Ultha – The Inextricable Wandering (2018)

Jedno spojrzenie. Tylko tyle było potrzebne, abym domyślił się, jaką muzykę znajdę na najnowszym albumie niemieckiej grupy Ultha. Mroczne, minimalistyczne dzieło zdobiące okładkę trzeciego już longplaya Niemców (takie tempo wypluwania kolejnych albumów jest nie lada osiągnięciem – zespół istnieje dopiero cztery lata) nastawiło mnie na niezwykle klimatyczną i melodyjną porcję black metalu. Na dodatek gdyby stworzone przez Ulthę dźwięki trzymały poziom ich poprzednich wydawnictw, to byłaby to porcja niezwykle smaczna.

Czternaście, dziesięć, osiemnaście – to nie numery, które zostaną wylosowane w kolejnej odsłonie Totalizatora Sportowego (choć oczywiście można spróbować), a minutowe czasy trwania trzech z sześciu zawartych na The Inextricable Wandering utworów. Wiadomo, iż utwory te nie będą zbudowane na zasadzie monotonnego katowania instrumentów – wręcz wymagana jest ich złożoność. Dokładnie to dostajemy w tych trzech numerach, których odsłuch nasunął mi skojarzenia z rodzimym Mord’a’Stigmata.

Przygodę z trzecim albumem Ulthy zaczynamy od singlowego The Avarist (Eyes Of A Tragedy). Ten czternastominutowy kolos jest właściwie definicją tego, w jaki sposób Niemcy grają. Mnogość riffów, niezapowiedziane zmiany tempa i wokal rodem z piekielnych czeluści to dla tego zespołu chleb powszedni, i jeśli ten singiel komuś nie przypadł do gustu, to na The Inextricable Wandering taka osoba nie ma czego szukać. Polubić trzeba również przytłumioną produkcję, jednak black metal z doskonałej jakości nagrań nigdy nie słynął – powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie. Nowemu albumowi Panów z Kolonii to brzmienie dodaje jednak klimatu i po gruntownym zapoznaniu się z recenzowanym materiałem (bo jedno czy dwa przesłuchania to zdecydowanie zbyt mało, aby odkryć większość jego atrakcji) uważam, że jest ono strzałem w dziesiątkę. Podczas tych czternastu minut Niemcy udowadniają, że potrafią zarówno zahipnotyzować słuchacza grając wolno, jak i dodać mu zastrzyku energii w szybszych , mocniejszych fragmentach. Takim mocniejszym fragmentem można nazwać drugi na płycie With Knives To Your Throat And Hell In Your Heart, który braki minutowe (cztery minuty krótszy od The Avarist) nadrabia przydługim tytułem i całościowo zdecydowanie szybszym tempem niż którykolwiek z utworów, które składają się na nowy krążek Ulthy. Pewnego rodzaju niespodzianką jest tu brak drastycznych zmian tempa, jednak ten numer najwyraźniej z założenia ma być koncertowym pokazem siły – i zapewne doskonale uda się to zrealizować.

Kolejna niespodzianka czekała mnie w utworze numer trzy, który okazał się ambientowym instrumentalem. Chociaż niezwykle klimatyczny, to na dobrą sprawę wydawnictwo nie straciłoby kompletnie nic, gdyby There Is No Love, High Up In The Gallows  najzwyczajniej w świecie się na nim nie znalazło, choć oczywiście doceniam chęć zróżnicowania wrażeń płynących z obcowania z najnowszym dziełem Ulthy. Strzałem w dziesiątkę jest za to fakt, że znalazł się na nim utwór Cyanide Lips. Rozpoczynający się od znakomitego riffu wiedzie nas przez prawdziwą tonę pomysłów kwartetu z Kolonii, a jako że utrzymany jest w średnim tempie, idealnie nadałby się na kontynuację  With Knives… . Niepotrzebny moim zdaniem There Is No Love… mógłby zaś zostać zastąpiony przez bardzo wolny i czysto zaśpiewany (choć może bardziej pasuje tu słowo wydeklamowany) siedmiominutowy We Only Speak In Darkness, który wraz z Cyanide Lips tworzy przedsmak tego, co czeka na nas na sam koniec.

Zgodnie ze znanym powiedzeniem mówiącym, że mężczyzn poznaje się nie po tym jak zaczynają, ale po tym jak kończą, Panowie z Ulthy najlepsze zostawili na sam koniec. Blisko dziewiętnastominutowe arcydzieło w postaci I’m Afraid To Follow You There to absolutny majstersztyk. Powolne, hipnotyczne wręcz wprowadzenie, stopniowo nabierające mocy po to, aby wybuchnąć potokiem doskonałej muzyki i wściekłego wokalu, i spokojnie zakończyć się ,zostawiając słuchacza ze szczęką gdzieś z sześć stóp pod miejscem, w którym właśnie się znajduje. Klimat wprost wylewa się z głośników/słuchawek, zatapiając odbiorcę w całości, i pozwalając mu wypłynąć dopiero kilka minut po tym, jak ostatni takt ostatniego na płycie utworu w końcu przestanie wybrzmiewać w uszach. Czysty geniusz.

Przejście Ulthy z Vendetta Records pod skrzydła Century Media Records jest dla Niemców niezwykle ważnym krokiem. Oni sami mogą dzięki temu stać się bardziej rozpoznawalni, a ich wydawca do swojej talii kart dodał właśnie kolejnego asa. Przy wyżej wymienionym tempie wydawania albumów nowego dzieła zespołu można spodziewać się już w przyszłym roku, a jego fani zapewne nie uświadczą spadku formy. Póki co kwartet może jednak w spokoju spojrzeć na najnowszą pozycję w swojej dyskografii i niczym porucznik Aldo Raine w „Bękartach Wojny” powiedzieć: „Chyba stworzyliśmy arcydzieło”.

Ocena: 9.5/10

Oprócz nagrywania świetnych albumów zespołowi nie jest obcy również Facebook.

 

 

Łukasz W.
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .