Riverside – Warszawa (25.02.2017)

25 lutego 2017, klub Progresja,Warszawa, wietrzny, zimowy wieczór, setki ludzi w ekscytacji ściskających bilety. W tych kolejkach oczekują pierwszego występu światowej już klasy formacji, która na zawsze będzie naznaczona tragedią niespodziewanego oderwania ich części – odejścia gitarzysty Piotra Grudzińskiego. Pierwszy raz od zakrętu swojej muzycznej drogi mieli stanąć na deskach sceny i zagrać koncert. Koncert wyprzedany w godzinę. Riverside – zespół, który w ciągu 14 lat muzycznych podróży z amatorskiego podziemia przebił się na właściwe im salony. Zespół, którego nie sposób nie znać i nie podziwiać. Po śmierci Grudzińskiego 21 lutego 2016 roku losy Riverside stanęły pod znakiem zapytania. Jednak nie poddali się, idą dalej. Popyt na koncerty tej formacji i ogromne wsparcie fanów daje jeden komunikat – Riverside powinno istnieć dalej! „This is not the end. This is not the time”. Wzruszenie, radość grania, radość publiki, poczucie wspólnoty. To był niesamowity wieczór.

Trasa Riverside pod nazwą „Towards The Blue Horizon” rozpoczęła się punkt 20.00. Na scenie pojawiła się trójka przyjaciół: Mariusz Duda, Michał Łapaj i Piotr Kozieradzki. Po długich owacjach Mariusz przywitał fanów słowami: „Dziś na scenie wystąpi inny zespół Riverside, ale mamy nadzieję, że grający wciąż tę samą muzykę, którą kochacie” . Już pierwszym utworem Feel Like Falling (zagranym w nowej wersji) te wszystkie nadzieje wydawały się potwierdzone – rozpętało się prawdziwe, muzyczne święto.

W połowie utworu dołączył do zespołu gościnnie występujący z bandem gitarzysta Maciej Meller (Quidam). Wejść w buty Grudnia to nie lada wyzwanie, oczy fanów były zwrócone w jedną stronę. Ale Maciej tego wieczoru dał z siebie wszystko i genialnie sobie radził z każdym wygrywanym numerem! Kolejno zabrzmiały sztandarowe utwory formacji Second Life Syndrome, Conceiving You z pięknie zagraną solówką przez Maćka, Saturate Me, gdzie Michał prawdziwie zaczął szaleć za konsoletą. Panowie nie zwolnili w kolejnych Caterpillar and the Barbed Wire i stonowanym The Depth of Self-Delusion. Pojawiły się śmielsze interakcje zespołu z publiką, chóry z fanami i fantastyczna gra świateł na dynamiczniejsze momenty utworów. Po pierwszej godzinie dość ekspresyjnej gry kolejną niespodzianką koncertu było akustyczne wykonanie Lost (Why Should I Be Frightened By a Hat?), zagrane w wersji pierwotnej, tj. w takiej, jakiej powstała.

Na kolejne dwa numery Discard Your FearPanic Room do zespołu tym razem dołączył gitarzysta Mateusz Owczarek (Lion Shepherd). Przed utworami Mariusz zaznaczył, że nie chcieli zapraszać 200 osób na scenę, ale czuć się nadal czteroosobowym zespołem, stąd postawił właśnie na takie wybory. Następnym, wyjątkowym gościem okazał się zaproszony saksofonista Marcin Odyniec w utworach Deprived (Irretrievably Lost Imagination)Night Session – Part 2, który zresztą nagrał swoje partie na albumie „Shrine of New Generation Slaves”  z 2013 roku. O Deprived Mariusz zażartował, że zagrali go tylko raz, ale wyszło to tak fatalnie, że zaprzestali próbowania utworu na koncertach. Kolejny raz Riverside dali publice do zrozumienia, jak niezwykły był ten właśnie wieczór podczas sobotniego koncertu.

Następnego, przygotowanego utworu muzycy nieco się bali, jak stwierdził Mariusz, mowa o zagranym Escalator Shrine. Po kolejnym, emocjonalnym Before, usłyszeliśmy znów ważne słowa: „Mamy siłę, aby pójść dalej” . Na bisy nie trzeba było długo czekać. Na scenie znów pojawił się Owczarek wraz z Mellerem i wybrzmiał pół-akustyczny piękny Time Travellers, którego refren publika wyśpiewała do końca ostatniej nuty. Tym razem to Mateusz dał upust swoim umiejętnościom, kończąc utwór pięknym gitarowym solo.

Niezwykle wzruszającym momentem był zagrany utwór Towards the Blue Horizon, który miał szczególny wymiar, zapierający dech w piersiach. Frazy w połowie utworu: „Where are you now my friend?/I miss those days/I hope they take good care/Of you there/And you can still play the guitar/And sing your songs/I just miss those days/And miss you so/Wish I could be strong/When darkness comes” wywołały ciarki na plecach i ścisk gdzieś w środku. To nie jest utwór o Grudniu, ale wyśpiewany tego wieczoru przez Mariusza, z takim właśnie wydźwiękiem i ogromnymi emocjami nie pozostawił nikogo obojętnym. Zresztą twarze publiczności mówiły jedno: pamiętamy. Ten moment przejdzie do historii.

Jako ostatni, zespół zagrał Coda w innej tonacji. Po skończeniu utworu wszyscy występujący tego wieczoru muzycy wyszli na scenę i złożyli publice pokłon, a ta nie pozostawała bierna, głośno skandując podziękowania. Atmosfera była wyjątkowo podniosła, wzruszenia z obu stron sceny sięgały zenitu, słychać było również głośne skandowanie „Grudzień!”. Mariusz podziękował przyjaciołom, z którymi dzielił scenę, co więcej – wymienił i podziękował też Gru

Salę koncertową opuszczaliśmy przy akompaniamencie utworu When the River Flows z ostatniej płyty Eye of the Soundscape. Być może był to najbardziej emocjonalny koncert w całej karierze Riverside i być może najdłuższy – prawie dwie i pół godziny profesjonalnego, wzruszającego i autentycznego dzielenia się swoją sztuką, którą wszyscy zebrani chłonęli do ostatniej minuty koncertu.

Drodzy Państwo, moja dzisiejsza relacja jest bardzo obrazowa. Starałam się jak najwierniej oddać atmosferę panującą tej soboty w Progresji. Jednak jakikolwiek polot w tekście nie zdoła oddać uczuć, jakie mi wczoraj towarzyszyły. Jestem pewna, że każdy uczestnik tego koncertu przyzna mi rację – to był niesamowity wieczór. Przy okazji ogromnie się cieszę, że Riverside zagrali właśnie w Progresji. Oprawa oświetleniowa, udźwiękowienie, przestrzeń koncertowa – kolejny raz klub spisał się na szóstkę! Panie Prezesie – pozdrawiam najserdeczniej

Do następnego!

 

Joanna Pietrzak
Latest posts by Joanna Pietrzak (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .