Co tu dużo mówić, Arachnophobia Records dołożyła do rozwoju rodzimej sceny naprawdę solidną cegłę. Wiele złowieszczej muzyki wypełzło na świat dzięki tej wytwórni, dlatego nie ukrywam, że informacja o końcu działalności nieco mnie (delikatnie mówiąc) zdenerwowała. Wiem jednak jakie są realia, tak więc w pełni rozumiem decyzję właściciela labelu. Na pocieszenie dodam, że firma żegna się w naprawdę świetnym stylu. Dowodem na to jest pierwszy pełnowymiarowy album naszej rodzimej hordy UR, która w zeszłym roku debiutowała EP o jakże urokliwym tytule Hail Death.
Będę szczery – zeszłoroczne wydawnictwo muzyków znanych z formacji Bloodstained nie trafiło do mnie i w zasadzie do końca nie wiem z jakiego powodu. Choć materiał od strony technicznej jest naprawdę ok, to suma sumarum po odsłuchu nic nie zostawało w mojej głowie (zapewniam, jest tam tyle wolnego miejsca że zmieściłoby się naprawdę sporo!). Zupełnie inaczej jest w przypadku Black Vortex. To, co pierwsze rzuciło się w moje uszy, to świetny balans między bezkompromisowością blacku i epickością heavy metalu! Żaden z gatunków nie dominuje, wszystko prezentuje się po prostu jak cholernie dobrze przemyślany koncept. Growl przełamuje się z ze świetnym wokalem, który przypomina mi w niektórych momentach Henrika Palma czy Fernando Ribeiro, i co jest oczywiście plusem. Muzycznie natomiast jest tak, jak lubię, rzekłbym, że nawet bardzo. UR nie nudzi, nie przedłuża, nie szuka dziury w całym. Cały materiał, i to od początku do końca, pozwala słuchaczowi w skupieniu zagłębić się w przyszykowaną opowieść. Momentami brzmi to jak Samael podczas swojej sławetnej „ceremonii”, niekiedy jak przywołany już wcześniej In Solitude, innym razem po prostu napierdala z mocą porównywalną do Bathory i dzikością znaną chociażby z Bölzer. Mnie w zupełności wystarczy, zapętlam płytkę kolejny raz na swoich słuchawkach i staram się opanować machanie głową do melodii, jakie płyną z „czarnego wiru”.
Black Vortex z pewnością można postawić obok innych i równie udanych pozycji Arachnophobii. Jeżeli macie dość atmosferycznego i przekombinowanego grania, to pełniak UR jest idealnym rozwiązaniem. Bezkompromisowość, szczerość i ukłon w stronę klasyki bijący od każdego z dziewięciu numerów najłatwiej można podsumować cytatem z pewnego utworu: „zło nigdy nie było prostsze!”
Ocena: 8/10
- BOHREN & DER CLUB OF GORE w Polsce. Poznaliśmy support - 2 marca 2024
- Bohren & Der Club of Gore na dwóch koncertach w Polsce - 9 lutego 2024
- MORRATH: „Myśl za siebie i żyj tak, jak sam chcesz żyć” - 9 lutego 2024
Tagi: 2017, Arachnophobia, Arachnophobia Records, black metal, Black Vortex, Black/Heavy Metal, Bölzer, debiutancka płyta, debiutancki album, debut, debut album, Heavy Metal, polish metal, polish metal scene, Ur.