The Suits – „Tied” (2020)

Album Tied The Suits to debiut z ambicjami. Warszawscy muzycy postanowili z jednej strony wykorzystać klasyczne rockowe motywy i poszukać zrębów własnego stylu, który buduje się przede wszystkim w oparciu o różne mieszanki – w treści, formie i klimatach. Z drugiej strony kapela położyła spory nacisk na teksty (po angielsku i polsku), starając się, by dotykały palących problemów – przykładem jest choćby poświęcony depresji Splątany). Zespół dość zręcznie rozpina swą propozycję od pop-rockowej, piosenkowej konwencji, po mocniejsze, nowocześnie brzmiące hard rockowe riffy, dochodząc aż do momentów bliskich metalcore’owemu graniu (jak w najmocniejszym na płycie numerze What!?). Bliżej jednak tym piosenkom do „jasnej strony” rocka, która nie jątrzy, nie skrzeczy, nie atakuje brumem z pieców, a gdy tupnie nogą, to nie za głośno.

Pod względem kompozycyjnym i tekstowym jest na Tied całkiem poprawnie, bez efektywniejszych wzlotów, szczęśliwie również bez upadków. Dobrze to wyprodukowane, nieco sterylnie, ale z ożywczą przestrzenią. Znajduję na albumie momenty ciekawe. Choć tej pop-punkowej, melodyjnej, nieco młodzieńczo-szkolnej estetyki (Found Myself czy Don’t Leave Me) osobiście nie kupuję, to jednocześnie nie mogę zarzucić zespołowi braku wyczucia piosenkowej formy. Do radia się nada? Nada. Pytanie, czy ktoś jest dzisiaj w ogóle zainteresowany w rozgłośniach rockową muzyką środka? Zdecydowanie bardziej podobają mi się jednak numery z większą dawką hałasu. „Tustoje” dla przykładu przyciąga uwagę ożywczą energią, lekko grunge’owym motywem, nawet przyjemnym krzykiem na koniec. Kolejne F&D i What!? także na plus. Grunt to dorzucić do pieca. Nie zawsze ta maksyma się sprawdze, ale w takiej formule The Suits wypada lepiej.

Jakub Lotz korzysta z różnych środków wokalnych, ale nie w każdym wydaniu mnie przekonuje. Gdy śpiewa z większym nerwem, gdy nie boi się zedrze gardła, wszystko się zgadza. Natomiast ta czysta, młodzieńcza barwa głosu (PayN czy Splątany) budzi jednak skojarzenia ze szkolną kapelą jadącą na swój pierwszy przegląd – na marginesie tych The Suits trochę wygrali. Nie zmienia to faktu, że dla niektórych będą to skojarzenia miłe i takie śpiewanie rozgrzeje zwłaszcza dziewczęce serca. W swych tekstach Lotz przynajmniej próbuje coś ważnego powiedzieć, prezentując wachlarz tematów ważkich. Za to plus. Czy zawsze udaje się zamknąć problem w interesujących ramach słownych? To już inna kwestia. Trzeba uważać, zwłaszcza gdy sięga się po tematy istotne, bo od szczerości do pewnego banału droga krótka.

To mocna średnia rodzimej rockowej produkcji, choć jednak bliższa mainstreamowi niźli poszukującej alternatywie. Słychać, że kawałki te powstawały na przełomie kilku lat. Ich różnorodność świadczy o wielu inspiracjach i nie pozwala się znudzić. Muzyka rockowa (niestety) przestała być już nośnikiem buntu, brudu i nonszalancji, więc możemy uznać, że The Suits również zostali zwolnieni z obowiązków względem jakichkolwiek ideałów. „Rock and roll umarł, rock jest martwy stary…”, jak śpiewał pewien domniemany pracownik zakładu pogrzebowego. Płyta Tied nie zmieni tego stanu rzeczy, niczego nie wskrzesi, ale może spodobać się słuchaczom, którzy szukają bardziej melodyjnego i sterylnego podejścia do tematu, niemniej jednak opartego na pewnych umiejętnościach i skrojonego według pewnych wzorów. I z domieszką autorskich pomysłów. Tied to niezły debiut na rodzimej scenie rockowej, dobrze wyprodukowany. I tyle. Starczy? Na styk.

ocena: 6/10

Oficjalna strona zespołu na Facebooku

(Visited 19 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , .