Rigor Mortiss – Szczecin (17.04.2016)

Rigor Mortiss, to zespół-legenda. Kilka lat temu po długiej przerwie w działalności wrócił do grania i nagrywania. W efekcie dostaliśmy nową EP Brud, a muzycy coraz częściej opuszczają swój rodzinny Płock by koncertować po kraju i za granicą. Wczorajszy występ w Szczecinie (17.04) zakończył ich trasę, promującą to wydawnictwo.

Podczas tego objazdu Rigor Mortiss odwiedził m.in. Gorzów Wlkp. i Berlin, a na finał wybrali trochę nietypowe miejsce. Szczeciński Free Blues Club, zgodnie z nazwą preferuje raczej odmienne od industrialu nastroje. Może dlatego widzów było niestety niewielu (chyba Ci, którzy nie dotarli nie mogli uwierzyć, że taki zespół zagra w takim miejscu…)

Najpierw zobaczyliśmy na scenie Bunt Maszyn. Pod tą nazwą działa Sebastian Ruciński, który proponuje elektro-transowy, dość ekstremalny przekaz. Mocne, instrumentale, współgrające z podkręconymi, zmieniającymi się cały czas światłami, oparte na basowych dźwiękach – to jest styl Buntu. Takie utwory jak Everybody break it down (bass is the bomb kołysały nas około 20 minut, a mój znajomy stwierdził. „Koleś pomylił chyba imprezy, ale jest niezły…” i to był chyba najlepszy komentarz, do tego co usłyszeliśmy.

Czwórka muzyków z Rigor Mortiss zainstalowała się na scenie niedługo później. Wiadomo było, że oprócz nowych numerów zagrają też trochę swoich najstarszych kompozycji z debiutu wydanego w 1992 roku. Ciekawe było zatem jak zabrzmią obok siebie kawałki z różnych lat, tym bardziej, że aktualnie w składzie grupy są dwaj nowi muzycy. Do grających od początku lat 90-tych Jacka Sokołowskiego (perkusja) i Macieja Stolińskiego (gitara, wokal) doszli po reaktywacji Gosia Florczak – samplery, klawisze oraz Grzegorz Chudzik – bas.
Jeżeli ktoś obawiał się, że ten powrót po latach, to będzie tylko reanimacja ledwo trzymającego się na nogach pacjenta, mało wydolnego i niezbyt kreatywnego, to zdecydowanie się mylił. Występ w Szczecinie pokazał, że Rigor Mortiss, to teraz świetnie zgrany, idealnie funkcjonujący mechanizm. Masywne, selektywne brzmienie, dobry wokal i psychodeliczne urozmaicenia, sprawiają, że fani takich grup jak Young Gods czy Laibach, będą dopieszczeni maksymalnie.
Rigor grał utwory z Brudu dorzucając do nich klasyki ze swej dyskografii takie jak Holy Way czy I French Song (w którym Gosia sięgnęła po akordeon), a publika bawiła się coraz lepiej i nawet kilka osób próbowało pogować. Do najlepszych fragmentów programu należało na pewno wykonanie utworu tytułowego z Brudu, kompozycji złożonej z kilku odmiennych sekwencji, na żywo w dodatku rozimprowizowanej. Ona mogła by być dobrym zakończeniem setlisty, ale po jej wykonaniu, kiedy perkusista i basista zeszli ze sceny, dostaliśmy jeszcze coś w rodzaju outro, wykonanego przez Stolińskiego i Gosię. Długi klawiszowo-gitarowy zjazd, który był ciekawym epilogiem całego show. Warto wypatrywać kolejnych szans na zobaczenie Rigor Mortiss na żywo, bo grają teraz chyba tak dobrze jak nigdy wcześniej…

Autorem relacji jest Radek Bruch
Autorem zdjęć jest Tomasz Szewczyk

Piotr
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , .