Armia „Toń” (2015)

Ostatnie lata pokazały jak płodnym i wszechstronnym artystą jest Tomasz Budzyński. Na Armijnym Freaku odleciał tam, gdzie nikt się chyba nie spodziewał go znaleźć. Podróż Na Wschód z kolei pokazała, jak twórcza i piękna może być reinterpretacja znanych klasyków (ta akustyczna wersja Skończyłem, Rozpoczynaj, którą grali na koncertach!). Na solowych Osobliwościach udowodnił, że termin synkretyzm jest chyba jednym z najważniejszych pojęć w sztuce. Wypowiadał się częstokroć, że nie lubi hałaśliwego grania, po czym wraz z Trupią Czaszką zaprezentował album Mor, jeden z najbardziej agresywnych w swym dorobku. Ostatni rok przyniósł płytę projektu Rimbaud, który jest równie intrygujący, co wstrząsający. Kiedy więc w końcu Budzy zapowiedział, że nadchodzi Toń, zadawałem sobie pytanie, gdzie tym razem jako słuchacz zostanę zabrany. Tymczasem najbardziej zaskakujące w nowym albumie Armii jest to…że niczym nie zaskakuje.

To dobrze, czy źle? Przez blisko trzy miesiące myślałem, że to jednak niedobrze mieć oczekiwania, bo mogą tylko mącić w głowie i zepsuć smak dzieła, na które tyle czekaliśmy. Ale po tych wielu tygodniach i kilkunastu (a może nawet więcej) przesłuchaniach, zrozumiałem, że to nie moja wina, że ta płyta mnie nie rusza. Ona po prostu, wbrew tytułowi, nie ma głębi. Niby wszystko się zgadza; nastąpił powrót do znanej stylistyki, ale obawiam się, że na Toni mało jest Armii w Armii.

Pobieżny rzut oka- 10 utworów, a każdy trwa po 3-5 minut- może sugerować, że mamy do czynienia z prostymi piosenkami. Takie myślenie byłoby jednak błędne. Owszem, nie ma tu tak rozbudowanych form, jak na przykład Ultima Thule, czy Przed Prawem, ale jest się w czym rozsmakowywać. Riffy, perkusja, czy partie basu- niby osadzone w konwencji, ale jednak bywają nieoczywiste i zakręcone. Do tego ciekawe wtręty, czasem ambientowe, czasem z kolei gra cisza… Sęk w tym, że te udane i nośne pomysły cechują tylko niektóre utwory- potężne Urkoloseum, „połamany” Cud, prozzesową Toń, czy pachnące Killing Joke Puste Okno. To jednak za mało. Połowa kompozycji wydaje się być przyzwoita, słuchalna, ale nie takie przymiotniki powinny chyba opisywać muzykę Armii. Czy za kilka lat publiczność w czasie koncertów będzie domagała się Ostatniej Chwili, Cudzego Grzechu, albo Tańca Duchów? Nie wiem, ale wydaje mi się to mocno wątpliwe. Lider Armii lekką ręką pozbył się Pawła Klimczaka, kompozytora całego albumu Der Prozess; bez problemu wskazał drzwi sekcji rytmicznej paru ostatnich albumów, Krzyżykowi i Kmiecie (włączcie sobie choć na chwilę Freak, albo wspomniany Prozess, aby zrozumieć ich rolę) i obawiam się, że sześć lat nie wystarczyło, aby znaleźć godnych zastępców.

Najsłabszym ogniwem Toni wydaje się być jednak Tomasz Budzyński… „Będzie to krążek na swój sposób apokaliptyczny, bo innych w obecnych czasach nagrywać nie potrafię” zapowiadał przed premierą. Ale tu nie ma apokalipsy i końca świata, jest co najwyżej delikatny dyskomfort. Dyskomforcik nawet. Kiedy Budzy śpiewa „Zło\ Wszystko wolno\ Kradnij i zabijaj\ Wszystko wolno\ Kradnij i kłam\ Wszystko wolno” nie czuję nic. Nie wierzę mu po prostu. Kiedy słucha się, przesiąkniętego Słowem Bożym albumu Duch, to nawet ateiści mają ciarki na plecach. Taka bije z niego pasja i zaangażowanie. Tymczasem refleksje zawarte na Toni, sposób ich wyśpiewywania, można skwitować słowami samego Budzego– „Co tak nudno?”. Na dodatek zdarzają się tu grafomańskie potworki, jak „Miałem żyć/ Nie miałem śnić/ Miałem kochać/ Nie tylko szlochać/ Mogłem poczekać/ Nie tylko uciekać

Armio moja, wróć!

Ocena: 6/10

(Visited 2 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , .