Embrional: „zło jest mniej oczywiste, przez co bardziej atrakcyjne”

Embrional – gliwicka death metalowa horda, która pomimo wydania dopiero drugiego albumu zalicza się do grona najbardziej rozpoznawalnych nazw polskiego podziemia. Niedawno wydany album „The Devil Inside” zbiera świetne recenzje, a sam zespół można zauważyć w coraz większej liczbie „branżowych” mediów. Na moje pytania dotyczące samego albumu jak i kilku pomniejszych spraw odpowiedział Rychu – gitarzysta zespołu.

„The Devil Inside” ukazał się w lutym 2015 roku. Pomimo długiego czasu od premiery ciągle można zauważyć napływające ze wszystkich stron świata pozytywne recenzje na temat waszego ostatniego wydawnictwa. Spodziewaliście się, że już na drugim albumie uda wam się zostać tak rozpoznawalną marką?

Takie rzeczy są trudne do przewidzenia czy zaplanowania, zwłaszcza przy takim natłoku zespołów, jaki jest obecnie oraz stricte podziemnym rodowodzie w jakim egzystujemy. Czas, w jakim przyszło nam tworzyć a nie tylko słuchać, radykalnie się zmienia i ciągle ewoluuje. Czasem mamy wrażenie, że więcej jest ludzi grających jak uwielbiających słuchać i kontemplować metal. Tym bardziej, odbiór „The Devil Inside” jest to dla nas pozytywnym zaskoczeniem, ponieważ zajmujemy się stosunkowo trudną muzyką w odbiorze i wykonaniu, jako całość. Nie każdy ma ochotę pogłówkować podczas jej odbioru. Nie każdy lubi ten rodzaj ekspresji, jednak mimo pewnych utrudnień, ciągle ktoś z kraju i ze świata daje nam dobitnie znać, że mamy wsparcie mimo w/w łamigłówek. Ograniczone możliwości fizyczne rozprzestrzeniania tej podłej i plugawej zarazy jaką jest Embrional, również wpływają na ogólną dostępność naszej muzyki. Te napływające do nas, bez przerwy, recenzje to nic innego jak zasługa Godz Ov War i tylko możemy się cieszyć z takiego stanu rzeczy. Z tą rozpoznawalnością jednak bym nie przesadzał. Pewnie jest sporo osób, które nazwę kojarzy ale muzykę już chyba mniej.

Tytuł albumu jednoznacznie potwierdza, iż głównym tematem albumu jest nie kto inny jak sam Pan Diabeł. Czy warstwa tekstowa zawarta na „The Devil Inside” skupia się wokół luźnego tematu opętania
i potępienia czy też może pojawiła się jakaś konkretna historia, która zaważyła
o myśli przewodniej tego krążka?

A kimże jest ten pan diabeł tak naprawdę? Poza jednoznaczną analogią do nieokiełznanego ludzkiego umysłu, nie doszukiwałbym się tutaj opętania, otępienia czy potępienia. To tylko totalna schiza umysłowa, mroczne zakamarki mózgu, szalone emocje i sytuacje, bądź miejsca, wywołujące różne, dziwne stany umysłu, zachowania
i poszukiwań odpowiedzi na powiedzmy, dziwny stan rzeczy. Cokolwiek to znaczy. Zło jest mniej oczywiste, przez co bardziej atrakcyjne. Trudne do sklasyfikowania i nie poddające się dogłębnej analizie. To wachlarz bardzo interesujących twarzy, które nas pociągają i fascynują. Nie ma tam myśli przewodniej ani konkretnej historii, mimo pewnego zarysowanego konceptu płyty i tematów w jakich broczymy. Otwieramy swoje własne bramy piekieł i tyle.

To co moim zdaniem jest charakterystyczną cechą waszego najnowszego albumu to duża dawka niepokoju i strachu. Pomimo, że to soczysty i bezkompromisowy death metal to da się tutaj usłyszeć naleciałości wielu innych gatunków co jest oczywiście nieuniknione bo inspiracje są różne. Jednak nie o tym mowa – moją uwagę zwróciły przede wszystkim jadowite wokale i nieco chora atmosfera na tym wydawnictwie. Jak myślisz co spowodowało bądź jakie czynniki przyczyniły się do uzyskania takiej otoczki ?

Najprościej można by odpowiedzieć, że to wynik naszej pojebanej wyobraźni i różnych doświadczeń muzycznych
i życiowych, ale byłoby to chyba zbytnie uogólnienie. Zawsze interesowała nas w muzyce szeroko pojęta różnorodność i choroba psychiczna. Idealnie dla naszych gustów wypadają rzeczy, które mimo że stanowią monolit, są totalną huśtawką nastrojów i barw. Dlatego też najlepiej czujemy się łącząc smolisty, piekielny death metal z różnymi technicznymi zabawami i masą emocjonalnych zawirowań, ocierających się o bardzo różne
i skrajnie oddalone od siebie gatunki muzyczne. Choroba i schiza to chyba główne elementy w muzyce, które powodują u nas znaczny wzrost adrenaliny i zainteresowania. Dlatego też nie mogło zabraknąć ich u nas i nigdy nie zabraknie. Jeśli chodzi o wokale Marcina, to faktycznie podszedł do tematu dwojako. Tym razem bardzo ambicjonalnie. Barwa jego głosu, mimo wszystko, nie wykraczająca poza ramy gatunku, jednak jest na tyle wyraźna, że czytelna. To bardzo cenimy. Dodatkowo, jego zupełnie inne podejście do rytmiki. Nieregularne
w stosunku do linii melodycznej, oraz inny sposób frazowania. Takie rozdwojenie i roztrojenie jaźni. Mimo, że wiele osób zupełnie tego nie wychwyci, jesteśmy przekonani, że to ciekawy zabieg, który dodaje dodatkowego schizoidalnego klimatu do całości. Bardzo trudny jest również odtwórczo, grając jednocześnie na gitarze. Niełatwe rzeczy, dodajmy. Element strachu i niepokoju, na który wiele osób zwraca uwagę to chyba bardziej efekt różnych zmian metrum w jednym utworze i niezależna od siebie praca gitar. Nie nam to oceniać.

embrio

Jeżeli miałbyś wskazać konkretną różnicę pomiędzy waszym najnowszym albumie, a debiutem („Absolutely Anti-Human Behaviors”) to na pewno zwróciłbyś uwagę na…

Klimat, schizę, technikę, wiedzę i umiejętność. Samoświadomość muzyczną. Wspomnianą wyżej różnorodność, zaangażowanie, kompleksowość i rozmach działania. Dojrzałość i mentalność. Perfidię i większe pokłady zła oraz choroby psychicznej podczas tworzenia. Doświadczenie i wieloletnia, wspólna praca. No i oczywiście dźwięk, który świadomie poszukiwaliśmy oraz czas spędzony w Sound Division Studio z Maltą.

Kto jest autorem okładki zdobiącej wasze najnowsze wydawnictwo? Pomysł wyszedł od strony zespołu czy to efekt wytycznych pozostawionych autorowi?

Poza okładką do naszego 1-szego demo, wszystkie obrazy stanowiące front naszych kolejnych okładek jak
i wewnętrzne obrazy, narysował dla nas Mariusz Krajewski. Nasz bliski przyjaciel, z rodzinnego miasta. Kolejny zeschizowany i nieodzowny element układanki jaką jest Embrional. Mariusz dostaje tylko zarys muzyki i tekstów, a co zrobi ze swoim talentem i chorymi wizjami, to już tylko i wyłącznie jego interpretacja. Dodajmy, że zawsze zgodna z naszą, podstawową wizją. Facet jest genialny w tym co tworzy. Od pomysłów po technikę wykonania. Jego wizje przekraczają nasze pojmowanie tego świata. Porusza się w tym tak doskonale, że oddaje charakter muzyki.

Oba wydawnictwa zostały wydane w barwach dobrze znanego w naszym kraju Old Temple. Czy kolejny krążek zamierzacie również powierzyć ich doświadczeniu czy może jednak staracie się znaleźć jakiegoś zagranicznego wydawcę?

„The Devil Inside” zanim się ukazał, szukał wydawcy w różnych miejscach, jednak nie zainteresował nikogo na tyle, aby tam się znaleźć. Old Temple była zainteresowana wydaniem tego materiału, jak i innymi naszymi, wcześniejszymi, od samego początku. Zaufali nam i czekali tylko na znak, sygnał od nas. Tym razem jednak, wydaniem materiału zajęło się kilka firm równocześnie. Old Temple, Godz Ov War, Third Eye Temple, Hellthrasher. Zależnie od nośnika i wersji wizualnej, każdy podzielił się wizjami i obowiązkami. Jak sprawy będą wyglądały na przyszłość tego nie wie nikt.

Od dłuższego czasu można zauważyć, że twarz demona/diabła towarzysząca logo, okładkom
i sesjom zdjęciowym stanowi swoistą wizytówkę czy też maskotkę zespołu. To zamierzony czy zupełnie przypadkowy zabieg ? Wiąże się z tym jakaś szczególna historia?

To zamierzony i świadomy zabieg, który wyszedł w trakcie tworzenia okładek do płyt i logo zespołu przez Mariusza. Stworzył dla nas demona-diabła-człowieka, ręcznie zrobionego w wersji 1:1 w 3D, odwzorowując klimat
i zło, które towarzyszy nam w muzyce i tekstach. Odkąd Mariusz zaczął rysować dla nas te wyjątkowe obrazy, pojawiła się twarz, odzwierciedlająca zespół i tak już zostało. To plastyczny rodzaj obłędu, który nas tak inspiruje. Korzystamy z niej podczas koncertów jak i różnych sesji zdjęciowych, więc można ją traktować jako naszą wizytówkę i swoista maskotkę.

Starałem się również znaleźć informację na temat trasy promującej „The Devil Inside” jednak na nic takowego nie mogłem trafić. Póki co promocja albumu miała miejsce podczas pojedynczych koncertów. Co spowodowało, że nie wyruszyliście na tournée ? Ciężko pogodzić zespół z życiem prywatnym czy może jednak postanowiliście sprawdzić jak płyta poradzi sobie bez występów na żywo?

W takich warunkach jakich funkcjonuje zespół, nie jest większym problemem pogodzić pracę zawodową, rodzinę, czy różne inne pasje z aktywnością koncertową. Oczywiście w pewnych ramach ograniczeń czasowych, które, powiedzmy sobie szczerze, są do przejścia bez większych problemów. Nie mamy miesięcznych tras. Absencja koncertowa, po wydaniu płyty nie miała jednak nic wspólnego z naszym brakiem czasu czy lenistwem. Bardzo chcieliśmy pokazać nowy materiał na żywo. Mieliśmy zabukowanych wiele ciekawych koncertów, które niestety musieliśmy odwołać z powodu zdrowotnych problemów perkusisty. Kamil stworzył na tym materiale tak opętane
i trudne partie perkusji, że nikt nie chciał się tego podjąć aby go dzielnie zastąpić. Zostaliśmy postawieni pod ścianą, jednak wszystko powoli zmierza do tego, dzięki pomocy naszych przyjaciół, że materiał zostanie pokazany na żywo w najbliższym czasie. Jednak to bardzo czasochłonny proces.

Premiera albumu zbiegła się z koncertem grupy Asphyx w szczecińskim DK Słowianin gdzie mieliście niejako okazję do zaprezentowania swojego najnowszego materiału. Nie myśleliście
o zrobieniu w tym dniu okazjonalnego koncertu w rodzinnych Gliwicach ?

Premiera „The Devil Inside” tak została zaplanowana i połączona z koncertem Asphyx w Szczecinie od dawna, jednak ze względu na poważne kłopoty zdrowotne perkusisty, o których mowa była wcześniej, zmuszeni byliśmy wszystko odwołać. Niestety. Myśleliśmy o kilku takich okazjonalnych koncertach w różnych miejscach kraju, jednak rzeczywistość okazała się nie do przeskoczenia, w tak krótkim czasie.

Znaleźliście się również na płycie będącej trybutem dla latynoskiej formacji Headhunter D.C. Opowiedz jak doszło do nawiązania takiej współpracy i jak zostało odebrane to wydawnictwo?

Z chłopakami z HEADHUNTER D.C poznałem się podczas mojego pobytu w Brazylii z Besatt, w 2009 roku. Graliśmy razem wspólny gig w ich okolicach. Północny rejon, Salvador, Bahia. Bardzo szybko znaleźliśmy nić porozumienia. To bardzo zasłużony, death metalowy zespół, w brazylijskim podziemiu. Kiedy okazało się, że odwiedzą Europę, Embrional został poproszony o suportowanie ich w Polsce. W trakcie ich pobytu, wyszła propozycja, aby uczcić 25 lecie HHDC, nagrywając ich cover, we własnej interpretacji. Tak się stało. Kilkanaście zespołów z różnych stron świata, zrobiło własne wersje ich utworów aby uczcić ten moment. Mutilation Rec. wydało to na CD i w taki sposób znaleźliśmy się na tym wydawnictwie, upamiętniając 25 lat zajebistych wydarzeń
w brazylijskim podziemiu.

Rychu z racji tego, że miałeś swój wkład w historię legendarnego zespołu Bessat muszę zapytać
o album, który nagrałeś z tym projektem. Mowa tu rzecz jasna o płycie „Demonicon”
. Jak
z perspektywy czasu oceniasz ten album w kontekście całej dyskografii tego zespołu ?
Nadal utrzymujecie ze sobą kontakt ? Może wspólna trasa z Embrional?

To był chyba najbardziej techniczny i ciężki ze wszystkich albumów Besatt. Mieliśmy wolną rękę z Kowalem, odnośnie tworzenia muzyki. Trudno się dziwić, że wyszło jak wyszło, skoro materiał na tę płytę zrobiłem
z Markiem, czyli wieloletnim garowym Besatt i Throneum plus ¼ Embrional. Nadal lubię ten materiał, w końcu 99,0% muzyki jest naszego autorstwa (śmiech). Jest tam kilka fajnych utworów. Nagranych, pierwszy raz
w zajebiście profesjonalnym studio Hertz. To był bardzo fajny skład koncertowo-imprezowy. Rokujący na przyszłość, ale jak widać nie my, to inni i kapela doskonale sobie radzi na świecie i odwiedza coraz to nowe miejsca.

embrional band2

Co sądzisz o obecnym roku dla polskiej muzyki metalowej ? Moim zdaniem nasze death metalowe poletko przyniosło naprawdę wiele solidnych pozycji czego oczywiście jesteście przykładem. Masz jakichś swoich faworytów do tytułu najlepszego?

Słuchamy naprawdę wiele muzyki i zespołów, z różnych gatunków. To co się dzieje na naszym świńskim, polskim korycie pozwala twierdzić, że nudy nie ma i jakość idzie w parze z ilością. To napawa nadzieją. Wiele twarzy, nieistotnie od statusu, poszukuje i rozwija się. Nowe twory eksplorują różne tereny , nawet gdy są znane, ale podają to w inny sposób. Wyjątkowo, ostatnie lata, dają o sobie znać muzycznie. Aktywność muzyki, metalu, przechodzi najlepsze czasy mimo wcześniej wspomnianej mnogości . Lubimy ambitną, szczerą, dziwną
i bezkompromisową muzykę. Bzdurą byłoby wymieniać kogokolwiek z kapel, zapominając o innych, które by nam umknęły przypadkiem. Kto śledzi, nawet sporadycznie, co się dzieje i w jaki sposób, ten będzie wiedział w czym rzecz.

Czego w ostatnim czasie najczęściej słuchasz (zarówno w metalu jak i innych gatunkach) ?
Jakie krążki mógłbyś polecić naszym czytelnikom, które dotychczas zrobiły na Tobie największe wrażenie ?

Trudno polecać komuś „South of Heaven”, „ Hammerheart”, „ Testimony of the Ancient” , „ An Arrow in Heart”, „I’ Monarch”, „Kenose”, „Axiom” , „Enemy Of Man” czy „The Years of Decay”. Jest tyle zajebistej muzyki i jeszcze więcej genialnych płyt wychodzi, że trudno cokolwiek polecić by nie popaść w encyklopedyczną paranoję. Niech każdy sugeruje się własnym gustem, wiedzą, doświadczeniem swoim lub kolegów, ale nie zapomina jednocześnie o klasykach jak i obecnych, opętanych wariactwach. Nie wiem do jakiego grona mógłbym zaliczyć stwory, które nas sponiewierały ostatnio , jednak były to płyty, każda z zupełnie innej bajki.

Istnieje zespół z którym od zawsze marzysz aby dzielić jedną scenę ?

Jest ich w pizdu wiele. Są sceny na których chciałbym stanąć i wystarczy ale wraz ze Slayer, Motorhead , Iron Maiden i Diamanda Galas to jest kurwa totalne apogeum !!! To tak nieobiektywnie.

Dziękuję serdecznie za rozmowę i ostatnie kilkanaście słów należy do Ciebie dlatego radzę solidnie zareklamować własny zespół 😉

Amen.

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , .