Dira Mortis: „udało się nam stworzyć potwora”

Mało kto dziś na polskiej scenie death metal kultywuje klasycznej tradycji tego gatunku. Death metal to czysty chaos i zniszczenie. Dira Mortis to jedna z nielicznych kapel, która nadal pielęgnuję tę tradycje. Ich najnowsza płyta to czysty brutalny death metal. O niej oraz innych sprawach rozmawiałem z Leszkiem. Zapraszam do lektury.

Witaj, Leszku. Na wstępie pozwól, że zapytam Cię o historię Dira Motis. Zespół powstał w 1998 r., a moje pierwsze spotkanie z twoim łomotem odbyło się parę wiosen temu, bo przy okazji „Euphoric Convulsions”. Opowiedz o najważniejszych dla Was i dla zespołu zdarzeniach przed wydaniem płyty.

Witam. Widzę, że później poznałeś naszą nazwę. Jeżeli chodzi o naszą historie nie ma fajerwerk. Zespół powstał dawno temu. Byłem i jestem fanem takiego grania, więc wybór padł na taki gatunek właśnie. W 2001 roku nagraliśmy nasze pierwsze oficjalne wydawnictwo „Revulsion”. W 2002 „Murder Epidemic”, później był „Architecture of Mind”. Wszystkie te materiały nagrywane były w tamtym czasie w składzie: ja i perkusista, linie basu sam kładłem, w studio i na koncertach wspierał nas Tomasz Bogdan, w między czasie przewinął się perkusista Wojtek. Od 2005 roku nie miałem z kim grać przez długi czas, w 2008 spróbowałem ze starym, drugim perkusistą, ale współpraca się nie powiodła, więc zrezygnowałem z poszukiwań i swoich złudnych nadziei o muzykach lokalnych, których tak naprawdę nigdy nie było do takiego tematu jak Dira Mortis.  Znalazłem przy pomocy przyjaciela i kolegi Vizuna i Mścisława, wydawca polecił mi Łukasza jako wokalistę i nagraliśmy „The Cult of the Dead”. Od tego czasu wszystko zaczęło działać jak należy i tak jest do dziś. W 2012 roku wydaliśmy Euphoric, później „Rusty Razor Cuts”, czyli wszystkie pierwsze  materiały na jednym cd.  Dziś w rękach masz „Psalms” naszą nową płytę. To tak pokrótce, żeby nie zamęczać nikogo naszą historią, a bardziej dźwiękami, które produkujemy. Na koniec dodam, że wszystkie etapy naszych działań są ważne i istotne dla całości, więc żadnych momentów nie faworyzowałbym. Robimy swoje jak najlepiej potrafimy z pasji i chęci egzystencji. Na scenie metalowej tak długo jak będziemy mięć pomysł na to wszystko i warunki do tworzenia kolejnych płyt to wszystko.

Po pierwszym długograju, ukazała się kompilacja „Rusty Razor Cuts”. Chciałeś przypomnieć młodszej gwardii metalowców jak powinno się grać death metal?

Nie chciałem przypomnieć jak grać, bo od takich rzeczy to ja nie jestem i nie będę raczej nigdy. Tutaj pomysł wpadł mi do głowy w momencie jak Vizun miał swoją przygodę z nieszczęśliwym wypadkiem samochodowym. Chciałem w jakiś sposób pomóc, zrobić jakiś gest w stronę kolegi i przy pomocy Defense i Łukasza Jaszaka wydaliśmy pierwsze trzy wydawnictwa na jednym cd, plus koncert, który był do pobrania z sieci – graliśmy go charytatywnie w celu zbiórki środków na pomoc poszkodowanym. Wiele to nie wniosło, jeżeli chodzi o ten cel z tego co wiem, ale udało się połączyć przyjemne z pożytecznym i dziś pierwszy etap historii Dira Mortis jest ładnie wydany na jednej płycie. Myślę, że z czasem i tak by się to ukazało w takiej formie, bo chciałem uchronić te materiały od zapomnienia. Materiały były wydane w tamtym czasie tak naprawdę pod moimi szyldami, czasy się znacznie zmieniły, więc mając wytwórnie powierzyłem jej to zadanie i było to bardzo dobrym posunięciem. Co do całej zawartości to jest ona skierowana do sympatyków naszych dokonań i cieszę się, że to się ukazało.

Słuchając nowego krążka „Psalms of Morbid Existence” odnoszę wrażenie, że nadal obieracie kurs na death metal starej szkoły. Album jest przepełniony szaleństwem, przebojowością i mrokiem. To dzieło posiada wszystkie wytyczne metalu śmierci. Czy wracasz do swojego ostatniego dziecka równie często jak ja?

Ciszę się bardzo, że Ci się podoba i mam nadzieję, że następnym razem będzie podobnie. Kurs obrany jest od początku istnienia tego zespołu w tej kwestii myślę, że możesz być spokojny. Pytasz, czy wracam do tej płyty, tak szczerze to rzadko słucham naszych dokonań, wiesz znam je, robiliśmy to od zera, mam to wszystko jeszcze w głowie. To bardzo dobry album, bardzo go lubię, na pewno za jakiś czas będę wracać do niego. Nie ukrywam też, że jak mam czas słucham różnych płyt, bo cały czas coś wpada dobrego do mojego odtwarzacza. Lubię wszystkie nasze materiały, każdy ma swój inny klimat i to jest fajne. Na pewno przy okazji tej płyty było najwięcej pracy z dotychczasowych produkcji i myślę, że przy okazji następnej będzie jeszcze więcej, czego się czasem boję, he he. Ważne i najcenniejsze będzie dla mnie to, jak słuchacze będą często wracać do naszej nazwy, a my będziemy się zajmować pracą nad następcą „Psalms”, ale do tego momentu jeszcze mamy czasu chwilkę.

DIRA MORTIS LIVE

Leszek, większość zespołów wyrzeka się porównań, szufladkowania i daleki jestem od podania przykładów – to jednak Wy traktujecie porównania do Cianide, Autopsy, Master jako nobilitacje. Jesteście esencją old schoola i chwała Wam za to! Czy podczas tworzenia nowego materiału robiłeś sobie come back do albumów sprzed dwóch dekad, aby być bardziej true?

Oczywiście, że miłe są dla nas takie porównania, przecież te kilka nazw co wymieniłeś to świetne zespoły i fundamenty sceny death metalowej i znalazłbym jeszcze tego trochę. Nie mam problemu z tym, że ktoś nie szufladkuje swojej muzyki lub nie przepada jak inni to robią. Jest mnóstwo zespołów, które miksują różne style i nie da się tego nazwać jakoś, a efekt ich prac jest zabójczy. U nas sprawa jest prosta gramy death metal co słychać i jak nawet w przyszłości będzie można usłyszeć wpływy jakichś innych gatunków, to i tak wyjdzie z tego ten rodzaj muzyki. Jeżeli ktoś gra death heavy rocka, czy jeszcze coś innego, to spoko, jak łączy różne  style i jest to fajne to prostu powiem, że zajebiście grają, to wszystko. Sam sobie nieraz jakieś zespoły kojarzę z sobą, porównuje, itd. Jeżeli chodzi o drugą część twojego pytania to nie wracam do płyt sprzed 20 lat przy tworzeniu nowego materiału. Tutaj sprawa wygląda tak, że raczej dużo mniej słucham muzyki jak składam nowe utwory. Kleje to co mam w głowie, zapisuje i powstają nowe dźwięki, później pracujemy razem. Przy robieniu muzyki lubię mięć czysty umysł nie zaprzątnięty innymi płytami tylko tym, co mam sam w planie zrobić. Druga strona medalu jest taka, że wszelkie inspiracje wcześniej się układają i nie jest to tylko muzyka. Teraz słucham najwięcej płyt, bo mam na to czas, jak zaczniemy przygotowywać następny album, to nie będzie już czasu na słuchanie w moim przypadku przynajmniej.

Co sądzisz o najnowszym Grave „Out of Respect for the Dead”?

Nowego Grave mam od prawie tygodnia, przesłuchałem go kilka razy. Bardzo dobry album i jest znakomicie wyprodukowany, wszystko tutaj się zgadza. Album rozpoczyna się znakomitym „Mass Grave Mass” to początek i już wiesz, tak kurwa to jest Szwecja to jest pieprzony Grave z wyśmienitym wokalem Oli. Rewelacyjne numery „Deified”, zamykający „Grotesque Glory” cały stuff jest mega dobry spędzę sporo chwil z tym albumem jeszcze. Wiesz, ja lubię wszystko co nagrali jakiś czas temu, kupiłem demówki i tak samo się cieszę jak ostatnim albumem. Słabszą płytą, którą jak dla mnie nagrali był „Fiendish Regression”, ale też do niej wracam. Oprawa graficzna też jest fajna, to był na pewno jeden z lepszych zakupów jakich ostatnio, jeżeli chodzi o cd.

Sam styl brutalnego death/thrash metalu charakterystycznego dla Dira Mortis pozostał niezmienny, jednak doszukuję się powiewu świeżości. Utwory są rozbudowane, zapętlone riffy, zmiany tempa, wściekłe gitarowe sola i grobowy wokal Łukasza sprawiają, że nowa płyta w porównaniu do debiutu reprezentuje wyższy poziom kompozytorski. Opowiedz o podziale ról w zespole, jak wygląda u Was proces przygotowania materiału przed wejściem do studia?

Podział mniej więcej jest taki sam, ja przygotowuje wszystkie numery, jeżeli chodzi o gitary rozpisuje sobie wszystko w głowie, mam schemat bębnów, jadę z tym do Vizuna, on układa ostateczną linie perkusji, wkłada swoje patenty i pomysły, razem  analizujemy, ogrywamy w sali  i nagrywamy demo. Następnie utwory dostaje Mścisław, robi do tego bas, jedziemy do studia i nagrywamy wszystkie numery. Jak już ślady mamy położone Mścisław układa sola i wgrywamy to już potem. Kolejny etap wokale, utwory lecą mailem lub na cd  do Łukasza i pisze teksty, wracamy do studia i robi swoją robotę, oczywiście też analizujemy wszystko i nagrywamy. Przy tej płycie była drobna zmiana, bo w warstwę  liryczną zaangażował się Bartłomiej Trzaska. Jak już wszystko mamy nagrane tradycyjnie mix mastering. Ostatnią rzeczą to wgrywamy intra, które tradycyjnie już przygotowuje wcześniej z Łukaszem Zenialem Szałankiewiczem, tak to wszystko mniej więcej wygląda. System sprawdzony i pewny i raczej tak zostanie.

DIRA MORTIS2

Jak wyglądała sesja nagraniowa nowego albumu? Brzmienie tego materiału jest po prostu
miażdżące – grobowe i surowe, ale potężne i organiczne. Wiele kapel poruszających się w podobnej stylistyce mogłaby się od was uczyć.

Widzisz podstawą jest to, żeby wiedzieć jak ma brzmieć album, ja zawsze jestem przygotowany do tego i jako zespół wiemy czego chcemy. Bardzo ważny jest tutaj realizator i uwierz mi, że nie pomogą najlepsze graty na świecie jak człowiek, który siedzi za stołem nie ma pojęcia o takiej muzyce. Krzysztof Godycki jest moją prawą ręką, jeżeli chodzi o pracę w studio, znamy się i wiemy jak to ma wyglądać, i życzyłbym każdemu realizatora, który pomaga, jest otwarty na uwagi i sam wnosi coś nowego w brzmienie. Trzeba też pamiętać, że przy każdej nowej produkcji charakter utworów jest inny i nie wolno też się kopiować, bo poprzednia płyta brzmiała dobrze. Naszym celem jest zawsze dobrze brzmiący album, to death metal, więc musi być moc i tym razem udało się nam wyprodukować potwora. Sprzęt też jest ważny i w tej materii to co mamy do dyspozycji w studio jest cholernie dobre i będzie jeszcze lepsze. Jedynie czego inne zespoły mogą się od nas uczyć to tego, że pakowanie dużych pieniędzy w znane nazwisko realizatora lub nazwę studia mija się z celem, bo nie jest to żaden gwarant, że będzie super produkcja. Kompletną głupotą jest sugerowanie się tym, że nagrywały w danym miejscu już duże zespoły. Na takiej naiwności ludzi ktoś później tylko kasę zbija. Sam zespół nie w każdym przypadku zyska czasem wręcz przeciwnie dobre numery konstrukcyjnie są spierdolone i brzmią jak syf. Dobry realizator kogoś kogo znasz i ma swoja wizja brzmienia na pewno jest częścią sukcesu, jeżeli chodzi o samo nagrywanie tak myślę. A jak nasze brzmienie dało ci kopa w ryj to znaczy, że mój poradnik jest dobry.

Kto jest autorem Waszej okładki? Czy spełnia Twoje oczekiwania?

Od „The Cult Of The Dead” autorem naszych opraw graficznych jest Łukasz Jaszak, znany człowiek na scenie z swoich wszechstronnych talentów, zrobił już sporo okładek i fotografii w swoim życiu i na żadnej z swoich prac nie zawiódł. Okładka jak najbardziej spełnia nasze oczekiwania, to był mój pomysł, na początku był minimalnie inny, ale po kilku uwagach Łukasza i sugestiach Piotra z naszej wytwórni doprowadziliśmy do końca.  Wszystko pięknie pasuje z całością płyty i myślę, że bez Łukasza pracy  nie byłoby tego efektu. Jak będzie mięć czas to mam nadzieję, że jeszcze coś dla nas zrobi. Zadowoleni jesteśmy bardzo, wykonał też dla nas sesję zdjęciową, więc wszystko naprawdę fajnie się złożyło.

Na ostatniej płycie oddaliście hołd zespołowi Krabathor „Slavery”. Dlaczego ten zespół i ten utwór jest tak wyjątkowy dla Dira Mortis?

Wyjątkowy, bo jestem fanem Krabathor. Zawsze ceniłem ten zespół i podobają mi się wszystkie ich dokonania. Numer „Slavery” bardzo dobrze pasował do zamknięcia naszej płyty, wybór padł na niego, bo  jest w wolniejszych tempach, ma klimat i jest dla mnie wizytówką, esencją tego zespołu, z tym charakterystycznym basem w tle.  Szkoda, że się to wszystko rozpadło, z drugiej strony biznes muzyczny też pokazał im środkowy palec, bo uważam, że nie byli wystarczająco docenieni, i z wieloma zespołami tak było i będzie pewnie. Wierzę, że kiedyś jeszcze nagrają nowy album, jak nie, trudno, mam stare płyty.

Jakiś czas temu mieszkałeś w Czechach. U naszych sąsiadów odbywają się ważne metalowe festiwale. Czesi bardziej szperają w podziemiu i tłumnie przybywają na metalowe koncerty. Podzielasz moją zdanie?

Mieszkałem w 2007 albo 2008 roku w Pradze 1,5 roku, i byłem wiele razy w innych miejscowościach. Prawdą jest to, że podchodzą do muzyki bardziej emocjonalnie, mają świetne festiwale, mnóstwo koncertów i co najważniejsze wspierają i cenią swoje zespoły, w przeciwieństwie do Polski, zawsze uważałem, że lepiej to wygląda i tak zapewne już zostanie. W tamtym czasie jak  byłem na podziemnych koncertach, nie było problemów z frekwencją, płyty, koszulki sprzedawały się, lało się piwo, była fantastyczna atmosfera, i tak jest do dziś. Tam muzyczny świat nie kręci się wokół dwóch, trzech nazw, jak ma miejsce u nas. I dlatego też mają te festiwale mocną scenę grand, dużo undergroundowych imprez i to wszystko hula i ogólnie muzyka metalowa ma się tam znakomicie, bo są po prostu fajni ludzie, no nic, pozazdrościć tyle.

Oni zachwycają się naszą metalową sceną, a my ich imprezami. Paradoks polega na tym, że nasze zespoły nie są doceniane w ojczystym kraju i dopiero poza granicami dostają wsparcie. Jak jest w przypadku Dira Mortis?

I to się nie zmieni, wspomniałem powyżej, w naszym kraju wszystko się kręci wokół dwóch, trzech nazw. Jakie te zespoły mogą  mięć wsparcie, jak w Polsce jest kilka osób, które prowadzą większe wytwórnie i wciskają w kółko to samo ludziom i nie wydaje się nic nowego, w znaczeniu młodszych zespołów. Masz dwie gazety, w których coś jeszcze sensownego poczytasz i na szczęście trochę medi internetowych. Z koncertami to samo jest, żeby nasze  zespoły  mogły być doceniane, musiałyby zagrać większe imprezy w kraju, ale nie zagrają, bo żeby zagrać na większych koncertach to musisz znać odpowiednich ludzi i co jest paranoją dołożyć pewnie do tego interesu jeszcze, dlatego już kilka dobrych nazw zostało załatwionych już dawno, a ci co są, zostaje im zachód tylko i przy odrobinie szczęścia może tam im się uda. My robimy swoją robotę, mamy swoją ścieżkę, nie pchamy się nigdzie na krzywy ryj i omijamy to wszystko, i tak będziemy robić pewnie dalej. Sama muzyka nie wystarczy  lata 90- te dawno minęły, większe  wytwórenki i spece od koncertów będą wam serwować duże zespoły zagraniczne,  a z naszego podwórka te kilka nazw do zajebania, bo legenda, bo koledzy, bo chuj. Młodsze i to bardzo dobre  zespoły będą tłuc koncerty po małych knajpach dokładać do tego, a później pierdolną wszystkim co jest oczywiste, bo żeby to działało to muszą mieć wsparcie, mięć jakąś wytwórnie i mieć możliwość pokazania się szerszej publiczności. I nie będą mieli, bo nowych wytwórni nie przybywa, więc nikt im tego nie wyda, wydadzą sami i pewnie przepadnie albo tak jak mówisz doceni ktoś z zachodu i może się uda. W naszym przypadku jak na razie doceniają nas ludzie, do których nasza muzyka dociera i muzyczne media w Polsce i zagranicą, co cieszy. Jeżeli chodzi o organizatorów koncertów  i większe wytwórnie z kraju, to mają na nas wyjebane z małymi wyjątkami i nawet nie liczę, że tutaj się coś zmieni, chyba, że nowi ludzie wejdą w przyszłości na rynek z działalnością wydawniczą czy też koncertową. Polska to nie Szwecja, Czechy i raczej nigdy nie będzie, inaczej pod względem promowania rodzimych zespołów. Zawsze jest jednak nadzieja, że w przyszłości się coś polepszy. Takim przykładem jest nasza wytwórnia, która wydała sporo polskich wydawnictw i od lat wspiera zespoły, na ile jej możliwości pozwalają.

DIRA MORTIS 2015 k

2015 za nami – nie omieszkam zapytać jaki był ten rok dla Twojego zespołu? Nie byliście zbyt aktywni koncertowo. Powiedz, czy 2016 r. będzie rokiem Dira Mortis?

W 2015 samym końcem wydaliśmy „Psalms Of Morbid Existence”, wiec to na pewno dobry rok, wcześniej dużo roboty było, przygotowania, nagrania i cała reszta, co też bardzo dobrze wspominam. Ponad dwa ostatnie lata to była praca nad tym materiałem, wcześniej było mniej różowo, bo Vizun miał wypadek, dużo to pomieszało nie tylko Dira Mortis, ale i reszcie zespołów, w których gra. Koncertowo nie byliśmy aktywni, bo skoncentrowani byliśmy nad nową płytą. Teraz z kolei ostatnim czasem Mścisław miał drobny wypadek i ma problem z ręką, ale jakoś to będzie jestem dobrej myśli. Jeżeli chodzi o koncerty, to nie od nas to zależy tylko od organizatorów takowych. Nie jesteśmy jak zauważyłeś szczególnie aktywni z czasem się może to zmieni, nie wiem. Pochodzimy z różnych stron w Polsce, każdy z nas ma swoje obowiązki, więc żeby coś planować musimy wcześniej już ustalać różne sprawy. Na razie żyjemy nową płytą, dopiero za jakiś czas zabiorę się za pracę nad kolejną, mam nadzieje, że ten rok będzie dobry, tego bym sobie życzył na pewno.

Dziękuję za wywiad i poświęcony czas. Ostatnie słowa do czytelników KVLT?

Dziękuje Ci za zainteresowanie i fajny wywiad. Pozdrawiam wszystkich czytelników i życzę Wam wszystkiego dobrego!

(Visited 2 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , .