The Dog – „I Am You” (2018)

Zacznijmy od małego zadania. Zestaw sobie w głowie trzy słowa: polski; nowy; hardcore; i jak najszybciej wymień kapelę, która do tego pasuje. Wybrałeś Deszcz, prawda? Nie jest to zły strzał, ale gdy poznańskie punki uderzają w smutną frustrację, The Dog rzuca się wściekle na najbliższe uszy i zostawia je w stanie, w jakim skończył mój ulubiony samolocik po spotkaniu z rottweilerem.

Wydany przez Long Walk Records, nowy longplay wrocławskiego Pieśca przynosi dwadzieścia minut zajadłego hardcore’u, szczerego do bólu i stroniącego od wirtuozerii. Jeżeli pamiętacie fenomenalny The Devil Comes At Night i liczycie na podobne tornado, to jednak trochę nie tędy droga. I Am You odchodzi od agresji spod znaku grindcore/powerviolence w klimaty bliższe raczej Biohazard. Co oczywiście nie znaczy, że całkowicie ją traci. 

Zmiana podejścia do muzyki jest dość szybko zauważalna. Podczas, gdy poprzedni album miał charakter nadpobudliwego dzieciaka nafaszerowanego kofeiną, który zwalniał tylko na ostatniej prostej, I Am You zaczyna od chwytliwego intra napakowanego groźnymi motywami. Więcej tutaj tanecznych potupajek niż muzycznych ataków okołopadaczkowych, więcej walca i riffów trwających dłużej niż sekundę. Perkusja i wokal także trochę wyhamowały. Nie odważyłbym się użyć słowa „uspokoiły”, ale jednak dziki szturm zmienił się w przemyślaną przemoc. Blasty i furiackie gonitwy dalej występują, niekiedy nawet w przewadze (People Don’t Exist), niemniej nie stanowią już dania głównego.

Z jednej strony to dobrze. Większy nacisk położono na chwytliwe motywy, łatwiej zapamiętać w numerach coś więcej niż liczba nabitych podczas słuchania siniaków, a i muzycy mają większą okazję popisać się kreatywnością. Z drugiej strony jednak, niekiedy te wolniejsze części są aż zbyt wolne. W takim Drunk With Life przykładowo, pierwsza, bardzo wściekła część najpierw bardzo fajnie kontrastuje z drugą, wolniejszą, niemniej tylko do czasu, gdy tempo z końcówki zacznie być wręcz ślimacze. Flirty Fishing posiada świetne, walcujące partie, ale w ogólnym rozrachunku jest trochę zbyt ślamazarne. Ale, żeby nie było, że tylko narzekam, większość strzałów utrzymuje optymalne tempo. Wspomnijmy na przykład bardzo chwytliwy numer tytułowy, czy też wyjątkowo agresywny Bug Chaser albo Future Veterans.

Dodajmy do tego brudne brzmienie, charakterystyczne dla stylistyki DIY, dzięki któremu przemoc The Dog jeszcze bardziej nabiera ulicznej duszy, i otrzymamy kapitalną płytę. Odstającą troszkę od poziomu „jedynki”, niemniej nadal świetną, żywą, autentyczną. Słowem, taką, którą od razu powinieneś poznać.

The Dog na Facebooku

Ocena: 8,5/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .