Riverside – Toruń (18.10.2018)

Jeśli ktoś wciąż żywi przekonanie, że Riverside to zespół cieszący się większą popularnością za granicą naszego kraju niż w nim samym, ma podczas Waste7and Tour 2018 doskonałą okazję ten pogląd zweryfikować. Wyprzedane koncerty w największych miastach w Polsce, setki słuchaczy zgromadzonych podczas każdego z występów, doskonała sprzedaż ostatniej płyty grupy, czy pierwsze miejsce na LP3 świadczą o tym, że kapela cieszy się dziś w Polsce (mimo tego, że sama konsekwentnie zdaje się temu zaprzeczać) mianem prawdziwej gwiazdy.

Toruńska Od Nowa, którą sam band w przedkoncertowych zapowiedziach określał przymiotnikiem „legendarnej” była szóstym przystankiem na trasie składu, można było mieć więc pewność, że Riverside (zaprawiony występami w Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu, Katowicach i Łodzi) będzie już  w optymalnej formie koncertowej.

Obowiązki śródtygodniowe uniemożliwiły mi niestety zjawienie się w Od Nowie podczas koncertów supportów, w klubie zameldowałem się już w momencie rozstawiania się gwiazdy wieczoru. Zaczęli co ciekawe przed czasem od Acid Rain, które przywiodło na myśl wcześniejsze, bardziej progresywne oblicze zespołu. Choć set zdominowały kawałki z Wasteland (Vale of Tears, Lament, Guardian Angel, The Struggle for Survival, Wasteland, The Night Before oraz zagrany na finał River Down Below) kwartet sięgał także śmiało po dawno niesłyszane kompozycje z poprzednich albumów (w tym dwa numery z do dziś bezgranicznie uwielbianego przeze mnie debiutu).

Uwagę (poza bogatą oprawą świetlną i świetnym nagłośnieniem występu) zwracała także żywiołowa reakcja publiczności oraz radość i entuzjazm, którym emanował sam skład (uśmiechy na twarzach muzyków, zachęcanie publiczności do wspólnego śpiewania, podziękowania za obecność i wsparcie, które Mariusz Duda wyrażał tego wieczoru niejednokrotnie – wszystko to pozwalało odnieść wrażenie, że formacja najtrudniejszy okres ma już za sobą i mimo tragicznych doświadczeń, w przyszłość patrzy dziś z optymizmem i podniesioną głową).

Przekrojowa setlista (choć przygotowana niestety z pominięciem numerów z SONGS) wyważona między progresywnymi kompozycjami i bardziej przystępnymi, nowszymi utworami grupy była okazją przekonania się na własnej skórze jak różnorodny jest dotychczasowy dorobek zespołu. Bardzo przyjemnie było również doświadczyć sentymentalnej podróży, jaką zespół zafundował sobie i publiczności sięgając po starsze kawałki – Reality Dream I, Out of Myself, 02 Panic Room, Second Life Syndrome (choć tylko w części) oraz wywołujący ciarki na plecach, cudowny Loose Heart, za zagranie którego kapela ma ode mnie złoty medal. Mariusz Duda wspominał historie sprzed lat, przywołując nawet pierwszy koncert zespołu w Toruniu, który odbył się w nieistniejącym już dziś klubie Bunkier.

Po niemal dwugodzinnym koncercie muzycy zaprosili na scenę Matteo Bassoliego (wspomagającego zespół na trasie od strony technicznej) i wspominając zmarłego w lutym 2016 roku Piotra Grudzińskiego odegrali finałowy River Down Below, stanowiący doskonałe zamknięcie tego emocjonującego wieczoru.

Trudno nie pisać o takich koncertach inaczej jak w samych superlatywach. Riverside to band, który potrafi perfekcyjnie grać emocjami (i na emocjach), nie może więc dziwić fakt, że ma szalenie oddaną rzeszę zwolenników i cieszy się zasłużoną popularnością, (w końcu) także w naszym kraju. Zaiste piękny był to wieczór.

Synu
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , .