Lubicie egzotyczne wycieczki? Wiecie, takie, po których ciężko czegokolwiek się spodziewać, bo i kultura, i zwyczaje, a zwłaszcza otoczenie zupełnie niepodobne do naszego. Ja bardzo. Dlatego Kolumbijskiemu zespołowi SinnerAngel dałem się namówić bez zbędnej zwłoki.
Obawiałem się tylko jednego. Wycieczka z SinnerAngel to wycieczka zorganizowana. Tym razem przez wytwórnię GrimmDistribution. A ze zorganizowanymi wyjazdami bywa różnie. Raz super, a raz, kiedy średnia wieku uczestników przechyla się niebezpiecznie w którąś stronę, to wypad poznawczy przeradza się w nieustanne oczekiwanie pod autokarem na panie, które nie wyszły jeszcze z toalety lub na chłopców kupujących godzinami dalekowschodnie badziewne pamiątki za równowartość jednego euro.
Żeby zacząć od czegoś obiektywnego, stwierdzam, że wycieczka do Kolumbii zbyt długa nie jest. Co prawda odbywa się w 10 odsłonach, natomiast trwa zaledwie 37 minut, czyli średnio dziesięć szybkich strzałów i koniec.
Intro jest utworem, po którym spodziewać się można wiele i wszystkiego. Wiadomo, syntetyczne klawiszowe i bardzo nastrojowe. Ale z początkami wycieczek zawsze tak jest. Więc spokojnie przechodzę do pierwszego kawałka zasadniczego. I co słyszę? Zalatujący trashem black metal, oparty o tradycyjne instrumentarium i tradycyjną formę w raczej mało brutalnej odsłonie. Nadająca rytm perkusja jest schowana nieco za linią czytelnych gitar. Całość brzmi mi miejscami jak Anthrax, ale w przeciwieństwie do muzyki Amerykanów (przynajmniej tej starej, której słuchało się w podstawówce), pomysły Grzeszącego Anioła nie porywają do tańca. Nad tą gitarowo perkusyjną układanką góruje wokal, growlujący jak na prawdziwy black przystało.
Tempo raz mamy nieco wolniejsze, zazwyczaj jednak umiarkowanie szybkie i przewidywalne niczym zachowanie psa przy misce z kiełbasą. I tak jest do samego końca albumu. No, może w wyłączeniem ostatnich kilkudziesięciu sekund ostatniego utworu IX, które przejmując rolę outra nawiązują do spokojnego i delikatnego klimatu z początku albumu.
Wracając do porównania to z SinnerAngel, jest więc dokładnie jak z typową wycieczką zorganizowaną. Podwiozą pod kościół, wysiadasz, zwiedzasz i pół godziny czekania na panią, która się gdzieś zapodziała. Potem podstawią Cię pod muzeum i znów kilka chwil ciekawszych wrażeń, a następnie znów pół godziny wkurzania się, że nic się nie dzieje. A na końcu wiadomo – dzielnica z pamiątkami – w 90% taka sama jak w każdym innym miejscu na Ziemi i już w połowie wędrówki między jednym straganem a drugim zaczynasz myśleć, że ta wycieczka to jednak bardziej strata czasu niż ekscytujące wydarzenie. I cieszysz się, że już się skończyła…
Ocena 6,0/10,0.
- Sombre Figures – “Streams of Decay” (2021) - 15 lutego 2022
- Nigrum Tenebris – “I am the Serpent” (2021) - 14 lutego 2022
- Ondfødt – “Norden” (2021) - 13 lutego 2022
Tagi: 2017, black metal, grimmdistribution, kolumbia, recenzja, Sinister Decálogo, SinnerAngel.