Anathema: „Artysta, który nie docenia tego, co osiągnął, powinien zmienić zajęcie”

Muzycy brytyjskiej Anathemy sami o sobie mówią, że są chyba najczęściej grającym zagranicznym zespołem w Polsce. Wystąpili już u nas przeszło 60 razy. Niedługo przyjdzie im poprawić ten imponujący wynik, bowiem zaprezentują się jako headliner podczas drugiej edycji festiwalu Prog in Park. Z tej okazji porozmawialiśmy z wokalistą formacji, Vincentem Cavanaghiem.

Vincent, Anathema gra już niemal od 30 lat, wspaniały wynik.

My sami datujemy początek naszego zespołu na rok 1993, kiedy wydaliśmy pierwszy album, więc nadal jesteśmy młodzi, mamy jako zespół dopiero 25 lat (śmiech).

Podoba mi się to, że patrząc przez pryzmat całej Waszej dyskografii, trudno opisać jaką muzykę gracie.

Ja bym to opisał jako rock alternatywny.

Tak po prostu?

Wiesz, nie lubię gdy pisze się o „starej Anathemie” i „nowej Anathemie„, jest tylko jedna Anathema. Tak, zmieniliśmy się, ale wciąż jesteśmy tym samym zespołem. Uważam, że słowo „rock” dobrze opisuje naszą twórczość od 1997/1998 roku, kiedy nagraliśmy i wydaliśmy album Alternative 4. Eternity (album wydany w 1996r.- przyp. aut.) też opisałbym jako rock, z tym że zagrany ciężej. Od tego czasu podróżujemy w różnych muzycznych kierunkach, ale nadal jesteśmy tą samą kapelą. Dlatego uważam, że termin rock alternatywny się sprawdza, bo trafnie opisuje fundamenty naszej muzyki. Usłyszysz na naszych płytach trochę muzyki klasycznej, elektronicznej czy czystego pieprzonego metalu, ale kiedy rozłożysz ją na czynniki pierwsze, to zobaczysz, że podstawą jest rock. Weź na przykład Radiohead. Ich też opisałbym jako rock alternatywny, a ile w ich muzyce jest odcieni i barw. Czasami słyszę, że ktoś nas nazywa zespołem progresywnym, ale nie zgadzam się z tym. Podobnie zresztą jak puryści rocka progresywnego (śmiech). Nie tworzymy długich skomplikowanych form, czasem bliżej nam nawet do popu, choć nie jesteśmy zespołem popowym. Tworzymy proste melodie. Słychać u nas więcej inspiracji The Beatles, niż w innych zespołach, choć oczywiście z tych inspiracji tworzymy coś własnego i unikalnego. Nie jesteśmy więc czysto rockowi, nie jesteśmy metalowi, ani popowi, jesteśmy zespołem, który gra rock alternatywny. Pod tym parasolem zmieści się wszystko to, co nagraliśmy przez całą naszą karierę.

Zapowiedzieliście, że podczas nadchodzącego koncertu w Warszawie, sięgniecie po utwory z ostatnich 20 lat.

Zgadza się, zagramy utwory między innymi z Alternative 4, Judgement, A Fine Day To Exit czy A Natural Disaster, usłyszycie więc piosenki, które ostatnimi czasy były przez nas grane rzadko. Myślę, że będzie fajnie.

Jak już jednak przyznałeś, Anathema powstała w 1993r., więc co z brakującymi pięcioma pierwszymi latami?

To inna historia. Chcąc zagrać piosenki z Serenades czy The Silent Enigma, musielibyśmy zaprosić Duncana (Pattersona, basistę i głównego kompozytora w latach 1991-1998 – przyp. aut.) czy Darrena (White`a, wokalistę w latach 1990-1995 – przyp. aut.), a nie jest to takie proste.

Graliście z nimi trzy lata temu podczas Resonance Tour. Jest szansa, że powtórzycie to w przyszłości?

Byłoby świetnie. Fajnie byłoby znów zagrać na przykład trzy części Eternity. Ale jak mówię, to wymaga obecności Duncana. Nie wiem czy wiesz, że wyprowadził się do Meksyku. Trudno nam się teraz spotkać.

Jak Ci się wtedy grało te stare, ciężkie, metalowe numery?

Wspaniale. Szczególnie mi się podobało to, że mogłem skupić się tylko na graniu na gitarze.

Wolisz grać niż śpiewać?

(długa przerwa) A muszę wybierać? Lubię proces tworzenia, niezależnie od tego czy śpiewam, czy gram. Nieważne czy to gitara, klawisze czy perkusja.

Gdyby wtedy, w latach 90., Darren nie odszedł, zostałbyś wokalistą?

Hmmm… Nie wiem. Jak wiesz nie chciałem śpiewać, to się po prostu stało, kiedy Darren opuścił zespół i nie mieliśmy wokalisty. Padło wtedy na mnie, mimo że miałem zaledwie 21 lat.

Przez te lata Wasza muzyka ewaluowała, ale jest coś, co nie uległo zmianie – byliście i wciąż jesteście popularni. Ten fakt, że fani za wami podążają, to Wasz największy sukces?

Doceniamy to, ale za największy sukces uważam to, że nigdy się nie sprzedaliśmy, zawsze byliśmy szczerzy. Nie zaczęliśmy tworzyć nudnej muzyki, którą można puszczać w radiu. Zmieniliśmy się, ale fani na pewno widzą, że to wynika z nas, z tego, że my się zmieniliśmy jako ludzie, dojrzeliśmy. Naszym prymarnym założeniem jest patrzeć wprzód. To czyni naszą muzykę interesującą dla naszych fanów, ale przede wszystkim dla nas samych. Ważne jest też to, że obecnie piszemy lepsze piosenki (śmiech). Ciężko pracujemy nad tym, aby nasze utwory były interesujące, a koncerty ciekawe dla słuchaczy. To ważna życiowa lekcja – im więcej wkładasz w coś wysiłku, tym lepsze rezultaty osiągniesz.

Pomimo faktu, że jesteście bardzo popularni, nie staliście się częścią mainstreamu.

To prawda.

Żałujesz?

Nie. Nie narzekam. Jestem skupiony na pozytywnych aspektach tego co robię. Na tym, że jestem szczęśliwy robiąc to, co robię. Czerpię z tego pozytywną energię. Nie siedzę więc i nie zadręczam się myślami typu: „Dlaczego nie jesteśmy bardziej popularni?„, nie jestem takim gościem. Artysta, który nie docenia tego, co osiągnął, chyba powinien zmienić zajęcie. Jeśli chcesz być wolnym i szczęśliwym człowiekiem, skup się na swoim życiu, na tym, co możesz robić i co sprawia ci przyjemność. Będziesz wtedy wstawał rano z łóżka szczęśliwy i uśmiechniesz się do swojego odbicia w lustrze. Tymczasem będąc częścią mainstreamu, twoim zadaniem jest sprzedawać swoją muzykę. I pamiętaj, aby się spieszyć, bo sława trwa czasem tylko pięć minut! Nas to na szczęście nie dotyczy.

A teraz coś z zupełnie innej beczki.

Ok.

Co się stało z Optimistą, bohaterem Waszej ostatniej płyty? Upłynął rok od premiery, myślę że możesz powiedzieć już coś więcej.

Przykro mi, nic Ci nie powiem (śmiech). Ta historia wciąż jest niedopowiedziana, musisz poczekać na jej kolejną część.

Nie wiedziałem, że planujecie drugą część.

Nie na następnym albumie, ale w dalszej przyszłości tak.

Myślę, że w dzisiejszych czasach to dość niecodzienne aby zostawiać tak szerokie pole do interpretacji swojej twórczości. Obecnie artyści często wolą walić prosto z mostu.

Te utwory są autobiograficzne, to piosenki o nas. Aby nasi słuchacze mogli się z nimi identyfikować, muszą stać się bardziej uniwersalne. To jak z filmem – przeżywasz go, identyfikujesz się z głównym bohaterem i jego przeżyciami. Czy byłoby to możliwe, gdybyś zobaczył nagranie, na którym reżyser po prostu opowiada o tym, co go w życiu spotkało? Dlatego wykreowaliśmy postać Optymisty. Przeżycia i emocje są prawdziwe, ludzie za nimi stojące też, tylko opowieść jest w trzeciej osobie, abyśmy nabrali do tego dystansu. Nie musimy ujawniać każdego szczegółu dotyczącego naszego życia. Nie chcę, aby ludzie wiedzieli wszystkiego o moim życiu (śmiech). Jestem pewien, że Danny (Cavanagh, gitarzysta – przyp. aut.) i John (Douglas, perkusista – przyp. aut.) też by tego nie chcieli. Wystarczy, że wiecie, że nasze utwory zawsze opowiadają o nas.

Spójrzmy na chwilę w przyszłość, co tam widzisz? Nowy album Anathemy, a może Twoja pierwsza płyta solowa?

(śmiech) Nie chcę zdradzać żadnych szczegółów.

Dobra odpowiedź (śmiech).

Powiem ci tylko, że ja, John i Danny codziennie piszemy nową muzykę. Stworzyliśmy więcej utworów niż potrzebujemy. Oczywiście, że będzie nowa płyta Anathemy, być może będzie też w końcu moja płyta solowa, ale o wszystkim dowiecie się, kiedy nadejdzie odpowiedni czas.

Ok, zmieńmy więc temat. Graliście niemal na całym świecie. Gdzie wam się najbardziej podobało i dlaczego akurat w Polsce? (śmiech)

Doceniam żart (śmiech). Uwielbiam podróżować. Pochodzę z robotniczego Liverpoolu. Jako dzieciak nigdzie nie wyjeżdżałem. Najdalsza wycieczka była godzinę jazdy samochodem. Nagle masz 17 lat, zakładasz zespół, wydajesz płytę i wyruszasz na trasę, docierając do tylu różnych krajów, w tym do Polski. Wyobrażasz sobie to uczucie? To jak zerwanie się ze smyczy. Życie stało się szalone. W młodości nie masz pieniędzy, by wyjechać nawet na wakacje, a nagle stajesz się uzależniony od podróżowania. To zmieniło nie tylko moje życie, ale także mnie samego, w sposób którego nawet nie potrafię opisać.

Wspominałeś ostatnio, że specjalnie na Wasz nadchodzący koncert w Warszawie, nauczysz się więcej słów po polsku. Jak idzie nauka? Znasz już coś więcej niż „zajebiście” i „kapusta”?

Widzę, że jesteś nieźle zorientowany w mojej znajomości polskiego (śmiech). Obiecuję, że postaram się nauczyć czegoś więcej. Mój słownik nie zmienił się od lat i nikogo w Polsce nie potrafię już zaskoczyć.

Spokojnie, uwielbiamy Twoje wstawki po polsku, nawet jeśli dobrze je znamy (śmiech).

Dzięki (śmiech). Ale obiecuję, że „zapgrejduję” swój słownik i podczas Prog in Park zobaczycie nowego Vincenta, wersję na rok 2018.

(Visited 16 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .