Ester Segarra: „W życiu trzeba płacić cenę za to, co się robi”

Dla fotografii prezentującej sylwetki zespołów z pewnością postać ikoniczna. Nawet jeśli jej nazwisko niewiele Wam mówi – co dla mnie osobiście wydaje się mało prawdopodobne – z pewnością wyjątkowo specyficzne zdjęcia, których jest autorką, zapadają w pamięć bez reszty, a do tego lista zespołów, z którymi współpracowała jest naprawdę imponująca. Przez ponad piętnaście lat tworzy na potrzeby zespołów sceny black/death metalowej, czego owocem są sesje dla najbardziej znanych (i uznanych) zespołów, począwszy od Watain, na Einarze Selviku skończywszy. Przed Wami Ester Segarra.

Cześć! Nazywam się Magda i reprezentuję webzine Kvlt. Na początek prosto – jak się masz?

U mnie w porządku. Co prawda jestem zapracowana, ale jest ok.

Okazja, by z Tobą porozmawiać jest naprawdę wyjątkowa – właśnie wydałaś swojego artbooka z fotografiami, które wykonywałaś przez ostatnie 15 lat. To spory kawał czasu. Dlaczego akurat teraz zdecydowałaś się, by opublikować swoje niezwykłe prace?

Wielokrotnie byłam zachęcana do wydania swojej książki, ale nigdy nie czułam takiej potrzeby, aż do 2015 roku, kiedy rozpoczęłam ten projekt. Poczułam potrzebę zerknięcia wstecz na to, co zrobiłam i sensownie połączyć to w całość. Zetknęłam się z własną śmiercią i potrzebowałam rozpocząć nowy rozdział. Nie mogłam znaleźć lepszego sposobu na jej opisanie, niż zrobienie książki.

Zechciałabyś opowiedzieć o tym doświadczeniu?

Była to część rytuału medycyny roślinnej. Wszystko co znałam, co było wokół mnie zniknęło. Śmierć ego. Widziałam białe światło. Wróciłam niczym czyste płótno. Wiedząc, że byłam tutaj i zawsze będę.

To bardzo szczere. Pomówmy więc o detalach wydawniczych, które wydają się teraz niezwykle istotne. Książka została wydana w bardzo ekskluzywnej oprawie – to nie tylko dokumentacja Twojej pracy, ale samodzielne dzieło sztuki. Skupiłaś się na najdrobniejszych detalach – od wyboru papieru po rozmiar książki. I możemy ją ustawić razem z kolekcją winyli.

Tak, to książka stworzona z miłości do muzyki, artystów i jej fanów. Jest uhonorowaniem krwi, potu i łez,bez których nie powstałby album , i zaprojektowana tak, by pasowała do twojej kolekcji płyt. Fotografia muzyczna dotyczy zarówno muzyki, jak i samej fotografii, i od samego początku, będąc świadoma tego połączenia, czułam potrzebę, że musi być to książka, która to pokazuje. Należy do kolekcji płyt w taki sposób, że zawiera obrazy pochodzące z tych wydawnictw. Obrazy, które znalazły się w albumach lub zostały wykorzystane do promowania tych wydawnictw. Poprzez książkę wchodzisz głębiej w tę relację. To było moje życie od ponad 15 lat, więc książka stała się bardzo osobistym projektem, dlatego każdy szczegół musiał być dopracowany.

Jest jeszcze jeden specjalny prezent dodany do książki – ścieżka skomponowana specjalnie dla Ciebie przez Uno Brunissona. Dlaczego powierzyłaś właśnie temu artyście stworzenie oprawy muzycznej dla Ars Umbra?

Ideą ścieżki dźwiękowej było dodanie rytmu oraz działania na umysł, poprzez interakcyjne doświadczanie obrazów, przez jedną z najwcześniejszych form muzyki, opartego na brzmieniu perkusyjnych bębnów. Jest to książka z muzyką, więc zawiera muzykę i fotografię, a na dodatek została stworzona w formacie odzwierciedlającym album, odwracając proces, w jaki powstają zdjęcia. Muzyczna fotografia istnieje dzięki muzyce, natomiast ścieżka dźwiękowa, która zabierze cię do początków muzyki istnieje dzięki zdjęciom. Koniec/śmierć staje się początkiem/narodzinami, wężem, który je swój własny ogon. Dlatego symbolem książki jest Ouroboros. Inspiracją był rytuał Macumby, w którym brałam udział w Brazylii. Pierwszym perkusistą, który przyszedł mi do głowy, gdy pomyślałam o ścieżce dźwiękowej, był właśnie Uno. Zanim się z nim skontaktowałam, rozmawiałam o tym pomyśle z kilkoma osobami, które również uznały, że jest to właściwa osoba. Na szczęście jesteśmy przyjaciółmi, więc powiedziałam mu o moim pomyśle, a on wdzięcznie odpowiedział – tak! Ponieważ nie jestem muzykiem, a artystką wizualną, wysłałam mu moje pomysły na muzykę w postaci obrazów. Dla mnie słuchanie muzyki inspiruje do powstawania obrazów, więc odwróciłam ten proces, wysyłając książkę w postaci cyfrowej, a także trochę elementów z rytuału Macumby. Co przeszło moje oczekiwania, Uno nie tylko zainspirował się tym, ale stworzył piekielną ścieżkę dźwiękową!

Prawdopodobnie nie miałybyśmy okazji porozmawiać, gdyby nie fotografia i niewątpliwie sukcesy, które w niej osiągasz. Jak więc zaczęłaś swoją przygodę z tą dziedziną sztuki?

Miałam około 6 lat, gdy zobaczyłam zdjęcie zachodu słońca w książce, i to wywołało moje zaciekawienie fotografią. W wieku szesnastu lat miałam szanse pójść na kurs fotografii. Rodzice chcieli, żebym zrobiła kurs komputerowy, więc sprzeciwili się i zniechęcili, mówiąc, że nie mam nawet aparatu fotograficznego. To była prawda. Nie zważając na to, zapisałam się na kurs i korzystałam z pożyczonego od przyjaciółki aparatu. Pierwsze zdjęcie, które zrobiliśmy na kursie dotyczyło pudełka po butach. Zrobiliśmy dziurkę i włożyliśmy do niej papier fotograficzny. Następnie oczekiwałam 20 minut, po których udało się. To była magia! Byłam tym zaintrygowana i fotografia mną owładnęła. To jednak nie było takie proste w Hiszpanii w latach 90., a studium fotografii jako poważny wybór kariery nie wchodził w grę, więc poszłam na ekonomię. W połowie stało się oczywiste, że trzymanie się tej ścieżki nie było możliwe. Potem wróciłam do fotografii, która doprowadziła mnie do Londynu.

Mogłabyś opowiedzieć, z jakiego wyposażenia korzystasz w swojej codziennej pracy?

Używam Nikona D3s, zazwyczaj korzystając z obiektywu 24-85mm. Mam filtry i inne triki. z których lubię korzystać. Gdy mam dostęp do prądu, korzystam z lamp Bowens monolight, w podróży lub na zewnątrz natomiast używam zasilanych bateriami lamp Profoto.

Jak Twój styl ewoluował od czasu, gdy zaczynałaś aż do momentu, w którym jesteś teraz?

Zaczynałam jako fotograf wydarzeń organizowanych na żywo zanim zajęłam się robieniem sesji promocyjnych dla zespołów. Mimo że bardzo lubiłam fotografować koncerty, wolę sesje, podczas których mam okazję współpracować z zespołem. Czuję, że kiedyś przesadzałam podczas sesji, teraz jednak wolę prostszy, ale za to skuteczniejszy w dzisiejszych czasach styl.

Jeśli to nie tajemnica, na czym się skupiasz podczas robienia zdjęć?

Kiedy robię zdjęcia, zapominam o wszystkim wokół, z wyjątkiem tego, na co patrzę przez aparat. W pewnym sensie tańczę wokół sylwetek, widzę. co robią, jak wyglądają, co dzieje się ze światłem, co się przed nami odsłania. Nie muszę już skupiać się na technicznej stronie, jeśli sprzęt współpracuje, więc mogę skupić się na twórczej stronie.

Fotografowanie muzyków z pewnością jest interesującym zajęciem. Poza ich poznawaniem, również podróżujesz. Czy można więc mówić o złych stronach Twojej pracy?

Poznajesz wielu znakomitych artystów, ale nie każdy wielki artysta jest człowiekiem, z którym da się pracować. O ile chodzenie w różne miejsca jest świetne, o tyle podróżowanie tak bardzo świetne nie jest. Kto lubi czekać na lotniskach, martwić się o bezpieczeństwo, budzić się w środku nocy, by złapać wczesny lot, podróżując samotnie w ciemności w nieznanych miejscach, z ludźmi, którzy nie porozumiewają się w obcym języku, a jednocześnie wioząc ze sobą 30 kilogramów sprzętu… Absolutnie nie narzekam, jestem w pełni świadoma, że w życiu trzeba płacić cenę, za to, co się robi i od ciebie zależy, czy to zaakceptujesz i zdecydujesz, czy się opłaca. Dla mnie było to warte tego poświęcenia i właśnie dlatego to zrobiłam.

Pamiętasz jakąś nadzwyczajną lub zabawną historię, która zdarzyła się podczas Twojej pracy?

Było kilka… Fotografowanie zespołów takich jak Ghost w kościele lub na cmentarzu, z łatwością uzyskasz kilka reakcji. Wzięcie Abbatha wokół Londynu w pełnym corpsepaincie, lub wejście na cmentarz w nocy i znalezienie całej masy ludzi szukających ciem, podpalanie pochodni w nocy na parkingu z zespołem noszącym corpsepaint i przypadkowy człowiek pytający, czy jesteśmy satanistami…

Zespoły, z którymi pracowałaś są w większości powiązane ze sceną black/death metalową. Czy to taka poszlaka albo dowód, jaka muzyka trafia w Twoje upodobania?

Oczywiście. Wzbraniam się przed pracą, której nie lubię.

Nie ma wątpliwości co do tego, że jesteś jednym z najlepszych muzycznych fotografów, jednak w metalowym środowisku nie ma zbyt wielu kobiet, zajmujących się zarówno muzyką, jak i sztuką.

Dziękuję, chociaż sama o sobie nie myślę w ten sposób, raczej o osobie, która przez 15 lat miała możliwość uchwycić i stworzyć niesamowitą liczbę obrazów, i aby uhonorować ten przywilej, staram się robić wszystko, co w mojej mocy, i ciągle uczę się robić to lepiej. Jestem kobietą, mogę żyć i robić rzeczy ze wszystkimi zawiłościami bycia kobietą. Nigdy nie myślałam, czy to, co zrobiłam lub gdzie byłam, było mniej więcej „normalne” dla kobiet, po prostu to robiłam. Nigdy nikogo nie prosiłam o zgodę ani jej nie oczekiwałam, by coś zrobić. Nigdy też nie spodziewałam się, że będę traktowana inaczej. Nie czułam się nigdy w roli ofiary, by zrzucać winę za niepowodzenia i ograniczenia dlatego, że jestem kobietą. Jestem świadoma stereotypów i cierpiałam, ale nigdy nie było powodu, by nie próbować i nie pracować ciężej, by robić to, co chcę. Uwielbiam moje kobiece cechy, tak samo jak i męskie, obydwie pomogły mi dojść tu, gdzie teraz jestem.

Czy zechciałabyś podzielić się z czytelnikami swoimi planami na przyszłość?

Moim planem na razie jest zaplanować przyszłość. To była niesamowita podróż przez ostatnie dwa lata, kiedy pracowałam nad książką. Wiele przeszłam, i teraz nadszedł czas, by przyjrzeć się temu, co musi jeszcze zostać zrobione. Jak powiedział Bukowski: znajdź to, co kochasz, i pozwól się temu zabić. Ja znalazłam, a śmierć jest początkiem życia.

Ostatnie słowo należy do Ciebie:

Wielkie dzięki za wywiad.

“It’simpossible” saidpride
“It’s risky” said experience
“It’s pointless” said reason
“Give it a try” whispered the heart.

Podążaj za swoim sercem. Zawsze.

Dziękuję za rozmowę.

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , .