Gaahls Wyrd, The Great Old Ones, Auðn – Wrocław (13.12.2017)

Latem bieżącego roku wykluła się informacja, że trasa koncertowa Gaahls Wyrd, czyli nowego zespołu byłego wokalisty Gorgoroth, God Seed oraz Wardruna, dzięki agencjom Iron Realm Productions i Left Hand Sounds zawita również do Polski. Każdy szanujący się fan black metalu powinien był stawić się na jedynym koncercie w Polsce, który odbył się we wrocławskim Firleju, a tymczasem z lekkim zdziwieniem patrzyłem na ilość fanów w klubie, bowiem na moje oko przybyło około 150 osób. Plus jest taki, że mogłem się raczyć walorami muzycznymi w komfortowych warunkach.


Akt I: Auðn

Jak to bywa przy koncertach organizowanych przez LHS, wszystko przebiegło ze szwajcarską precyzją. O godzinie 20:30 na scenę wyszedł Auðn – black metalowy kwintet z lodowo-wulkanicznej Islandii. Panowie przyodziani w czarne garnitury rozpoczęli koncert „z wysokiego C”, i w zasadzie w całości zaprezentowali kawałki z najnowszej płyty Farvegir Fyrndar. W pełni rozumiem zamysł, ale osobiście trochę szkoda, bo debiutancki krążek z 2014 roku jest równie wyśmienity. Od samego początku narastała gęsta i mglista atmosfera. Nie grają oni zwykłego, klasycznego black metalu rodem z północnych krain. Jest tutaj sporo skandynawskiej depresji, jak i zimnego klimatu. Z każdą sekundą muzyka wciągała  głębiej, Tutaj nie było miejsca na szalone pogo. Chłonąłem muzykę, stojąc niemal w bezruchu. Smutek zawodzącego głosu wokalisty i ponura atmosfera wręcz wylewała się z instrumentów.. Raz prezentowane utwory atakowały ostrym łomotem i szalonymi blastami, a innym razem wprowadzały w posępny nastrój ,który znów się zmieniał pod wpływem ścian pięknego hałasu na koniec.
Kapelę znam niemal od czasu jej powstania i spodziewałem się, że to będzie bardzo dobry występ, ale nie aż tak!

To był „piekielnie zły” koncert.


Akt II: The Great Old Ones

Zespół ten miał już przyjemność obcowania z polską publicznością, jednak dla mnie koncert był „tym pierwszym”. Czytałem w sieci sporo pozytywnych opinii o tym zespole, jednak po zawieszonej wysoko poprzeczce przez Auðn uznałem, że Francuzi mieli niemałe zadanie do wykonania. The Great Old Ones ciosał swoje postno-czarne metalowe nuty, przy czym doskonale wybijała się w tym występie głęboko brzmiąca gitara basowa. Do połowy koncertu nie czułem do końca ich muzyki, jednak do momentu, kiedy zespół zagrał kawałek w wersji instrumentalnej (tytułu niestety nie znam), który mnie pozamiatał doszczętnie. Kapitalnie wypadł fragment zagrany przez trzech gitarzystów, których pozornie różne linie melodyczne gitar łączyły się w piękną, świdrującą umysł melodię. Utwór następny był istnym sonicznym atakiem. To był dość mocny punkt ich występu, i gdyby grali ową kompozycję nawet 30 minut, wcale bym się nie obraził. Ogólnie koncert ocenię jako poprawny. Brakowało mi tutaj nutki szaleństwa i „efektu wow”.


Akt III: GAAHLS WYRD

Kiedy na scenę wszedł sam Gaahl, publika zamarła. Wokalista rozpoczął misterium melorecytacją, po czym muzycy zaserwowali muzyczną masakrę, grając utwór Steg zespołu Trelldom. Proste, zapętlone black metalowe riffy z jednostajną perkusją. Całość wprowadzała w totalny trans. Gitarzyści grali dość stagnacyjnie, bez większych czy zauważalnych ruchów scenicznych przez dłuższą część utworu, po czym dali upust prawdziwemu szaleństwu. Wokal Kristiana dodawał magii utworom. Mocny, męski głos w specyficznym stylu: raz czysty i deklamujący, raz złowieszczy, ziejący siarką i mrocznymi demonami, a niekiedy w opętańczo-psychodelicznej manierze. Zespół w setliście wymieszał kompozycje hord Trelldom, Gorgoroth i God Seed, a podczas odgrywanych utworów takich, jak niemal balladowej Sign of an Open Eye oraz diabolicznego Carving a Giant (obydwa zespołu Gorgoroth) można było uświadczyć przysłowiowych ciar. Kiedy zespół zagrał kawałki zespołu God Seed: Aldrande Tre, From the Running of Blood, Lit, Alt Liv oraz This From the Past (niegdyś wałkowane przeze mnie niemiłosiernie), wtedy już było ciężko spokojnie ustać. Móc usłyszeć te numery na żywo, to dla mnie coś niesamowitego. Wspomnieć jeszcze muszę o dwóch utworach, które w wersji koncertowej bez dwóch zdań zniszczyły publikę: Incipit Satan, który wokalnie był wspomagany przez fanów, oraz zapowiedziany z niesłychaną gracją i delikatnością Prosperity and Beauty, który dopełnił black metalowego szaleństwa tego wieczoru. To była totalna destrukcja – idealna kompozycja na dobicie rzeszy fanów czarnego metalu.

Cytując organizatorów z wydarzenia na Facebooku: „Prymitywna energia dalekiej Północy krzyżuje się tu z diabolicznym szamanizmem, sprawiając, że koncert grupy trudno będzie wymazać z pamięci”, zgadzam się w 666%!

Wielkie hails! dla Left Hands Sounds oraz Iron Realm Production za ten koncert.
Zarówno im, sobie, jak i innym maniakom czarnego metalu w 2018 roku życzę więcej takich misteriów.

Autorką zdjęć jest Monika Wawrzyniak.

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , .