

Oficjalna strona zespołu na Facebooku

(Visited 2 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , .