The Locked Ward – „Voyages Into The Inner Psych Of…” (2011)

The Locked Ward to oddział zamknięty. Z polskim Oddziałem Zamkniętym łączy ich to, że grają rocka. Rodzaj granego rocka to już inna kwestia.
The Locked Ward pochodzą z Wielkiej Brytanii i odpalając Voyages Into The Inner Psych Of… nie można się w tym temacie pomylić, bo w tej mocno psychodelicznej zupie słychać echa Floydów i Sabbathów. Gościnnie na albumie w dwóch kawałkach pojawia się zresztą John McBain, który grał na gitarze na pierwszej płycie Monster Magnet, co też może dać pewną informację na temat brzmienia, jakie przyjęli The Locked Ward.
A teraz do rzeczy: Voyages… to naprawdę ciekawy album. Wprawne ucho znajdzie tu mnóstwo nawiązań do świetnej muzyki z lat 70-tych, 80-tych, a nawet i 90-tych. Głos Craiga Johna Cappsa siłą rzeczy przywodzi na myśl młodego Ozzy’ego, co z początku wydało mi się trochę denerwujące, ale po jakimś czasie odkryłem w tym nieco uroku. Bardzo dobrze się odnajduje w niełatwych utworach The Locked Ward. Ma ciekawe partie, nie ogranicza się zresztą do prostego śpiewu, próbując gonić resztę zespołu, która wydaje dźwięki na różne sposoby. Pełno tu sampli, efektów, echa, które jednak są zastosowane z rozmysłem i nie przysłaniają wyraźnych szkieletów piosenek. Świetnie wypada przede wszystkim utwór All I See Brightly Is The Darkness z kapitalną akustyczną gitarą i świetną partią wokalisty. Kawałek zmienia się po niecałej minucie w rockowy hymnik grany na trzy, by potem znów wracać do spokojniejszej akustycznej postaci. A potem rozjeżdża jeszcze w efektach i piskach. Świetnie się tego wszystkiego słucha. Grupa zresztą zdaje się lepiej czuć w tych czystych gitarach utrzymanych zdecydowanie w klimacie retro, bo najkrótszy na albumie Am I Sick? brzmi równie znakomicie. Kolejny utwór rozpoczynający się od akustycznej gitary, As They Lay Sleeping (The Defining Art Of Self Despondancy), to znów przebój przywodzący na myśl lata 60-te i epokę dzieci kwiatów. Podręcznikowym przykładem budowania napięcia w utworze muzycznym jest natomiast Words Can Only Echoe (The Sadness The Hours Bring). To długa kompozycja, nieco dołująca, rozkręcająca się powoli. Ale kiedy w końcu w okolicach 4 minuty wybucha riffem i zamienia się w chwytliwą piosenkę, to robi to chyba tylko po to, żeby dać miejsce dla świetnej gitarowej solówki. A potem znów cichnie, by rozpocząć wszystko od nowa i powoli pociągnąć cały numer do zakończenia w postaci big bang. To w zasadzie jednocześnie big bang na zakończenie całego albumu, bo następujący po tym utworze numer tytułowy to już tylko melodeklamacja wokalisty na tle trzasków, skrzypnięć, przesterowań, sprzężeń i innych kosmicznych dźwięków.
Muszę teraz sam przed sobą przyznać, że skoro pokochałem miłością czystą i żywą Milking the Stars: A Re-Imagining of Last Patrol Monster Magnet, to nie mogę po prostu zignorować Voyages Into The Inner Psych Of… I w sumie nie potrafię. To nie jest równie doskonały album, ale myślę, że powoduje w moim mózgu wydzielanie porównywalnej ilości dopaminy.

Ocena: 9/10

v

nmtr
Latest posts by nmtr (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .