Na początku ta relacja miała wyglądać inaczej. Chłodna, analityczna, z wypunktowaniem co kiedy było zagrane i czy ładnie wyszło. A potem stwierdziłem, że nie, nie w tym wypadku. Bo Obscure Sphinx słusznie nazywa swoje koncerty rytuałami i nie ma w tym ani odrobiny przesady i pretensjonalności. A zatem ta relacja będzie pisana mniej głową, a bardziej bebechami. Sfinksy zabrały ze sobą w trasę promującą Epitaphs dwa zespoły: warszawską Sunnatę i trójmiejski Sounds Like the End of The World. I były to bardzo, ale to bardzo słuszne wybory.
Z grubsza post-rockowy Sounds Like.. słusznie poszedł na pierwszy ogień, bo jako najłagodniejszy z trójcy stanowił właściwe rozpoczęcie rytuału – ciężar i napięcie należy stopniować. Co więcej, bardzo mile mnie zaskoczył, na żywo dostając dużo większego kopa niż w wersji studyjnej. Szczególnie ciekawie wypadał, będący liderem formacji perkman, który wypruwał sobie flaki, robiąc naprawdę porządna robotę. Spora część z tego, co zaprezentował trójmiejski kwintet pochodziła z najnowszej, jeszcze niewydanej płyty i jak najbardziej zachęciła mnie do tego, by zespół obserwować.
Drugą fazą rytuału była Sunnata, przez wielu okrzyknięta rewelacją polskiej sceny doomowej. Ubrany jednolicie na czarno kwartet wparował na scenę w kłębach dymu, które towarzyszyły im już niemal do końca: i przyładowali. Mocno, z przytupem oraz gracją i siłą rozpędzonego ciągnika. Z wszystkimi wynikającymi z tego plusami i minusami. Sunnata w warunkach koncertowych leży mi dużo bardziej niż w domowym zaciszu, bo transowy ciężar i nośne riffy, stanowiące główną siłę zespołu, przemawiają do mnie o wiele bardziej w wersji na żywca. O ile na poprzedni support nieliczna jeszcze publiczność reagowała dość ciepło, ale z rezerwą i dystansem, o tyle przy Sunnacie nastąpiło pewne ożywienie, bo i jak tu nie machać łbem do takich kawałków jak Beasts of Prey czy Long Gone? Panowie prezentowali się dość statycznie, z wyjątkiem nieco bardziej żwawego basisty. Dobrze wypadły wokale – jako że na płytach są nieco schowane w mixie, to na żywo efekt był podobny, ale jednocześnie wcale nie pozbawiony mocy. To nie ten przypadek, kiedy rozwiązania wokalne na płycie są takie, jakie są, bo po prostu wokalista nie bardzo umie śpiewać. Duży plus. Jednak nawet przy występie na żywo wkradło się w pewnym momencie to, co uderza mnie przy słuchaniu ich płyt – znużenie. Na szczęście w przypadku czterdziestominutowego setu nie było ono bardzo odczuwalne, ale pod koniec nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że ok, fajnie, ale może by tak coś nowego, coś innego? Sunnata potrafi porwać i mile rozbujać, ale po prostu nie na długo. Tak więc: support idealny.
No a potem….Potem rytuał wszedł w fazę finalną. Połowa setu to świeżutkie kompozycje z Epitaphs i zaprawdę, na żywo ta płyta urywa dupę. Nawet w warunkach dalekich od idealnych, jak w lubelskim Graffiti… ale o tym później. To, co Obscure Sphinx robi na scenie jest dopracowane i dopieszczone w szczegółach, a jednocześnie absolutnie nie pozbawione pierwotnej energii i swobody. Zakapturzony Yony, jako jedyny poza Werblem statyczny członek zespołu, jest precyzyjny niczym chirurg, Olo to z kolei ganiający po scenie wulkan energii. Do tego sekcja rytmiczna: gęsta, zdyscyplinowana i dokładna niczym maszyna, a przecież pełna witalności. No i Wielebna ze swoim imponującym głosem, niepokojącym make-upem i intrygującą grą sceniczną. Bardzo autentyczna i niezwykle poruszająca, tym bardziej, że śledząc filmiki z różnych występów widać, że sztywno oklepanej choreografii ta dziewczyna nie ma. Są po proste emocje i ich swobodny, naturalny przepływ, sposób w jaki znajdują ujście. Bo Obscure Sphinx to żywioł. Brutalny, porywający i onieśmielający siłą, lub, jak kto woli, pierdolnięciem. Co było czuć przy miażdżącej Nieprawocie z nowego albumu, gdzie zarówno Wielebna jak Olo zdzierali sobie gardła. Co było widać po reakcjach publiczności na pierwsze dźwięki pełnego emocji The Presence of the Goddess z Void Mother, czy powrotu do debiutu, w postaci Paragnomen. Co było czuć w każdym wiercącym ciało i duszę utworze. Możesz być spoko zespołem i zagrać porządny set, ale pewnych rzeczy nie da się nauczyć. Albo potrafisz wprowadzić publiczność w oczyszczający trans – albo nie. Albo jesteś na scenie szczery i autentyczny – albo nie. Sfinksy to wszystko posiadają i potrafią. Aż do bólu.
Na koniec uwagi, które muszą się tu znaleźć z dziennikarskiego obowiązku. Obscure Sphinx to klasa światowa. Koniec, kropka. I niestety lubelskiemu Graffiti trochę ten fakt albo umknął, albo go przerósł. I tak sobie tylko myślę: skoro ten koncert był tak dobry pomimo problemów technicznych, to jaki by był, gdyby nie one? Wielebna miała ewidentne problemy z odsłuchem. W mocnych fragmentach, gdy pojawiał się czysty śpiew wkradały się fałsze. Ale już w spokojniejszych momentach, kiedy wokalistka się słyszała, nie można było mieć żadnych zarzutów. Szczytem wszystkiego były problemy techniczne, sprawiające, że wokalu nie było słychać w ogóle, w całym Memories of Falling Down. I tu również należą się Graffiti bęcki za taką sytuację. No i na koniec: oświetlenie. Ja wiem, że intensywna gra świateł przy co niektórych ostrzejszych fragmentach jest miła i nawet wskazana. Ale napieprzanie strobolami za każdym razem, gdy wchodzi podwójna stopa, albo robi się trochę szybsza młócka, to kiepski pomysł. Serio. Oni nie potrzebują takich tanich trików. Bo Obscure Sphinx to czysta siła, majestat i rozpierdol.
Autorką zdjęć jest Kamila Pitucha.
[ngg_images source=”galleries” container_ids=”408″ display_type=”photocrati-nextgen_basic_thumbnails” override_thumbnail_settings=”1″ thumbnail_width=”100″ thumbnail_height=”50″ thumbnail_crop=”0″ images_per_page=”42″ number_of_columns=”6″ ajax_pagination=”0″ show_all_in_lightbox=”0″ use_imagebrowser_effect=”0″ show_slideshow_link=”0″ slideshow_link_text=”[Pokaz zdjęć]” template=”/home/platne/serwer16360/public_html/kvlt/wp-content/plugins/nextgen-gallery/products/photocrati_nextgen/modules/ngglegacy/view/gallery-caption.php” order_by=”sortorder” order_direction=”ASC” returns=”included” maximum_entity_count=”500″]
- TVINNA – „One in the Dark” (2021) - 1 marca 2021
- Ols – „Widma” (2020) - 29 kwietnia 2020
- Oranssi Pazuzu – „Mestarin kynsi” (2020) - 16 kwietnia 2020
Tagi: Epitaphs, epitaphs tour 2016, foto, Graffiti, Kamila Pitucha, live, lublin, Obscure Sphinx, photo, post-metal, relacja, reportaż, Wielebna, Yony, zdjęcia.