Wormwood – “Ghostland: Wounds from a Bleeding Earth” (2017)

Nie jestem żadnym prawdziwkiem. Nie jestem ortodoksyjnym purystą. Nie jestem także zwolennikiem żadnej teorii czystości gatunku. I właśnie dlatego z wielką przyjemnością zabrałem się za recenzowanie tegorocznego pełnowymiarowego debiutu szwedzkiej formacji Wormwood.

Jako dusza przekorna najbardziej podobało mi się zawsze to, co do ogółu nie pasowało i nie stanowiło w tym ogóle nurtu głównego. Dlatego na przykład w black metalu często aprobowałem rozwiązania, których nie trzeba było mylić z owczym pędem po coraz intensywniejsze nawałnice dźwięków. A jakby jeszcze muzycy użyli choć symptomatycznie jakichkolwiek innych instrumentów poza gatunkowym standardem, albo zastosowali tandetne męskie chórki… i wszystko to jakimś cudem zadziałało, to już byłbym wniebowzięty.

I oto jestem wniebowzięty. Co prawda opisany powyżej zestaw muzycznych tricków jest idealnym przepisem na muzyczną sztampę i prostackie aranże, to w przypadku Ghostland: Wounds from a Bleeding Earth udało się Szwedom stworzyć coś niezmiernie miłego do słuchania. Linie melodyczne są z gruntu nieprędkie (choć taki na przykład What We Lost in the Mist jest naprawdę żwawy), jest mnóstwo chórków, trochę partii skrzypcowych i kilka fragmentów nadających się do składanki „The best of metal ballads”. Żeby jednak nie było tak lukrowato, miałko i ubogo Panowie (i Pani) wymieszali te banały z naprawdę fajnym growlem, rytmiczną – i tam gdzie trzeba – blastującą perkusją, gitarami – miejscami rodem z Iron Maiden (The Boneless One, The Universe is Dying) – i mocnym basem. Wszystkie utwory są warte uwagi, poczynając od wprowadzającego w klimat Gjallarhornet, a skończywszy na przedostatnim The Boneless One (utwór ostatni jest jednak zbyt tandetny, zapominam). Całość albumu jest spójna i trzyma się jednej idei, przy czym każdy kawałek jest przemyślany i wycyzelowany do ostatniego dźwięku. A damski wokal na Silverdimmans återsken to już taki cukierek lukrowany, że ..

Wormwood to zespół świeży. Poza debiutanckim longplayem nagrali tylko EPkę w roku 2015 i to tyle, jeśli chodzi o cały dorobek Szwedów. Ale jeśli pójdą za ciosem i nagrają kolejny tak przyjemny do słuchania album, to ja kibicuję im całą swoją egzystencją. Bo czy trzeba koniecznie napierdalać w instrumenty, rzygać krwią i pozostawiać po sobie zniszczenia niczym po bombie atomowej? Otóż nie! I Ghostland: Wounds from a Bleeding Earth jest tego najlepszym przykładem!

Ocena 8,5/10,0.

 

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , .