W sobotni, szaro-bury wieczór iskrzyło w warszawskiej Progresji niczym w parku rozrywki z najróżniejszymi atrakcjami. 11 listopada br. dzięki Knock Out Productions po raz kolejny Polskę odwiedziła metalowa brać pod postacią formacji Mastodon, a przed tym tornadem ruszyła równie ciężka artyleria pod znakiem post-metalu zaserwowanego przez Russian Circles. Koncerty gwiazd, jak i ich klimat różniły się diametralnie, reakcje publiki również. Czy łączenie dość skrajnych gatunkowo zespołów na jednej klubowej scenie to zawsze trafiony pomysł, pozostawiam do dyskusji innym razem, a tymczasem zapraszam do zwięzłej relacji z imprezy.
Przede wszystkim klimat. Russian Circles podeszli do tematu dość energicznie i mocnym, dynamicznym perkusyjnym preludium pierwszych dźwięków utworu 309 rozpoczęli swój koncert, czym z pewnością z miejsca zwrócili uwagę średnio zainteresowanych oraz wielbicieli „progresyjnych” browarów przy barach. Nie był to jednak przedsmak całego setu, ponieważ każdy kolejny utwór był stopniowo mroczniejszy. Wybił się nieco może utwór Afrika z albumu Guidance (2016), jednak wraz z Hamper Lewis i Youngblood ze świetnego albumu Station (2008) robiło się coraz gęściej. Najlepszym momentem okazał się kawałek Geneva z albumu o tym samym tytule, przytłaczający niskim brzmieniem i zmiennym tempem. Nawet Brent Hinds podchwycił klimat przy tym właśnie numerze, siedząc za sceną, i wczuwając się w grę na air guitar.
Największe emocje wzbudzała oczywiście żywiołowa gra perkusisty Dave’a Turncrantza i długie, przeciągające się intra lub outra utworów. Oceniając ten koncert z perspektywy czasu, powinnam się przyznać, że ten występ mnie zachwycił! Nie było żadnej, spektakularnej oprawy oświetleniowej, nie było pogadanek z publiką, która w przypadku tak zimnej atmosfery byłaby zbędna, a mimo to lub właśnie dlatego klimat Panowie stworzyli magiczny. Choć zdania w tej materii na pewno będą podzielone, moim skromnym zdaniem formacja z Chicago dała świetny, wręcz miażdżący występ. Russian Circles nieczęsto pojawiają się w naszym pięknym kraju, więc jeśli gdzieś nadarzy się okazja, idźcie na koncert Drodzy Państwo bez zastanowienia i odczujcie na własnej skórze ten specyficzny chłód.
Setlista:
309
Afrika
Harper Lewis
Youngblood
Geneva
Deficit
Polska kocha Mastodon, i to z wzajemnością. Niedawno w gdańskim B90 Amerykanie swoim koncertem w ramach trasy promującej album Emperor of Sand (2017) rozpalili fanów do czerwoności, tak i tym razem nie obyło się bez fajerwerków. Koncert w Warszawie różnił się jednak od gdańskiego pod kilkoma względami – od repertuaru, atmosfery, po całą oprawę. Od momentu wejścia na scenę hordy prezentującej w największym skrócie metal progresywny sala koncertowa Progresji drżała w posadach. Klimat zmienił się o 180 stopni. Zrobiło się gorąco, energia buchała zarówno ze sceny, jak i z sali, pojawiły się odważniejsze ruchy publiki, powoli zmierzającej do porządnego pomachiwania głowami w rytm nadany przez gwiazdę wieczoru. Mówi się, że setlista tego akurat koncertu była nieoczywista, ale co to znaczy „oczywista”? Mastodon nie należy do debiutantów, to już wyjadacze, którzy mogą sobie pozwolić na fantazje sceniczne. A tych nie brakowało. Czy potrzebne było zatem wałkowanie tzw. pewniaków? Moim zdaniem niekoniecznie. Wprawdzie ponownie nie usłyszeliśmy hitów Blood And Thunder i The Motherload, ale akurat moja dusza nieszczególnie ucierpiała z tego powodu, bowiem kto choć trochę zna repertuar Amerykanów, wie z czym to wszystko się je. Co innego ze smakiem, czyli wykonaniem materiału na żywo.
Nie od dziś wiadomo, że Mastodon koncertowo brzmi „nieco” inaczej. Brzmienie w Progresji tego wieczoru niestety nie należało do najbardziej efektywnych. Coś niedobrego działo się z wokalem, który raz po raz ginął w tle. Tak naprawdę pod tym względem najlepiej zabrzmiały wszystkie ostatnie utwory zagrane wspólnie ze Scottem Kelly (Neurosis), z czego Crack the Skye, Spectrelight, Diamond in the Witch House uznaję za najlepsze momenty z całego koncertu. Co do miotania instrumentami, w przypadku Mastodon nie mam pytań. Co Ci Panowie potrafią na scenie i jak pięknie się tego słuchało (i oglądało!)…. Dodatkowo wzniosłości całemu koncertowi dodawały ciekawe zabiegi oświetleniowe – na scenie postawiono 6 ekranów, na których odpowiednio do utworu rzucane były wizualizacje. Proste a ciekawe. Pozostało słowo o publice i ich miłości do zespołu – wielkie brawa! Znów miło było patrzeć na uśmiechniętych, pochłoniętych koncertem fanów, którzy wypełnili Progresję niemal po brzegi. Porównując z poprzednim show zespołu, w B90 Mastodon tryskali humorem, zagadywali publikę, więcej dokazywali. W Warszawie natomiast ten entuzjazm był nieco bardziej powściągliwy, co nie znaczy, że znikomy. O nie. Było po prostu inaczej. Nie zmienia to faktu, że koncert okazał się bardzo dobry, a dla mnie był znakomitą odskocznią od szarej rzeczywistości!
Setlista:
The Last Baron
Sultan’s Curse
Divinations
Ancient Kingdom
Colony of Birchmen
Ember City
Megalodon
Andromeda
Oblivion
Show Yourself
Precious Stones
Roots Remain
Mother Puncher
Steambreather
Scorpion Breath
Crystal Skull
Crack the Skye
Aqua Dementia
Spectrelight
Diamond in the Witch House
W tym roku Święto Niepodległości w stolicy Polski przebiegało w bardzo niepokojącej atmosferze. Szczerze mówiąc, niektóre wydarzenia były tak bardzo frustrujące, że omal nie zrezygnowałam z wizyty w Progresji. Oj, jakbym żałowała. Z pewnością na następne koncerty Russian Circles i Mastodon (mam nadzieję, że oddzielnie) wybiorę się bez marudzenia.
Do następnego!
Russian Circles
Mastodon
- Podsumowanie roku 2023 wg redakcji KVLT - 6 stycznia 2024
- Summer Dying Loud 2023 – Aleksandrów Łódzki (8-10.09.2023) - 26 września 2023
- Mystic Festival 2023 (Gdańsk) - 28 czerwca 2023
Tagi: fotorelacja, knock out productions, koncert, Mastodon, metal, metal progresywny, post-metal, progresja, relacja, Russian Circles, warszawa.