Merkabah: „działamy intuicyjnie”

Zeszłoroczny album warszawskiej grupy Merkabah – Moloch był dla mnie jednym z najważniejszych wydawnictw w roku 2014. Ci którzy nie znają, niech od razu zjadą na sam dół i włączą stream z bandcampa. Warto. Z Kubą Sokólskim (perkusja) i Rafałem Wawszkiewiczem (saksofon) pogadaliśmy o nowym materiale zespołu, znaczeniu i narracji Molocha oraz tym, że nie istnieje jedna Merkabah. I pamiętajcie – lepiej nie wspominajcie o post-rocku w pobliżu zespołu.

 

Udało mi się w tym roku być na kilku koncertach Merkabah i zaskakujące było dla mnie, że gracie prawie wyłącznie świeży materiał (o ile oczywiście dobrze słyszałem). Skąd pomysł na wykonywanie głownie nowych rzeczy, a nie tych, które ludzie już znają?

Rafał: Granie ciągle tego samego w końcu staje się nudne. Dlatego też często przemycamy nowości do programu koncertowego. Poza tym zawsze jest u nas opcja „zajawki” nowymi rzeczami i zwyczajnie chcemy je pograć.

Zastanawiam się czy u was jest trochę tak jak u Swans, gdzie po skończonej płycie/trasie grają tylko nowy, niepublikowany materiał i akt występu wpływa na końcową formę utworu. Tym bardziej, że forma utworów np. z koncertów z Match&Fuse różniła się od tej z Lado w mieście.

Kuba: Coś w tym jest. Granie nowego materiału na żywo jest dla niego pewnego rodzaju sprawdzianem. Na koncertach jest inna dynamika, inne warunki, więc wrzucenie tych kompozycji w ten nowy kontekst, na pewno ma wpływ na ich ostateczny kształt. Ogrywamy się z nimi w ten sposób, widzimy co styka, a co nie itd. Ale tak naprawdę sprowadza się to do tego, że się strasznie jaramy nowym materiałem i nie możemy z nim usiedzieć.

Możecie już powiedzieć coś więcej o nowym materiale lub płycie (osobiście czekam już na to drugie)?

Rafał: Jest zawadiacki i mocno zawiany. Jeszcze przed nami dużo pracy. Aktualnie mamy już ok. 50 minut nowej muzyki, choć do ostatecznej formy jeszcze wiele się zmieni. Niemniej na pewno nie będzie to drugi Moloch.

Kuba: Będzie to pełniejszy album, bardziej muzykalny, zróżnicowany. Po Molochu poczuliśmy się na tyle swobodnie, że powędrowaliśmy w dość dziwne rejony i próbujemy naprawdę dziwacznych rzeczy. W tej chwili chyba nic więcej nie możemy powiedzieć. Tak jak Rafał mówi – prace wciąż trwają i staramy się nie spieszyć niepotrzebnie.

Dziwne rejony i dziwaczne rzeczy podsycają apetyt na nowe wydawnictwo. Na ostatnich koncertach pojawiły się nowe dla waszej muzyki instrumenty – jak gitara lap steel, na której gra Rafał i która zdaje się raczej podstawą w niektórych momentach niż dodatkowym smaczkiem. Skąd pomysł na rozbudowanie instrumentarium?

Rafał: Zawsze chcieliśmy się bawić różnym instrumentarium. Od jakiegoś czasu Gab [Gabriel Orłowski – gitarzysta zespołu] jest w posiadaniu lap steela i syntezatora, toteż się bawimy – nic mniej, nic więcej. Pewnie w przyszłości będzie więcej nowych środków do zabawy dźwiękiem. Ale najpierw trzeba je kupić [śmiech]

Kuba: Zdecydowanie chodzi tu o zabawę dźwiękiem, odkrycie nowych płaszczyzn, nowych środków wyrazu, itd. Od zawsze w sumie bawiliśmy się takimi rzeczami, ale przy okazji Molocha instrumentarium, podobnie jak muza, było bardzo skupione. Miał być hałas, wpierdol, i tyle. Teraz chyba będzie nieco więcej oddechu, no i właśnie więcej zabawy dźwiękiem.

Merkabah - zdjęcie zespołu 2015

Nie chcę ciągnąc was za język odnośnie nowego albumu, więc cofnę się na chwilę do Molocha – chyba najlepszej polskiej płyty w 2014. Jest tam kilka płynnych przejść, kilka melodii się powtarza wracając do słuchacza i zawsze zastanawiałem się na ile za tym albumem kryje się spójny koncept. W dobrą stronę poszedłem z interpretacją czy to zupełne pudło?

Rafał: Album, a przynajmniej jego szkielet, powstał w dosyć krótkim czasie, dlatego też spójność muzyczna i koncept brzmieniowy wyszły naturalnie. W dużym stopniu wyszło to spontanicznie, nie był to zamierzony efekt. Oczywiście inaczej wygląda to w warstwie tytułów i grafik. Ta płaszczyzna była przemyślana i całkowicie zaplanowana.

Kuba: Narracja powstała już jak materiał był praktycznie gotowy, także nie komponowaliśmy tej płyty z jakimś zamysłem na wejściu. Muzycznie faktycznie wyszło dość spójnie, ale myślę, że wiele też zrobiło tu brzmienie, które miało korespondować zarówno z samą muzyką jak i konceptem narracyjnym.

Moglibyście powiedzieć coś więcej właśnie o narracji obecnej na Moloch?

Rafał: Centralnym symbolem narracji jest Moloch, jako niezdefiniowane zło. Rozumiane zarówno jako starożytne bóstwo żądne ofiar z dzieci, jak też inspirowane skowytem Ginsberga, pochłaniające wolność oraz indywidualizm bezlitosne miasto, lub też po prostu swoista ludzka namiętność do destrukcji i pożerania wszystkiego na swojej drodze. Głównym pomysłodawcą konceptu narracyjnego jest Gabriel, więc raczej on mógłby to szerzej i szczegółowiej opisać.

Kuba: Generalnie chodzi o to jak to niezdefiniowane zło jest rozumiane na przestrzeni historii, od mitologicznego bóstwa Molocha w starożytności, po współczesne traktowanie go jako metafory Systemu, zniewolenia, itd.

W takim razie pewnie tytuły utworów też nie są przypadkowe i uzasadnione czymś więcej niż „To fajnie brzmi”. Możecie mi powiedzieć jak wyglądał proces nazywania utworów?

Kuba: Za tytuły również odpowiedzialny był Gab, więc o sam proces trzeba by pytać jego, ale ogólnie tytuły są jak najbardziej same w sobie rozwinięciem głównej narracji, choć potraktowanej w nieco luźniejszy sposób. Nawiązują zarówno do literatury, jak i historii czy mitologii, które Gab analizował wg klucza, jakim był właśnie Moloch. Wszystko to składa się może nie na jakąś linearną narrację, ale ilustruje pewne filozoficzne, czy może nawet historiozoficzne przemyślenia, jakie zainspirował Moloch jako, nazwijmy to, archetyp Zła.

Słuchając waszej muzyki czy przygotowując się do wywiadu wiedziałem trochę „czego oczekiwać”, ale przyznam szczerze, że koncept Molocha wydaje się o wiele bardziej pogłębiony niż płyty innych zespołów – nawet te koncepcyjne. Może powinienem pytać o to głównie Gabriela, ale skąd wziął się w waszej muzyce taki „głębszy sens”? Po prostu przyszedł kiedyś z tym na próbę i wszyscy stwierdzili, że to świetny pomysł? Przemyślania historiozoficzne są jednak czymś, czego nie uświadcza się zbyt często w muzyce – i to nawet tej alternatywno-awangardowej.

Kuba: Gab generalnie jest „szperaczem”, uwielbia czytać i wyłapywać ciekawostki z mitologii, literatury, itd. i ma do tego zajebisty talent. Także wszystko chyba zaczęło się od jego zajawki na przechwytywanie różnych elementów zaczerpniętych z religii czy historii i wpisywanie ich w nowy literacki kontekst. Zawsze też lubiliśmy koncept-albumy, ale z drugiej strony nie chcieliśmy z tym przedobrzyć, także można powiedzieć, że te wszystkie ukryte historie są bardziej dla nas samych niż dla słuchaczy. Ale na pewno jest to też nasz sposób na to, by będąc instrumentalnym zespołem przemycić trochę narracyjnej treści, której przecież w samej muzie nie ma. Traktujemy to jako taką dodaną wartość, dajemy upust naszym poza-muzycznym zajawkom i przemycamy je właśnie w tytułach, czy tych ukrytych konceptach, jednocześnie starając się by tytuły nie były po prostu, jak to powiedziałeś, na zasadzie “to fajnie brzmi”.

Kuba oprócz grania w Merkabah na perkusji zajmujesz się też tworzeniem grafik na plakaty koncertowe czy ilustrujące okładki płyt (a i też nowej książki z wydawnictwa Okultura). Wraz z Gabrielem (który z tego co wyszukałem odpowiadał za książeczkę ze zdjęciami) przygotowałeś też oprawę graficzną Molocha. Czy proces pracy nad ilustracją dla własnej muzyki różni się od przygotowania grafik dla innych?

Kuba: Zdecydowanie tak. Projektując dla Merkaby lubię nieco eksperymentować, szukać mniej standardowych rozwiązań, zwłaszcza w przypadku Molocha, gdzie zdjęcia Gaba są integralną częścią layoutu (użyte są min. w tle okładki). Próbuję innych układów, rozwiązań typograficznych, itd. Większość moich projektów dla kapel jest dość tradycyjna pod względem kompozycji, dlatego pracując nad rzeczami dla Merkaby staram się, przynajmniej w jakimś stopniu, nagiąć się i wyjść nieco ze swojej strefy komfortu.

W jaki sposób decydujesz o tym, co ma znaleźć się na danej okładce?

Kuba: Zawsze jest to efekt współpracy. Rzadko zdarza się tak, bym w kwestii tematu miał pełną dowolność. Inaczej jest przy plakatach koncertowych, które zazwyczaj są moimi w pełni autorskimi pracami (choć też staram się zawsze mieć na uwadze kapele i towarzyszące im motywy czy klimat). Przy okładkach motyw jest zazwyczaj w mniejszym lub większym stopniu narzucony. Czasem stanowi tylko punkt wyjścia i rozwijam go po swojemu, a czasem wytyczne od zespołu są nieco bardziej szczegółowe, wtedy po prostu poddaje dany temat własnej interpretacji. Zespoły jednak wiedzą czego mniej więcej można po moich pracach oczekiwać, więc rzadko się zdarza by przychodzili do mnie z pomysłami, które nie są mi po drodze, lub których nie miałbym ochoty realizować.

Merkabah - Moloch okładka

Wspomniałeś o współpracy i zmieniając trochę temat, ciekawi mnie jak udaje wam się wypracować w muzyce wspólny kompromis i pomimo różnych inspiracji muzycznych sprawić, aby całość nie brzmiała eklektycznie (w negatywnym znaczeniu tego słowa).

Kuba: Trochę się z tym borykaliśmy dawno temu na początku działalności, bo próbowaliśmy najróżniejszych rzeczy, mocno eksperymentowaliśmy i poszukiwaliśmy, przez co w pewnym momencie mogło to faktycznie sprawiać wrażenie pewnej niespójności. Ale od dłuższego czasu praktycznie się nad tym nie zastanawiamy. Tworzymy razem już tyle lat, że każdy odskok raczej nas jara niż wprawia w konsternację. Chyba czujemy się nawzajem na tyle, że nie musimy bać się eksperymentów lub tego, że trzeba się jakoś stylistycznie definiować. Bawimy się tym wszystkim. Działamy intuicyjnie. Nie zastanawiamy się nad tym, jaki powinien być kolejny kawałek, tylko zaczynamy grać i magia sama się dzieje. [śmiech]

Rafał: Pomocnym w tym procesie jest fakt, iż wszyscy mamy bardzo wyraźny wspólny mianownik preferencji muzycznych. W niewielu kwestiach dotyczących ulubionych zespołów mijamy się. Także niejako przypadkiem dążymy w tym samym kierunku.

W pierwszych wywiadach cały czas określono was post-rockiem. Pomimo tego, że wasza muzyka sprawia trudności jeśli chodzi o określenie gatunku, to dziwię się, że w niektórych sklepach nawet Moloch ma tag „post-rock”. Tak z czystej ciekawości – ktoś ostatnio dręczył was z góry narzuconą łatką post-rocka?

Rafał: Raczej nie. W sumie to jesteś pierwszą osobą od dawna, która tak się tego uczepiła.

Kuba: Woah, nasza przygoda z post-rockiem to skończyła się chyba na pierwszej demówce. [śmiech]

Rafał: Gabriel to za post rock w kontekście Merkabah wręcz się obraża.

Kuba: Chyba sobie nie zdawaliśmy sprawy, że gdzieś się nas tak jeszcze opisuje. Może kiedyś na początku faktycznie było słychać u nas nawiązania do tego stylu, ale szybko zaczęło nas ciągnąć w innym kierunku.

Jak widać mój research sięgnął daleko wstecz i stanowi przy okazji niezłe info dla Gabriela, żeby nie szukał waszej płyty po sklepach. Tak luźniej już – Przygotowując się do rozmowy natknąłem się na wywiad z zespołem Merkabah – okazało się jednak, że to nie ten o który mi chodziło, a grupę młodych ludzi „z polskich rodzin pobłogosławionych i wysłanych przez papieża Jana Pawła II”. Jak czujecie się z taką konkurencją?

Kuba: O kurwa. Jedyna inna Merkabah o jakiej słyszałem to jakieś Kanadyjskie popłuczyny po Nightwish. [śmiech]

To już ostatnie pytanie z mojej strony i jest dość klasyczne. Jakie macie plany na przyszłość zespołu? W jednym z wywiadów Rafał mówił o zagraniu koncertów z Kayo Dot i King Crimson jako małym marzeniu – pierwsze się spełniło na początku roku, teraz czas na to drugie?

Rafał: Najpierw baron Robert [Robert Fripp – założyciel i muzyk King Crimson] musi wyjść do ludzi, potem można zająć się realizacją marzenia. Co do planów- robić dalej swoje grając muzykę, którą się jaram. I jak najwięcej koncertów w fajnych miejscach z fajnymi kapelami. Więcej do szczęścia nie potrzebuje.

Kuba: [śmiech] No właśnie, co z nimi? Jest reaktywacja, ale o trasie jeszcze chyba nic nie słychać.

Rafał: A chuj wie.

Rafał: BTW, ja znam 4 Merkaby. Ta religijna – słyszałem o niej, trance’owa i nightwishowa.

Kuba: W tym roku mamy jeszcze 2 koncerty: z Ufomammutem we Wrocławiu i z Moro Moro Land w Wawie. Potem znów zamykamy się w sali i domykamy nowy materiał, by w pierwszej połowie 2016 wejść do studia. Ale to dość optymistyczny plan, zobaczymy jak pójdzie.

To trance’ową przegapiłem. Wydaje mi się, że King Crimson się reaktywowali, w listopadzie jest trasa po Kanadzie.

Rafał: MerKaBa, bo taka nazywa trancowa, jest super, obczaj.

Postaram się obczaić, choć wasz projekt pewnie trudno będzie przebić. Dzięki za wywiad i czas, który na niego poświęciliście.

Autorem jest Naird (Adrian).

Piotr
Latest posts by Piotr (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .