Zoran Bihać: „Nie jestem mizantropem”

Feuerräder – Polski Fanklub Rammstein w ostatnich dniach zamieścił na swojej stronie internetowej obszerny wywiad z reżyserem klipów zespołów Rammstein i Lindemann. W długiej rozmowie z przedstawicielami fanklubu Zoran Bihać opowiada o swoich reżyserkich inspiracjach, sposobie pracy, ulubionych berlińskich klubach i… knajpach z kebabem.

Po pierwsze, dziękujemy za możliwość przeprowadzenia z Tobą wywiadu. Wielu fanów Rammstein w Polsce – w tym także i my – jest wielbicielami Twojej twórczości, jesteśmy więc podekscytowani możliwością zadania Tobie kilku pytań. Nie wszystkie z nich są poważne – chcieliśmy uniknąć pytań, na które pewnie niejednokrotnie już odpowiadałeś i uczynić wywiad ciekawszym.

Co spowodowało, że wybrałeś karierę reżyserską? Masz jakiś ulubionych reżyserów? Skąd czerpiesz swoje inspiracje?

Wow, to już trzy duże pytania w jednym! Okej. Myślę, że to forma sztuki, w której łączą się wszystkie inne jej formy. Takie zawsze było moje podejście, myśleć o dziele jako „dziele totalnym” [niem. Gesamtkunstwerk – przyp. tłum.]… Oczywiście, jeśli w ogóle mogę nazywać siebie artystą.

Wszystko zaczęło się, kiedy ojciec zaczął kupować mi co miesiąc albumy na płytach winylowych. Słuchałem ich nocami, a w mojej głowie zaczęły pojawiać się ruchome obrazy. To były moje pierwsze filmy.

Moi ulubieni reżyserzy… Jest ich tak wielu! Filmy, które są dla mnie ważne to „Słodkie życie” Felliniego, „Rumble Fish” i Coppoli, „Czas apokalipsy”, „Głowa do wycierania” Lyncha, „Tampopo” Yuzo Itamiego, „The Kentucky Fried Movie” Johna Landisa, a także jego „Ucieczka w noc” i „Menażeria”. Ponadto „Powiększenie”, „8½”, (stara) „Godzilla”, „Wolny dzień Ferrisa Buellera , „Absolwent”, „Taksówkarz”, wszystkie dzieła Carpentera, „Po godzinach”, „Dotyk zła”, „Urgh! A Music War”, „Lawrence z Arabii”, „Ran” i w zasadzie wszystko Kurosawy, „Iwan Rubeljew”, „Amerykańskie Graffiti”. I pierwsza część „Szklanej pułapki” oczywiście. I naturalnie Sergio Leone! A także „Akira“ i wszystko Miyazakiego. I dużo, dużo więcej – wręcz bez końca. Wszystko, co jest szczere, ekstremalne i stworzone z sercem. I właśnie z tych filmów czerpię inspirację. I z komiksów. Duet Moebius i Jodorowsky, Hergé, Alan Moore, Charles Burns, Liberatore, Art Spiegelman, oldschoolowy materiał, hahaha.

Na Wikipedii znajduje się informacja, że w latach 90. XX wieku Twoja firma Flaming Star stworzyła wiele klipów artystów muzyki dance, takich jak Jam and Spoon czy E-Rotic. Jeden z ich wideoklipów jest zatytułowany „Help Me, Dr. Dick” – czy to od niego swoją nazwę wziął projekt artystyczny Tilla?

Nie, to całkowity zbieg okoliczności. To przeznaczenie sprawiło, że się spotkaliśmy. Ha! Może to wszystko z powodu Dra Dicka. Może to była pewnego rodzaju kosmiczna zapowiedź [w oryginale 'cosmic foreshadowing’ – przyp. tłum.]. Wierzę w takie rzeczy.

W swoich klipach wykorzystujesz różne techniki, w tym animację (jak w przypadku „Links 2-3-4” Rammstein i „Lass Sie Gehn” grupy Seeed) oraz pracę z aktorami („Rosenrot”, „Troy” zespołu Fanta 4). Która z nich jest Twoją ulubioną?

Moją ulubioną techniką jest ta, która najsilniej oddaje mój pomysł. Muszę jednak przyznać, że uwielbiam pracę z ludźmi. Nie jestem mizantropem, nawet jeśli lubię słuchać black metalu. No dobra, nie każdy, kto pracuje przy animacji, jest mizantropem… O Jezu, co ja wygaduję. Zdecydowanie bardziej wolę pracować z ludźmi, to tyle.

Byłeś reżyserem klipów Rammstein do „Links 2-3-4”, „Mein Teil”, „Rosenrot” i „Mein Herz brennt” (do normalnej i do Piano Version). Tworzenie którego wideo wspominasz najlepiej?

Każdy z nich miał to coś specjalnego w trakcie tworzenia. „Mein Herz brennt (piano version)” jest po prostu piękny, ale to „Mein Teil” uważam za moje najlepsze dzieło. Jeszcze nigdy nie udało mi się stworzyć czegoś tak intensywnego i realnego w swojej kreacji. To wideo jest moim „Du hast” – nigdy nie zrobię nic lepszego.

Zrobiłeś dokrętki do „Mein Herz brennt”, aby poprawić materiał Eugenio Recuenco. Jaka jest różnica pomiędzy pracą na własnym, jak i czyimś materiale?

Jeśli mam być szczery, to nie jest to najlepsze uczucie. Zespół nie był zadowolony z tego, co zaprezentował Recuenco. Zostałem więc poproszony o przygotowanie nowego podejścia. Ale czułem się niekomfortowo dotykając czyjegoś dzieła. Zwłaszcza że naprawdę podziwiałem prace Eugenio (dopóki nie rozpoczął gównoburzy).

Aby przygotować nową wersję teledysku, musieliśmy zrobić dokrętki. Wziąłem niektóre z jego ujęć i zrobiłem z nich nową historię, w której opowiedziałem, co wydarzyło się lata później, kiedy Rammstein-dzieci dorosły. Cóż, Eugenio „podziękował” mi za to shitstormową kampanią przeciwko Rammstein, a także przeciwko mnie. Zaczęło się to dokładnie w moje urodziny, kiedy to hiszpańskojęzyczni fani pisali obraźliwe komentarze na mój temat. W trakcie tej kampanii (czy co to tam było) celowo zapisywał błędnie moje nazwisko. Czy to mnie należało winić? Pfff. Dzięki Bogu i Wszechświatowi, zrobiłem „Piano Version”, które jest w 100% moje… Moje i Tilla. To jest moje prawdziwe „Mein Herz brennt”, które 'wypala’ całą resztę.

Jakie są główne różnice w pracy z Rammstein i projektem Lindemann?

W Rammstein masz sześć opinii, a w Lindemann – dwie. Lindemann jest zdecydowanie bardziej surowy i dziki, robimy tam rzeczy, które nie przeszłyby z Rammstein. Tak, może nie jest tak popularny jak Rammstein, jest bardziej awangardowy. A dlaczego? Bo MOŻE taki być. Tak więc Peter i Till, ze swoim punkowo-metalowym podejściem, decydują bardziej spontanicznie, kiedy w Rammstein trzeba przeprowadzić wiele narad i dyskusji. Przynajmniej w czasach, kiedy dla nich reżyserowałem.

Jak do tego doszło, że Peter Stormare – aktor znany z „Prison Break” czy „American Gods” – zagrał w „Steh Auf”?

Lata temu zobaczyłem zdjęcie Stormare, na którym wyglądał zupełnie jak Till. Od zawsze chciałem ich połączyć. A później okazało się, że jest to przyjaciel Petera Tägtgrena! Co za zbieg okoliczności! Dzięki Ci, Wszechświecie, po raz kolejny. Tak musiało się stać. Napisałem scenariusz dla całej trójki, w którym Stormare jest inną tożsamością, inną wersją Tilla. A Till nienawidzi tej wersji. Więc musi ją zabić. Muszę dodać, że uwielbiam interpretacje, które krążą w sieci.

Czyim pomysłem była historia ukazana w „Knebel”?

Wideo do „Knebel” było podróżą. Zaczęliśmy je tworzyć bez wiedzy, dokąd nas zaprowadzi. Na początku zrobiliśmy kilka scenek. Kiedy Till pracował nad spektaklem „Hänsel & Gretel” w Tallinie, stwierdziliśmy, że chcemy zrobić kilka wersji teledysku. Tak więc poszukałem gdzie i kiedy, w jakim miejscu możemy coś nakręcić. I znalazłem to więzienie. Dom w wodzie. I tak wpadały kolejne pomysły. Miałem taką wizję, że „Knebel” będzie metaforą istoty w ustach, która reprezentuje ból i przyjemność, życie i śmierć. Wszystko zaczyna się i kończy w ustach. Mund. Tak więc kiedy Till pracował nad spektaklem i kręcił do niego wizualizacje, wykorzystywaliśmy wolne chwile na kręcenie materiału do „Knebel”. Taka organizacja czasu pracy stała się nową rutyną. Kręciliśmy wtedy, kiedy Till robił inne rzeczy. Powstały z tego momenty, które musiałem połączyć w całość. Co działo się przed domem, a co po nim. Ponownie muszę dodać, że tu także uwielbiam internetowe interpretacje tego wideo.

Czy to Twój pomysł, żeby zabijać Tilla w prawie każdym teledysku Lindemann czy może on sam o to prosi?

Od „Mein Teil” sam Till chce tego ode mnie, tak samo jak ja chcę tego od niego. Nie, jestem wdzięczny, że on robi to dla mnie, za jego sztukę. On jest takim artystą, który poświęca się całkowicie swojej twórczości . Dla samej sztuki. Ze znanych mi osób tylko Marina Abramović [serbska artystka – przyp.tłum.] robi coś takiego. Oboje wiemy kiedy scena, motyw, moment, jest po prostu dobry – w większości przypadków.

Więc tak, oboje tego chcemy. Ale jednocześnie nie chcę, by stało się to teraz czymś powszechnym. Z jakiegoś powodu wszyscy tego teraz oczekują i mówią, że to powtarzalny schemat, którego używam tylko po to, aby szokować. Nie jest to prawda, nie taka jest moja intencja. Tak naprawdę wszystko zależy od utworu, jakich metafor i jakiego wyobrażenia wymaga. Ale przykro mi, prawie za każdym razem znajduję je w „cierpieniu”. Podsumowując: każdy widzi tylko przemoc, ale nikt nie zwraca uwagi na smutek i samotność jego postaci w teledyskach. To jest prawdziwy powód ich zachowań.

Ale: ludzie chcą widzieć tylko to, co chcą. Im więcej zostawiam miejsca na interpretację, tym lepiej dla wszystkich. W ten sposób każdy może odzwierciedlić swój gust, lęki i pragnienia.

Czy to prawda, że stworzyłeś wizualizacje do przedstawienia „Hansel & Gretel”? Jeśli tak – czy fani będą mogli je zobaczyć?

Nie, nie tworzyłem ich. To zasługa dwojga estońskich reżyserów. Bardzo, bardzo dobra robota! Ene-Liis Semper i Tiit Ojasoo… Są właścicielami teatru w Tallinie, bardzo kreatywny duet. Co do wizualizacji. Niektóre z nich będzie można zobaczyć podczas trasy. Zmontowaliśmy je pod kątem kilku utworów, które były też częścią „Hansel & Gretel”.

Nagrywałeś także materiał o trasie „Messer”, który odbyła się w Rosji pod koniec 2018 roku – czy są plany, aby go wydać? Co możesz nam powiedzieć tej trasie?

Tak, filmowałem ją i pewnego dnia te nagrania ujrzą światło dzienne. Coś brudnego, głośnego i bardzo punkowego. Ten wyjazd to było absolutne szaleństwo. Najtrudniejsza moja robota w ogóle, ponieważ kręciłem koncerty, albo afterparty, albo podróż – co chwilę się coś działo, co trzeba było uchwycić kamerą. Myślę, że mieliście szansę zobaczyć Tilla, jakim był 20 lat temu. To jest coś, co uwielbiam. Prawdziwy duch spod znaku Sex & Drugs & Rock’n’Roll. Prawdziwa punkowa postawa. Tak właśnie wyobrażałem sobie dzikie czasy Zeppelinów, Iggy’ego i Sabbathów.

Z tego co wiemy, jesteś reżyserem „Platz Eins”. Opowiesz nam nieco o nim?. Czy to ostatni wideoklip z „F&M” czy jeszcze się coś szykuje z Twoim udziałem? [pytanie zostało zadane przed premierą teledysku – przyp. tłum.]

Premiera odbędzie się na początku europejskiego tournee. Teledysk nakręciliśmy w tym samym czasie, kiedy powstawały zdjęcia do „Frau & Mann”. Szaleni! W przerwach między ujęciami, my nagrywaliśmy własne. Będzie to po raz kolejny rzecz miła, brudna i zła [org. nice, dirty &evil – przyp. tłum.], będzie też kilka niespodzianek. Więcej jednak nie mogę zdradzić.

Po premierze:

Skoro już wszyscy widzieli teledysk, mogę powiedzieć więcej. Więc: kiedy oni zajmowali się “większym” wideo, czyli „Frau & Mann”, ja nakręciłem tylko małe brudne. Działo się to w trakcie ich przerw albo zanim poszli na plan. Musieliśmy to zrobić w ograniczonej przestrzeni oraz bardzo krótkim czasie. Było dziko, dużo improwizowaliśmy. Cała historia opowiada o Tillu, marzącym o byciu numerem jeden. Takie było moje podejście. Nie rzeczywistość, a fantazja. W jakiej sytuacji fantazjujesz o czymś takim? To musi być piekło, absolutne przeciwieństwo. Musi być całkowicie bezsilny. A nawet gorzej: ślepy. Wyjdzie jeszcze coś nowego, zupełnie surowego, co zamknie krąg: „Ach so gern”, „Knebel”, „Platz Eins” i wspomniana przeze mnie nowość, wszystko jest częścią jednej większej całości. „Frau und Mann”: nie mam z tym nic wspólnego. Będziecie zaskoczeni .

Czy jest jakiś utwór z siódmego albumu Rammstein, który chciałbyś zilustrować teledyskiem? Wielu fanów na pewno byłoby zachwyconych taką współpracą.

Wiecie, ja również byłbym szczęśliwy, gdybym mógł przygotować dla nich wideo. Wiemy oczywiście, o którym utworze mowa. Nie mogę i nie chcę jednak mówić na temat więcej. Będzie na pewno coś nowego, ale nie będzie to moja zasługa – jednak na pewno będzie to ciekawy materiał. Życie się toczy, świat się kręci, a ja jestem szczęśliwy z tego, co mogłem stworzyć i osiągnąć. Może to dobrze, bo wydaje mi się, że musi istnieć wyraźna różnica pomiędzy Rammstein i projektem Lindemann. Moim celem od zawsze było ukazanie wielości obliczy, bo kocham także Rammstein. Zabawne jest jednak to, że moje próby są bezsensowne, bo nikt nie wydaje się tego docenić. Stwierdziłem: “Wszystko jedno” [org. whateva – przyp. tłum.].

Czy mocne, pełne przemocy, czy nawet brutalne motywy w teledyskach Rammstein i Lindemann to Twoje pomysły, pomysły zespołu czy połączenie obu idei?

W większości przypadków to moje pomysły. Till zawsze się stara, żeby z każdym razem było coraz intensywniej.

Mógłbyś nam przybliżyć, o czym opowiadać będzie film „Degenesis”, którego jesteś reżyserem?

„Degenesis” jest grą LARP [ang. live action role-playing – czyli gra RPG na żywo – przyp.tłum.]. Jest ona oparta na pomyśle i postaciach, które stworzył Marko Djurdjević. Jest on znanym ze współpracy z Marvelem ilustratorem, który obecnie pracuje w swojej firmie sixmorevodka jako projektant koncepcyjny przy produkcji gier komputerowych. On i jego żona to prawdziwi geniusze. Dodałem do ich świata nieco “filmowego” podejścia. Myślę, że uniwersum „Degenesis” leży gdzieś na stołach w Hollywood. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Jeśli nie byłbyś reżyserem, to jakiej pracy byś się podjął?

Masażysta? Psychiatra? Dietetyk?

W swoich klipach ukazujesz przemoc i seks, niejednokrotnie w sposób bardzo ekstremalny („Mein Teil” lub „Knebel”). Czy jest jednak jakiś temat, którego byś nigdy nie podjął (na przykład molestowanie dzieci, gwałt itp.)?

Nigdy nie powinieneś zakładać na siebie ograniczeń, jeśli chcesz być kreatywny. „M – Morderca” Fritza Langa to niesamowite podejście do tematu wykorzystywania dzieci. Nie musisz być mordercą, żeby dobrze pokazać mordercę. Ale przedstawienie takiej postaci zawsze będzie lepsze i głębsze, jeśli możesz pokazać jej motywy działania, a nie tylko Twój punkt widzenia na samą postać. Smutne jest to, że jakikolwiek film, książka, dzieło sztuki również zaspokaja chore pragnienia takich ludzi.

Masz jakieś rady dla ludzi, którzy chcieliby zostać reżyserami?

Po prostu zacznijcie to robić! Znajdźcie takie osoby, które potrafią zorganizować Wasze życie.

I: nigdy nie uważajcie się za kogoś wybitnego. Jesteś tak dobry, jak dobry jest twój zespół.

Jaki jest najlepszy döner kebab w Berlinie? I który ze znanych berlińskich klubów preferujesz – Berghain czy Kit Kat?

Dla moich dzieci stałem w cholernej kolejce do Mustafa Gemüse Döner, do tego, który niedawno spłonął. Miałem już dość, ale kiedy tylko go spróbowałem, to musiałem przyznać, że to kurwa najlepszy döner jakiego w życiu jadłem. Jednak prawdziwym przysmakiem jest dla mnie LKW, czyli Leberkäswecken [zapiekany pasztet wątrobiany – przyp. tłum.]. W stylu południa Niemiec i Austrii. To w Laugenbrötchen [bułki z ciasta na precle – przyp.tłum.] i jestem najszczęśliwszym człowiekiem świata. Nie mogę się także oprzeć currywurstom. To bardziej w moim stylu. A najlepszą rzeczą, jaką możesz zjeść w krajach byłej Jugosławii jest burek i pita. Dwie wersje tego samego. To plus jogurt… Nie ma nic lepszego “fastfoodowego”. Pierwsza rzecz, którą robię po przyjeździe do Belgradu – jem burek. Kiedy jesteś smutny – jedz burek! Kiedy jesteś szczęśliwy – jedz burek. Kiedy jesteś pijany – jedz burek. Kiedy masz kaca – jedz burek! Albo pitę.

Co do klubów: W Berghain byłem tylko na koncertach. Nie jestem pewny, czy kiedykolwiek by mnie wpuścili – co innego Åkerlunda, haha. KitKat to wspaniałe miejsce. Możesz tam być kim chcesz i robić cokolwiek ci się podoba. Wszystko co się tam dzieje, zostaje za murami klubu, a dzieje się to zawsze za obopólna zgodą. Wielu moich znajomych tam chodzi, więc też zdarza mi się dołączać do nich. Niestety jestem nieatrakcyjny, więc nie znajdziecie mnie na żadnym ze zdjęć z klubu. Myślę jednak, że ze względu na muzykę powinno się zdecydowanie odwiedzić Berghain!

Chcemy Ci jeszcze raz podziękować za Twoje odpowiedzi, a także pogratulować premiery „Platz Eins” i „Till the End”. Jak przewidziałeś, mamy jeszcze kilka pytań. 

Mając w pamięci nasze pytanie odnośnie możliwości stworzenia wideo do utworu z nowej płyty Rammstein: naszym zdaniem „Puppe” byłoby idealnym wyborem dla Ciebie, ale jak wiemy – są to tylko fanowskie pobożne życzenia. Mamy nadzieję jednak, że w przyszłości stworzycie z zespołem coś wspólnie, nawet jeśli to odległa przyszłość.

Och tak, to byłoby wspaniałe… Z mojej perspektywy. Ale to niestety nie będzie miało miejsca.

Po obejrzeniu „Platz Eins” i „Till The End” nasunęło nam się pytanie: jak dla Ciebie jako reżysera wyglądało Twoje twórcze podejście do gatunku porno i czym najbardziej się różni się reżyserowanie takiego materiału? To był Twój pomysł czy może pomysł Tilla?

To nie jest pornografia. Wszyscy to znamy, i bądźmy szczerzy, wszyscy oglądamy porno. Nawet ci, którzy rozpoczęli teraz kampanię nienawiści. Był to pomysł Tilla, żeby pokazać to w tym miejscu, ponieważ znał tych ludzi od czasów „Pussy”. Jedyną więc rzeczą związaną z porno jest strona [Visit-X – przyp. tłum.]. Same filmy mogłyby być pokazane w zamkniętym kinie z wejściem od 18 roku życia, w galerii lub na stronie, gdzie musisz udowodnić, że skończyłeś 18 lat. Ale to co widzicie, to nie tylko seks, to coś więcej. Albo wręcz przeciwnie, nic z tego. Przyczyną, dla której zostało to pokazane tak jak zostało, jest to, że to jest prawdziwe. To jest prawdziwe przekroczenie granic – i pewnie dlatego tak wiele osób to szokuje. Klip „Pussy” od Åkerlunda jest nieprawdziwy i śmieszny – to zabawne porno, które zostało zrobione w ten sposób, więc dla swoich celów było dobre. Ale: nie ma nic wspólnego z „Till The End”. Nie porównujcie tego. To co tu widzicie jest prawdziwe. Ukazuje Tilla w najczystszej postaci, w każdej jego skrajności. Lub lepiej mówiąc: to jest część (!) Tilla w jego najczystszej postaci.

Pokazywanie pieprzących się ludzi to nie zawsze jest porno. Należy to rozumieć podobnie jak performance Mariny Abramović. Tutaj nie ma żadnego kompromisu. To totalne poświęcenie ciała dla sztuki. Taki był nasz wspólny pomysł – przekroczyć kolejne granice. W końcu to Till Lindemann – czego się spodziewaliście? To, czego jesteśmy świadkami w Internecie to skrajność opinii. Proszę, nie mówcie mi, że zrobiłem to tylko po to, żeby szokować. Słuchajcie tego: jakiś biedny, smutny człowiek napisał do mnie, jak bardzo jest zdegustowany. „Po obejrzeniu tego kilkukrotnie, zdecydowałem blablabla”. Musiał to obejrzeć to kilkukrotnie? No właśnie, tu macie odpowiedź. Możesz mieć opinię na ten temat, ale nie przenoś swoich problemów na mnie czy na Tilla. Ostatnio spotkałem Nergala i jego ekipę, wszystkim podobały się te filmy. Zrozumieli to. To była dla mnie wielka ulga, przynajmniej niektórzy to czują. To było miłe spotkanie.

Mówi się, że najnowsze klipy, które stworzyłeś dla projektu Lindemann, są ze sobą połączone. Podobne elementy można znaleźć w „Knebel”, „Platz Eins” i w „Till The End” (np. książka z dziurą w środku). Czy to prawda?

Dla mnie jak najbardziej, gdyż klipy zostały stworzone w trakcie tego samego procesu twórczego i były rozwijane wokół jednego strumienia momentów i doświadczeń. Przez to w końcowym filmie możemy zobaczyć prawdziwe podsumowanie cyklu życia mężczyzny i kobiety. To wszystko jest jego częścią. Nie chcę narzucać swoich interpretacji, bo każdy musi odnaleźć swoją własną. Każdy dokonuje interpretacji i odnosi to do siebie, na swój własny sposób. Niektórzy nienawidzą tego, ponieważ zobaczyli, jak ich marzenia się rozpadają. Czują się bezużyteczni, a co gorsza nie są i nigdy nie będą częścią takiego świata. Z drugiej strony pojawili się też ci, którzy pokochali ten materiał, bo dostrzegają ten rodzaj poświęcenia.

I tak, książka pojawiła się już w „Knebel” , teraz wiemy skąd pochodzi. To biblia Tilla, to jego słowa. To jego wszechświat… Ze swoją własną czarną dziurą.

Czy będzie więcej materiału?

Jeszcze nie wiem. Na pewno nie do tego cyklu. Ten już się zakończył. Musimy zacząć nowe rzeczy. Nie uwierzycie, ale jestem kompletnie wyczerpany po tym wszystkim. Czuję się jak po nakręceniu „Mein Teil”, tylko dziesięć razy bardziej zmęczony. To pochłonęło mnóstwo mojej energii.

A czy dziewczyny grające na fletach były tylko materiałem promocyjnym?

Tak. To była współpraca z Visit-X. To przedstawicielki Visit-X, zrobiliśmy to by zacieśnić współpracę. Nie mamy się czego wstydzić.

Jest też zdjęcie, które udostępniono w sieci jakiś czas temu, na którym widać Tilla i Petera. Widać tam w tle wielkie koło. Czy jest to stopklatka z jakiegoś Twojego materiału?

To jest zdjęcie ze studia, gdzie kręcili „Frau & Mann”. Może nakręcili więcej scen niż było potrzeba i po prostu ich nie użyli.

Widziałeś ostatnimi czasy jakiś film lub serial, który zrobił na Tobie wrażenie i możesz go zarekomendować?

Tak, niektóre są Wam zapewne znane, jak na przykład „Mindhunter”, ale oto coś, co musicie obejrzeć: „The Vietnam War”. Nie wiem ile razy go już widziałem. Ten serial dokumentalny stworzony przez Kena Burnsa jest tak dobry i niesamowity. Ścieżkę dźwiękową stworzył Trent Reznor – prawdziwy władca innego pięknego i mrocznego wszechświata. [Za muzykę wraz z Reznorem jest odpowiedzialny też Atticus Ross – przyp. tłum.]

Jaka jest najdziwniejsza plotka jaką usłyszałeś o sobie i swoich dziełach?

Że jestem sadystą i że chcę wyruchać Tilla. I że jestem bogaty. Obie plotki są nieprawdziwe.

Odnośnie tego pierwszego: takie insynuacje pochodzą od osób ślepo zakochanych w idolu, zazdrosnych o to, że jestem z nim blisko, kiedy kręcimy. Nie mam pojęcia jak doszli do takich wniosków, ale wiecie, są ludzie, którzy mówią, że ziemia jest płaska, a Madonna jest reptilianinem.

Inna plotka to taka, że zmuszam Tilla do robienia czegoś. O mój Boże… Oszaleliście? Nikt nie jest w stanie zmusić Tilla do czegokolwiek. Nikt. To wszystko to jego wola.

Dlaczego nazywają Cię Zoki?

Zoki to zdrobnienie z dzieciństwa. Kiedy masz na imię Zoran i jesteś dzieckiem, mówią na Ciebie Zoki. Cała rodzina tak mnie nazywała, nawet kiedy dorosłem.

Odnośnie plotek – przeszukaliśmy nasze archiwa i znaleźliśmy informację, która brzmi intrygująco. Pochodziła z 2005 lub 2006 roku – byłeś zainteresowany nakręceniem teledysku do „Stirb nicht vor mir”, a jednym z Twoich pomysłów była ukazanie kobiety, która zmienia się w wampira. Czy to prawda?

Nie, to było coś innego… Pomysł z wampirzycami w szkolnych mundurkach był na inny utwór. Nie pamiętam który to był utwór. Ale pomysł Richardowi się spodobał. „Stirb Nicht vor mir” chciałem nakręcić z Tillem i Sharleen [Spiteri – przyp. tłum.] z Texas w Patagonii, bardzo minimalistyczny, on niósłby ją na plecach przez dzicz. Myślałby, że niesie ją, ale w rzeczywistości niósłby starą gałąź, przywiązaną do jego pleców. Coś w tym stylu, mam gdzieś nawet do tego storyboard. Kiedy tylko go znajdę, to podeślę. O rany, to było dawno temu.

Wampirzyce w szkolnych mundurkach – pobudza to wyobraźnię. Myślisz, że mogło tu chodzić o zilustrowanie „Wo bist du”, „Stein um Stein” lub „Spring”?

To były w urodziny Schneidera. Przedstawiłem im kilka pomysłów, ale nie mogę przypomnieć sobie konkretnego utworu, bo rozmawialiśmy o kilku. To było już bardzo dawno, wybaczcie!

Marvel czy DC? Star Wars czy Star Trek?

Metal Hurlant i Hergé, Dune i Barbarella oraz „Starship Troopers”… Dla mnie to były pierwsze pionierskie Gwiezdne Wojny, tylko one się liczą.

Co do DC: prawdziwym Batmanem jest ten z „Powrót Mrocznego Rycerza” Franka Millera, który wciąż nie został odpowiednio filmowany. A wiecie czemu? AHA! Zobaczcie sami na te paralele: wielki bohater zamienia się w coś bezbronnego i bardzo brutalnego zarazem, a ludzie, którzy widzieli w nim boga, nie są w stanie tego zrozumieć. To zdecydowanie najlepszy Batman według mnie. Zbyt mroczny, żeby Hollywood go sfilmowało. Lars von Trier powinien nakręcić kolejnego Batmana, z Tillem w roli tytułowej. Albo nie, ja chcę to zrobić!

Albo lepiej, moje sekretne marzenie: Z Tillem jako RanXeroxem [To seria opowiadająca o androidzie imieniem Ranx, skonstruowanym z elementów zepsutych kserokopiarek. Jego codzienność wypełniona jest bójkami, morderstwami, narkotykami i seksem. Jednak gdy się zakochuje, wszystko się zmienia – przy. tłum.]. Według mnie to jest najlepszy bohater komiksowy. Zapomnij o Batmanie.

Skoro dowiedzieliśmy się już, że jesteś odpowiedzialny za wizualizacje koncertowe, mamy pytanie – czy klip pokazywany po koncertach, w którym możemy zobaczyć scenę seksu na backstage przed wkroczeniem Tilla na utwór „Deutschland” w trakcie koncertu Rammstein, to sprytny montaż mający na celu sprawić, żeby fani myśleli, że jest to prawdziwa scena?

Cóż mogę powiedzieć? To w 100% poczucie humoru Tilla. Nie wiem tylko, czy reszta się z tego śmiała. A moim zdaniem powinni, bo to wpasowuje się w ich własne credo. Pobudza ducha jego twórczości cały czas i spowodował, że nawet zagorzali fani na chwilę zaniemówili. Dużo rzeczy jest nieprawdziwych, tak samo wiele jest bardzo prawdziwych. Zostawię to Waszej wyobraźni. Mam nadzieję, że moja odpowiedź was nie zawiodła.

Czy „Na Chui” to nowy projekt Tilla czy też jest on gościem ze względu na wykorzystanie utworu w ” Till the End”?

To jednorazowy projekt poboczny. Ponieważ chcieliśmy nagrać inną muzykę do „Till the End”, poprosiłem mojego przyjaciela, Daniela Karelly’ego, wywodzącego się z drum’n’bass, aby coś stworzył. W zasadzie zaczęliśmy to robić wspólnie: on zajął się tworzeniem kompozycji i aranżacji, podczas gdy ja dawałem mu pomysły i inspiracje, w którą stronę mogłoby to pójść i jaka dramaturgia jest potrzebna. Pokazałem to potem Tillowi, spodobało mu się i zaśpiewał na nowo tekst. W ten sposób stworzyliśmy ten specjalny projekt dla tego projektu. Uwielbiam to, bo to też coś, czego sam też lubię słuchać. Myślę, że będą jeszcze dwie czy trzy piosenki, aby wydać je na jakimś oldschoolowym winylu, zobaczymy. Kocham winyle… oczywiście dlatego, że jestem oldschoolowy.

Koty czy psy?

GODZILLA.

Wiesz już czym chcesz zająć się twórczo w przyszłości? Jakie są Twoje kolejne plany?

Nie wiem. I może to dobrze. Tak jak już wspominałem, chciałbym zacząć nowy cykl. Jeśli będzie to współpraca z Tillem, to będzie wspaniale. Tylko tyle mogę powiedzieć teraz o naszej współpracy. Czas wkroczyć na nowe terytoria. Muszę przyznać, że niesamowicie spodobał mi się sposób tworzenia muzyki do „Till The End”. Może zrobię inne rzeczy, z innymi stylami ekspresji, na pewno też chcę poznać inne zespoły i zobaczyć ich nowe światy. W zasadzie już się to dzieje. Nie przestawaj pracować nie poddawaj się.

Dziękujemy Ci, Zoranie!

 

Autor: Feuerrader.pl

Tłumaczenie: Gorbaczovsky

Link do wywiadu na stronie internetowej Feuerräder – Polski Fanklub Rammstein

TomekB
(Visited 4 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , .