Tetragrammacide – „Typhonian Wormholes” (2015)

Litościwy Potworze Spaghetti, co ja właśnie przesłuchałem. Bogowie wszelacy, istniejący i nieistniejący, co ja takiego przesłuchałem…

Notka od wydawcy nie przygotowała mnie do odsłuchu. Mówili, że black. Mówili, że mroczny. Mówili, że dziki i wściekły. Wspomnieli nawet, że anti-human. Spoko, damy radę, pomyślałem. W końcu w swojej karierze słuchacza widziałem i doświadczałem już przeróżnych rzeczy. Ale takiego miksu to się nie spodziewałem.

Spróbuję Wam przybliżyć doświadczenie tej płyty. Otóż wyobraźcie sobie black metal. Ale nie taki, jaki grają Mayhemy, Enslavedy, Behemothy, Marduki i cała mainstreamowa plejada. Wyobraźcie sobie black metal jaki grał Anaal Nathrakh na początku kariery. Weźcie „Codex Necro” i przypomnijcie sobie tamto ociekające brudem brzmienie. Got it? To teraz wrzućcie do gara jeszcze Oldschool Rave. Tak, mam na myśli te techno na młot pneumatyczny i wiertarkę udarową. Wymierzajcie mocno, nie żałujcie szatanu i curry (w końcu projekt z Indii). Czy ktoś to jeszcze czyta?

Z tego kociołka Pornografixa wyskakuje nam czysta abominacja chaosu. Brudus Maximus przy którym ostatni menel wydaje się arystokratą. EPka to 7 kawałków minus intro minus interludium minus outro, czyli mniej więcej 20 minut. I chwała, większą dawkę zdzierżyłby chyba tylko głuchy. Zaczyna się dziwnie, industrialnie, jakieś (chyba) żeńskie coś bulgocze pod nosem, dźwięk faluje, przester i hałas, narastający i cofający się, bardzo niepokojący. Już mam pójść założyć na wszelki wypadek pieluchę a tu atakuje „Paramilitant Entropic Initiation„. Na początku brzmi trochę jak trzaski z radia, potem już tylko foniczne pandemonium. Czysta wojna, gdyby Orban puściłby Tetragrammacide z głośników na granicy, uchodźcy stwierdziliby, że w sumie Syria nie jest taka zła. Potem jest „Intricate Acosmic Engineering„, które tylko głębiej prowadzi w szaleństwo. Potem jest chwila grozy i już krańcowe wariatkowo w formie „Extra-Terroristical Chaosophic Intelligence„. Tu pożałowałem braku pieluchy. Takich nieczystości jeszcze nie było. Niczego o gitarach nie powiem poza tym, że są. Tak samo o wokalu. Sekcję perkusyjną jeszcze dam radę określić jako industrialny automat, ale i tak słyszy się wyłącznie chaos i brud.

Przerażający jest fakt, że to ścierwo może pociągać. Nie tak normalnie i zrozumiale dla wszystkich, ale w ten pokrętny, dziwaczny sposób znany fanom eksperymentów (i ekskrementów). „Typhonian Wormholes: Indecipherable Anti-Structural Formulæ” jest obrzydliwa, odrażająca, brzydka, <tu dopisz negatywny epitet> ale… kurde, mnie to kręci, bo jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłem. I to nie jest muzyczny masochizm, tylko raczej zdobywanie nowych terenów. A gdy już wszystkie góry, rzeki, piękne miejsca zostały zdobyte, pozostaje zdobywać piekło.

W związku z niestandardowością recenzowanego materiału pokusiłem się o wystawienie dwóch ocen. Sam skłaniam się do pierwszej. I co z tego, że i ja i artyści stojący za tą ohydą powinniśmy się leczyć? Sanity is for the weak! Totalna masakra dla Waszych ślimaków i bębenków. Nie mówcie, że nie ostrzegałem. To „muzyka” do doświadczenia, nie słuchania.

Ocena (dla poszukujących wrażeń): 9/10

Ocena (dla tych normalnych): unikać za wszelką cenę

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .