Stoned Jesus, VOVK, J.D. Overdrive – Sosnowiec (08.10.2019)

8 października 2019 roku życie sprawiło mi niezwykle miłą niespodziankę. Jako że żyję w przeświadczeniu, że na Śląsku dużych metalowych koncertów jest jak na lekarstwo, to odkąd pod koniec zeszłego roku zamknięto katowicki MegaClub jak najęty śmigam to po Wrocławiach, to po innych Krakowach, Warszawach czy nawet Poznaniach, nierzadko gotów spędzać po 3 dni bez snu – czego człowiek nie zrobi dla dobrego koncertu, prawda? Lista obejrzanych w tym roku kapel stale rośnie, licznik odwiedzonych znanych dużych klubów również. Skąd więc miałem do cholery przypuszczać, że będę świadkiem jednego z najciekawszych występów, jaki do tej pory widziałem w niewielkim Jazz Clubie KOMin w Sosnowcu?  

Nie zaczęło się to wprawdzie zbyt różowo, gdyż otwierające wieczór J.D. Overdrive będące zarazem zespołem mającym za mikrofonem organizatora koncertu rozpoczęło granie z prawie godzinnym opóźnieniem. Frontman kapeli wyjaśnił jednak kuriozalny powód tej obsuwy – otóż, najemca budynku nie poinformował właściciela klubu o kongresie partii rządzącej, który odbywał się w tym samym budynku. Na szczęście i tym razem polityka nie wygrała ze sztuką, i koncert finalnie mógł się odbyć, jednak z jego rozpoczęciem trzeba było czekać na zgodę Biura Ochrony Rządu. Cóż, jeśli politycy Prawa i Sprawiedliwości chcieli posłuchać dobrego stonera, to mogli po prostu kupić bilety na koncert.

W końcu jednak muzycy J.D. Overdrive wyszli na scenę, na której przez te pół godziny byli prawdziwym wulkanem energii – jak zwykle zresztą. Energetyczny materiał katowiczan rozgrzał trochę publiczność, i choć samemu zespołowi nie można niczego zarzucić (jak zawsze była moc), to jednak uważam, że nagłośnienie utrudniło wyciągnięcie stu procent z ich występu. To był zdecydowanie najbardziej hałaśliwy z zespołów grających na wtorkowym koncercie, i ewidentnie akustyka klubu nie sprzyjała takiemu typowi grania. Szkoda, bo przy odpowiednim nagłośnieniu występ J.D. Overdrive byłby jeszcze lepszy. Ale i tak było dobrze, tym bardziej biorąc pod uwagę, że wiec PiSu uniemożliwił przeprowadzenie próby dźwięku przed koncertem.

Kolejno na scenie zameldował się pochodzący z Ukrainy VOVK. Mieszająca stonera z dość progresywnym podejściem kapela brzmiała zdecydowanie klarowniej niż występujący przed nią J.D. Overdrive – może to dlatego, że ich muzyka była bardziej stonowana niż ostre granie zespołu z Sosnowca. Zaprezentowane przez nich cztery utwory z promowanego przez nich debiutanckiego Lair przekonały mnie, aby śledzić rozwój zespołu, a gdyby tego było mało, to Panowie zagrali jeszcze cover 21st Century Schizoid Man z repertuaru obchodzącego w tym roku pięćdziesięciolecie istnienia King Crimson – tutaj na wokal wskoczył Igor Sydorenko ze Stoned Jesus i muszę przyznać, że takie połączenie było zwyczajnie znakomite.

Endless Waterfall
The Last Ship Above The Sky
Something
21st Century Schizoid Man
(cover King Crimson)
My Own Private Thoughts

Skoro jestem już przy rocznicach, to godny odnotowania jest fakt, że w ciągle trwającej trasie ukraiński headliner celebruje swoje dziesięciolecie. Niestety nie było to równoznaczne z zahaczeniem o wszystkie cztery pozycje w dyskografii kapeli – z wielkim smutkiem przyjąłem całkowite pominięcie świetnego The Harvest, który sprawił, że na dobre zakochałem się w Stoned Jesus (i w zasadzie jechałem do Sosnowca głównie po to, aby usłyszeć Here Come the Robots). Na szczęście był to jedyny, dosyć subiektywny mankament wtorkowego występu tria. Cała reszta była niebem. Setlista mimo tego jednego braku, którego nie mogę przeboleć, złożona z samych hitów (a jak zapewne wiecie do nich zespół naprawdę ma rękę), niesamowita chemia między muzykami a publicznością, przeogromny ładunek pozytywnej energii przekazywany ze sceny i nie tylko (Igor i Sid nieraz schodzili z gitarami do publiki, a nawet pozowali jednemu delikwentowi do selfie – grając, rzucali żartami etc.), świetne nagłośnienie (w szczególności basu, wokal kilkukrotnie zaginął w akcji)…, oglądając chłopaków w akcji byłem najzwyczajniej w świecie szczęśliwy. Zespołowi bardzo przypadła do gustu szalona sosnowiecka publiczność – mam nadzieję, że oznacza to w miarę rychły powrót do Polski, bo mam przeogromną chęć obejrzenia i posłuchania Stoned Jesus jeszcze raz i znowu chóralnego śpiewania I’m the Mountain. Wypadli po prostu znakomicie i szkoda, że nie mogli grać jeszcze z godzinę. Albo i dwie.

Red Wine
Thessalia
Electric Mistress
(pierwsza połowa)
Indian
Black Woods
Bright Like the Morning
I’m the Mountain
Apathy

Tak, jakość tego wtorkowego wieczoru zdecydowanie była niespodzianką. Podobnie jak sam Jazz Club KOMin, wobec którego nie miałem szczególnie wysokich oczekiwań, a który finalnie okazał się świetnym miejscem, doskonale nadającym się do muzyki na żywo. Na pewno jeszcze nie raz tam wrócę. Wielkie podziękowanie również dla HappyDying Productions/J.D. Overdrive za zorganizowanie tego znakomitego wieczoru i nie uginanie się pod naciskami partii rządzącej. Widzimy się już wkrótce!

Łukasz W.
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .