Ghost – Warszawa (30.05.2016)

O koncercie słów kilka – póki głowa wciąż gorąca i wrażenie, pod którym pozostaję, niemałe.

Mimo dość nieszczęśliwej, poniedziałkowej pory, Stodoła okazała się solidnie wypełniona. Choć wiedziałem, że kapela jest dziś bardzo dobrze znana w naszym kraju, ilość fanów/ fanek z koszulkami, bluzami, sukienkami, kolczykami, butami czy w końcu dziarami, będącymi dowodem większego niż przeciętne zainteresowania zespołem, zaskoczyła nawet mnie.

Trafiłem do klubu pod koniec Dead Soul, ale na szczęście załapałem się na ich Burn Forever, co tylko umocniło moje przekonanie, że (mimo oszczędnych środków, wynikających z „przystawkowego” charakteru ich występu) to ciekawy skład i warto w wolnej chwili na dłużej zawiesić ucho na ich muzie.

Ghost zameldowali się na scenie po kilkudziesięciu minutach już w pełnej scenografii, dało się odczuć z miejsca, że oprawa show w ich przypadku jest równie istotna jak sama muzyka. Ogromne tło (notabene autorstwa Zbigniewa Bielaka), stylizowane na secesyjny witraż , postument dla perkusisty i klawiszowca, światła, kadzidła, mgły sceniczne – słowem, godny odnotowania przepych.

Nameless Ghoules tradycyjnie we frakach i maskach, Papa Emeritus wystąpił w swoich szatach tylko w kilku pierwszych kawałkach, później przebrał się w wyraźnie lżejszy i wygodniejszy strój barokowego dyrygenta i w nim „performował” do końca występu.

Ale w końcu nie stroje, a muzyka i poziom wykonania są najważniejsze, więc do rzeczy 🙂

Pierwszą refleksją, która przyszła mi na myśl po wczorajszym występie było to, że charyzmy, korespondencji z publiką i panowania nad tłumem nie da się wyuczyć. Można te umiejętności rzecz jasna rozwijać (co po poziomie zaprawienia zespołu doskonale widać), ale sceniczny pierwiastek trzeba mieć już chyba w sobie. I kapela wyraźnie go posiada, bo w zasadzie od pierwszej do ostatniej kompozycji Ghost mieli Stodołę w garści. I ta jadła im z ręki, co było odczuwalne zarówno wtedy, gdy Papa Emeritus zachęcał ludzi do dynamicznej aktywności, jak i wówczas, gdy uciszał ich niedbałym skinieniem dłoni. Już na samym z resztą początku pod barierkami zapanował taki ścisk i amok, że jedna z fanek wpadła w panikę i trzeba było pomóc jej wydostać się z kotła, bo inaczej, w najlepszym wypadku skończyłoby się omdleniem. Wystarczy powiedzieć też, że (przygotowany raczej na spokojną, melodyjną potupaję), wyszedłem z klubu poobijany jak po pełnoprawnym, metalowym gigu.

Set na szczęście przekrojowy, równo obdarowujący fanów każdej z płyt. 15 hitów, w tym te najważniejsze – Per Aspera ad Inferi, Year Zero, Stand by Him, From the Pinnacle to the Pit, Ritual, czy finałowy Monstrance Clock, nie mogły pozostawić nikogo z uczuciem przykrego niedosytu (no może delikatnego, bo zabrakło Death Knell z jedynki). Muzyka kapeli bardzo zyskuje w takiej teatralnej oprawie, udało się w klubie stworzyć właściwy klimat, przez co ponad 90 minut koncertu upłynęło w zasadzie w mgnieniu oka. Brzmienie bardzo dobre, Papa Emeritus wokalnie świetnie, set ograny i zaprezentowany w pełni profesjonalnie. Zespół przeprosił zdawkowo za dwukrotną obsuwę terminu, ale nikt ze zgromadzonych w Stodole słuchaczy nie wydawał się już tym nieciekawym tematem specjalnie poruszony.

Koncert na 5+, wszyscy, którzy cenią ciekawe sztuki, a finalnie pożałowali tej stówki za bilet, powinni srogo żałować 🙂

Setlista:

Spirit
From the Pinnacle to the Pit
Stand by Him
Con Clavi Con Dio
Per Aspera ad Inferi
Body and Blood
Devil Church
Cirice
Year Zero
He Is
Absolution
Mummy Dust
Ghuleh/Zombie Queen
Ritual
Monstrance Clock

 

Fotografem nie jestem, ale nie odmówiłem sobie przyjemności pstryknięcia kilku zdjęć telefonem komórkowym:

Synu
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , .