Disperse: „szukamy w tym wszystkim prawdziwych nas”

Pytając przypadkowego przechodnia o progresywne zespoły z Polski, które warto znać usłyszymy zapewne „Riverside?” wypowiedziane przerażonym głosem, po czym ucieknie śpiewając najlepsze szlagiery Budki Suflera. Tak to jest jak się łapie ludzi na ulicy. Ale na tym muzyczny świat w Polsce się nie kończy – czego najlepszym przykładem są utalentowani goście z Disperse. Poprzeszkadzałem trochę Jakubowi Żyteckiemu i Rafałowi Biernackiemu w pracach nad nowymi utworami, aby dowiedzieć się trochę o nowym albumie, dołączeniu do składu Mike’a Malyana, początkach zespołu i o tym, że w przerwach od jammowania najlepiej wybrać Call of Duty Black Ops II.

 

Od pewnego czasu na swoim profilu na fb podsycacie ciekawość fanów wpisami o pracy nad nowym albumem – kiedy możemy się spodziewać nowej muzyki Disperse?

Jakub: Prawdopodobnie wczesną jesienią.

Wiele zespołów w wywiadach mówi, że drugi album był dla nich „tym najtrudniejszym” wy macie tę presję już za sobą – jaka będzie trzecia płyta Disperse? Więcej, lepiej, ciekawiej czy może wywracacie wszystko do góry nogami i próbujcie czegoś nowego?

Rafał: Na pewno będzie inaczej niż na poprzednich płytach. Zdecydowaliśmy się na przekazanie treści w krótki, ale konkretny temat. Z pewnością nie zabraknie pięknych melodii, a będzie ich zdecydowanie więcej niż na Journey Through The Hidden Gardens czy Living Mirrors.

Jakub: Będzie miejmy nadzieję ciekawiej, choć chyba niekoniecznie więcej. Oczywiście staramy się próbować nowych rzeczy, bez tego chyba nie przetrwalibyśmy procesu tworzenia, gdyż przybiłaby nas nuda. Ciężko jest jeszcze na tym etapie mówić cokolwiek na temat nowej muzyki, ponieważ mamy jeszcze kilka miesięcy, żeby po raz tysięczny obrócić wszystko do góry nogami.

W przypadku poprzednich płyt Disperse fani starali się doszukiwać konceptu spajającego cały album. Czy przy pracy nad nowym wydawnictwie macie jakąś ideę przewodnią?

Jakub: Tak, choć niekoniecznie może być ona zawarta w lirykach. Wydaje się, że temat ten może być objawiać w konkretnych emocjach, które będziemy się starać na tej płycie potęgować. Teksty, muzyka i ogólna estetyka albumu mogą jedynie działać jako drogowskazy.

Czy macie zamiar zaprosić jakiś gości do współpracy przy nowym albumie?

Jakub: Padły jakieś wstępne pomysły, ale nie jest to coś nad czym bardzo się głowimy. Jeśli coś w tym kierunku się wydarzy, to jak zwykle, stanie się to na totalnym spontanie i pod koniec całego procesu.

Pod koniec września ogłosiliście, że musicie zrezygnować z występu na Euroblast ze względu na odejście dotychczasowego perkusisty Macieja Dzika. Już w październiku ogłosiliście dołączenie do składu Mike’a Malyana znanego wcześniej m.in. z Monuments oraz The Algorithm informując, że już od marca tworzycie razem nową muzykę. Co się stało po drodze, że sprawy tak się potoczyły?

Jakub: Maciek stwierdził, że brak mu czasu i energii na zespół i tworzenie nowego materiału. Jego decyzję uszanowaliśmy. Trochę gorzej było zaakceptować fakt, że musimy odwołać Euroblast, ale już wszystko jest miedzy nami ok i nadal się kochamy. [śmiech] Po jakimś czasie, z podobnych powodów odszedł Wojtek [Wojtek Famielec – basista zespołu]. Jego decyzje, z bólem serducha, również musieliśmy zaakceptować. Mike odwiedzał mnie już od marca 2015, kiedy to pisaliśmy sobie muzykę w przerwach od grania w Black Ops II. Fajnie nam się działało i później co jakiś czas znowu się spotykaliśmy. Kiedy Maciek odszedł, a ja z Mikiem i lekkim kacem wracaliśmy z Euroblast z Köln do Polski, Mike zaproponował, że mógłby do nas dołączyć. W końcu i tak pisaliśmy muzę od dłuższego czasu i wszystko to jakoś powoli układało się w spójną całość. Aktualnie zespół to Rafał, Mike i ja.

Jak będzie się układała współpraca z nowym perkusistą? Czy to, że mieszka poza granicami Polski nie przysporzy trudności logistycznych w nagrywaniu i pracą nad materiałem?

Jakub: Absolutnie nie. I tak bardzo często tworzymy sami na swoich domowych maszynach, po czym update’ujemy nasz dropbox z wszystkimi potencjalnymi numerami i pomysłami, więc taki system pracy nie jest zaburzony przez dystans jaki nas dzieli.

Jak wygląda w waszym przypadku proces komponowania i tworzenia muzyki?

Jakub: Część tego procesu wygląda tak jak opisałem to wcześniej. Jednak kiedy już się spotykamy, bawimy się tym co już wstępnie zostało napisane w domu, albo jammujemy i zaczynamy kompletnie nowe rzeczy, albo gramy w Black Ops [śmiech]

Rafał: W zasadzie tworzeniem w dużej mierze zajmuje się Kubuś. My z Mikiem staramy się w jakiś delikatny sposób pomóc, podrzucając swoje pomysły.

Choć na fb macie pisany „fantasy music” jako gatunek, to jednak częściej wasza muzyka jest określana jako progresywny metal/rock ale i djent – czy też uważacie, że ten ostatni gatunek ma pejoratywne znaczenie? Wiele zespołów oburza się, gdy są nazwani djentem.

Jakub: Niezbyt się tym interesujemy szczerze mówiąc.

Wiele osób jako pierwsze skojarzenie po zapoznaniu się z waszą muzyką podaje Dream Theater. Z drugiej strony w Polsce mamy wielu znakomitych artystów progresywnych takich jak Kobong, Proghma-C, Ketha, Indukti czy z drugiej strony SBB, Riverside i Lunatic Soul. Już nawet nie wspominając o twórcach muzyki klasycznej, bluesie czy jazzie. Jak myślicie – bardziej inspirowała was muzyka polska czy zagraniczna?

Jakub: Zdecydowanie zagraniczna, choć wyżej wymieniony Riverside czy Proghma-C są nam bardzo bliskie. Przy tworzeniu pierwszej płyty namiętnie słuchaliśmy tych zespołów.

Niedoszły występ na Euroblast może nie jest najlepszym przykładem, ale jednak pokazuje, że wasza muzyka jest znana i ceniona poza Polską. Jak to wygląda obecnie – myślicie, że jesteście bardziej rozpoznawalni w kraju czy za granicą?

Jakub: Prawdopodobnie za granicą, choć wydaje się, że aktualnie w Polsce jest o tych kilka osób więcej, które chcą nas słuchać.

Możecie mi opowiedzieć o początkach zespołu? Jak to się stało, że grupa nastolatków zaczęła grać muzykę, której generalnie „nie gra się w Polsce”?

Rafał: Z Kubusiem poznaliśmy się w szkole muzycznej, gdzie nasi nauczyciele nas na siebie naprowadzili. Po pierwszym spotkaniu doszliśmy do wniosku, że chcemy założyć razem band. Nie było to Disperse, po prostu jaraliśmy się grając covery Gunsów, Comy. Próbowaliśmy też tworzyć pierwsze szkielety naszych wtedy jeszcze polskojęzycznych utworów. Później na naszej ścieżce poznaliśmy basistę Marcina Kicyka, który zaraził nas nieco inną muzą i wspólnie zaczęliśmy tworzyć bardziej złożone numery. Wtedy przyjęliśmy nazwę Disperse.

Disperse powstało pod koniec 2007 r., teraz mam początek 2016, więc trochę czasu upłynęło. Jak się zmieniliście przez ten czas jako zespół – oprócz tego, że w wywiadach już pewnie nie jesteście dręczeni pytaniami o wiek. Czy wasze plany i podejście do muzyki uległo zmianie?

Jakub: Wow, rzeczywiście! To już prawie 10 lat, masakra jakaś! Cóż, myślę, że te 10 lat i zaledwie dwa albumy na koncie zespołu to dowód na to, że cały czas tak naprawdę studiujemy swoją artystyczną wrażliwość, szukamy w tym wszystkim prawdziwych nas. Ludzie narzekają, ze druga płyta jest drastycznie inna od pierwszej, ale jakże miałaby nie być skoro te pierwszą pisaliśmy jako piętnastoletnie dzieciaki? Naturalnym jest, że cały czas poszukujemy, dlatego też trzecia płyta będzie ponownym zaskoczeniem, tyle, że tym razem nie będziemy się zamartwiać faktem, że znowu poszliśmy gdzieś indziej. Jak dla mnie, idziemy po prostu coraz głębiej i wizja tego, co tak naprawę chcemy przekazać przez nasze działania staje się powoli coraz to jaśniejsza.

W 2012 r. środowiskiem muzycznym wstrząsnęła wieść o śmierci Szymona Czecha, którzy przez wielu uznawany był za najlepszego producenta muzycznego w metalu. Szymon odpowiadał za miksy waszej pierwszej płyty Journey Through The Hidden Gardens – czy macie jakieś wspomnienia związane z jego osobą?

Jakub: Szymon miał być odpowiedzialny za mix i produkcję Living Mirrors. Odwiedzaliśmy go w jego studiu pod Olsztynem, gdzie nagrywaliśmy tę płytę z jeszcze wcześniejszym, „przedmaćkowym” perkusistą, Kubą Chmurą. Niestety w trakcie całego procesu, stan Szymona zaczął się pogarszać, a my zastanawialiśmy się co możemy zrobić. Postanowiliśmy nagrać wszystko od nowa, u mnie w domu, totalnie DIY.  Przez długi czas jednak utrzymywaliśmy z Szymonem kontakt, wysyłałem mu co chwila nowe wersje moich nieudolnych miksów, a on dawał mi cenne wskazówki.  Oczywiście w pewnym momencie kontakt już się urwał. Strasznie smutna sprawa, aż ciarki przechodzą.  Najbardziej uderzający był moment, kiedy kilka tygodni po śmierci, zadzwonił do mnie jego ojciec, mówiąc, że Szymon bardzo prosił o wykonanie tego telefonu i prosił też by powiedzieć, że bardzo w nas wierzy i wie, że pójdziemy właściwą drogą. To był szok. Od tamtej pory, wiem, że zawsze kiedy cokolwiek nowego wydamy, będzie to poniekąd ku jego czci.

Odpowiadałeś za produkcję na waszym drugim albumie – czy obcowanie ze swoją muzyką w nowej roli zmieniło to jak patrzysz na twórczość Disperse?

Jakub: Jasne, że tak. Zacząłem dużo bardziej świrować! Produkcja swojej własnej muzy to trudna rzecz, ponieważ po setkach godzin spędzonych na dopracowywaniu, czy też uczeniu się nowych riffów, nagle musisz uchwycić utwór jako całość i porzucić tzw. „syndrom instrumentalisty”, z czym dość często miewam problem. [śmiech] Myślę, że właśnie to było główną zmianą, albo przynajmniej życzę sobie żeby tak było. Staram się odłożyć na bok swoją gitarową dumę i skupić się po prostu na sile piosenki.

W zeszłym roku wydałeś solowy album Wishful Lotus Proof – czemu się na to zdecydowałeś? Miałeś skomponowane dużo muzyki, która stylem nie pasowała do Disperse?

Jakub: Nie. Nie miałem praktycznie nic napisanego, gdy zdecydowałem się zacząć pracować nad tym albumem. Chyba po prostu potrzebowałem się na jakiś czas odciąć od pewnych miejsc i rzeczy. Pewne jest jednak to, że po wydaniu Living Mirrors przez długi czas nie byłem w stanie nic konkretnego napisać, co doprowadzało mnie do szału. Próbowałem znaleźć odpowiedź dlaczego tak się dzieje. Gdy przeprowadziłem się z powrotem do mojego rodzinnego domu na wsi, muzyka powoli zaczęła powstawać. Z perspektywy czasu, dostrzegam, że była to swego rodzaju terapia, wyrzucenie z siebie rożnych dziwnych rzeczy. Pewnie dlatego ta płyta momentami jest tak mroczna i ciężka. Pojawiają się tam jednak swego rodzaju przebłyski światła, które prawdopodobnie zdominują nową płytę Disperse.

Muzyka techniczna i skomplikowana rytmicznie często wzbudza komentarze „to czysta technika, nie ma tam żadnego feelingu” co o sądzicie o takiej krytyce?

Rafał: Fakt faktem, że w muzyce Disperse jest dużo technicznego grania, ale nie uważam, że jest go za dużo. Każdą krytykę „uzasadnioną” przyjmujemy na klatę. Jeśli ktoś uważa, że nie ma w niej feelingu to po prostu niech przestanie jej słuchać i pozwoli innym.

Udało wam się wystąpić na wielu koncertach i scenach Europy – który koncert wspominacie najlepiej?

Jakub: Pierwszy koncert na Euroblast był dość magiczny. Nasz pierwszy koncert za granicą, okazja by poznać osobiście zespoły, które wtedy na co dzień słuchaliśmy. To było to.

Jakiś czas temu natknąłem się na jedną wypowiedź Leonarda Bernsteina: Music… can name the unnameable and communicate the unknowable. Jestem ciekawy co sądzicie o tej tezie.

Jakub: Pan Bernstein powiedział już wystarczająco trafnie. My nic nie dodajemy, jedynie grzecznie mu przytakujemy.

Jakie macie plany na ten rok? Poza nagraniem, wydaniem i podbiciem świata swoim nowym albumem?

Jakub: Podbicie świata koncertami!

Dzięki za wywiad i czas, który na niego poświęciliście.

Zdjęcia Disperse pochodzą z materiałów promocyjnych nadesłanych przez zespół.

Z zespołem rozmawiał – Naird

Piotr
Latest posts by Piotr (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , .