Witchaven/Maze of Terror – „Death for Our Rivals” (2017)

Zza Wielkiej Wody wjeżdża kalifornijsko-peruwiański split grup Witchaven i Maze Of Terror. Krążek pod tytułem Death for Our Rivals to dziewięć kompozycji – pięć w wykonaniu tych pierwszych i cztery numery drugiej kapeli. Obie formacje mają już jakieś doświadczenie, nie jest to zatem ich debiut. Witchaven gra o pięć lat dłużej niż ich koledzy z Ameryki Południowej, choć w początkowej fazie swojej działalności zespół miał być tribute bandem dla Venom. Szczęśliwie muzycy odeszli od tego zamiaru i postawili na oryginalność i tworzenie własnych kompozycji, co zaowocowało między innymi trzema długograjami. Maze Of Terror jest z kolei aktywne od 2011 roku z jedną bardzo dobrą płytą studyjną na koncie.

Pierwsza część splitu należy do Kalifornijczyków. Podsycony blackiem thrash metal w ich wydaniu nie pozostawia cienia wątpliwości, że mamy do czynienia z plugawym i pierwotnym brzmieniem, a dawne, początkowe fascynacje Venom wyraźnie dają o sobie znać. Power and Control występuje tu w roli otwieracza – jest szybko, dziko i ponuro. Wokal poprzez mocne gardłowe okrzyki raz po raz przypomina o norweskich korzeniach black metalu, co z resztą jest obecne również w kolejnych kawałkach. Manhunter podąża ścieżką wytyczoną w pierwszym utworze, a słuchając go spoglądam na mój odtwarzacz, bo coś mi tu nie gra. Kompozycje Witchaven nie należą do najdłuższych etiud. Dwa pierwsze ciosy to kolejno dwie i pół oraz półtorej minuty metalowej szarpaniny. Mam w stosunku do tych kawałków ambiwalentne podejście, gdyż świetnie one bujają, a jednocześnie mają potencjał, można z nich wykrzesać jeszcze kilka minut dobrego łupania. Nawet następne trzy numery, choć trzy- i czterominutowe, to pozostawiają uczucie niedosytu. Amerykanie robią kawał dobrej roboty. Chce się tego słuchać więcej i więcej. W utworze Trance-Formation grupa wchodzi na wyżyny swoich możliwości, rzucając w stronę słuchacza surowy kawał mięcha w postaci klasycznego blacku wymieszanego z thrashem, a cały numer opiera się o dość ciekawe riffy. Wokalista momentami odpływa w stronę Immortal, a jego głos przypomina Abbatha. W drugiej połowie numeru niespodziewanie uderza nas zmiana tempa i stylistyki, ale zakończenie to już typowa zimna Norwegia. Ostatnia propozycja Witchaven, czyli A.D.D. to ukłon w stronę starej szkoły thrash metalu. Zdecydowanie najszybciej zagrane trzy minuty tej części splitu. Grupa robi bardzo pozytywne wrażenie, brakuje jedynie dłuższych kompozycji utrzymanych w tej stylistyce. Z zainteresowaniem będę się przyglądał dalszym poczynaniom Witchaven.

Z kolei muzyka Maze of Terror to ukłon w stronę południowoamerykańskiej szkoły thrash metalu. Po paru sekundach samoczynnie nasuwa się na myśl skojarzenie z legendarną Sepulturą. The Hunger to stanowcze i silne uderzenie, z rewelacyjną sekcją rytmiczną (ta perkusja!), dobrze gadającymi gitarami i złowieszczym wokalem. Następny numer to jeszcze wyższy poziom, bowiem Executio Bestialis mknie po membranach głośników z zawrotną prędkością. Świetnie współgrają ze sobą wszystkie zmiany tempa, których doświadczamy podczas sześciominutowej ekstazy. Wolniejsze riffy, z których za chwilę wyskakuje szaleńcze solo i potężna sekcja rytmiczna to coś pięknego. W Rivals usłyszymy z kolei solówki mocno inspirowane Slayerem, które okraszają totalne zniszczenie, jakie niesie tu ze sobą mocna kompozycja utworu. Jestem ciekaw, jak z tym numerem grupa radzi sobie na żywo, bo musi to być jeden ze stałych elementów na ich koncertach. Imponujący numer. Czteroaktowy występ Maze of Terror zamyka dziesięciominutowy kolos w postaci Gilles de Rais. Długość utworu daje muzykom więcej przestrzeni i swobody, którą bez skrępowania wykorzystują, najpierw racząc słuchacza nieskrępowanym instrumentalnym intro, a potem składnie budując kompozycję, która nie zaskakuje swoją szybkością i mocą, ale jest bardzo dobrze dopracowana i przemyślana. I choć zdecydowanie lepiej słucha się poprzednich trzech kawałków, to zamykający split utwór wciąż należy do ciekawych propozycji.

Split Witchaven i Maze of Terror to dla mnie jedno z najbardziej pozytywnych muzycznych zaskoczeń ostatnich miesięcy. Nie mając wcześniej styczności z żadną z kapel, nie miałem wobec nich większych oczekiwań. No i tym bardziej ucieszyłem się, że grają obecnie na świecie kapele, które w tak bezkompromisowy sposób podchodzą do tematu thrash metalu. Death for Our Rivals nie ma słabych momentów, może za wyjątkiem długości niektórych utworów. Gdyby dołożyć jeszcze jakieś dwadzieścia minut materiału, byłoby idealnie. Tym niemniej warto zapoznać się z tym, co muzycy z obu Ameryk mają do zaprezentowania. Oby więcej takich krążków!

Ocena: 9/10


Kup CD TUTAJ.

Vladymir
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .