siła: „Ambitna muzyka jest spychana na margines”

Za jasną cholerę nie mam pomysłu jak we wstępie zachęcić Was do poznania tej kapeli. Na pewno nie jest to muzyka łatwa w odbiorze. To ekstrema, awangarda. Zapnijcie dobrze pasy bezpieczeństwa, wciśnijcie poniżej „play” i przeczytajcie wywiad z dwoma muzykami (a może lepiej twórcami hałasu?) polskiego zespołu siła.

Siła, czyli to nie jest muzyka dla mięczaków?
Witold Wawrzon: Ująłbym to może inaczej – muzyka nie dla ludzi całkowicie normalnych.
Łukasz Machała: Nikogo nie wyłączamy z grona odbiorców; ani chromych, ani głodnych, ani bezdomnych.

Siła – skąd pomysł na nazwę?
WW: Temat nazwy był przez nas dość długo wałkowany. Ostatecznie pomysłodawcą był nasz perkusista Łukasz. W związku z tym, że minęło naprawdę sporo czasu nie chcę wchodzić tutaj w szczegóły, ponieważ ich już nie pamiętam. Generalnie nie obyło się bez kontrowersji, ale nazwa miała być koniec końców krótka i wywołująca natychmiastowe konotacje.
ŁM: W poszukiwaniu nazwy cofnęliśmy się nawet do sanskrytu. W dodatku siła to coś, co powinno budzić automatyczny opór, więc czemu nie?

Na Facebooku w opisie widnieje tekst „siła to anty-gitarowy kwartet z Gorzowa emitujący frustrację, negatywną energię i ogólne niezadowolenie. siła to radykalny sprzeciw wobec kanonów, codzienności i głupoty. bez kompromisów.” Owszem, świat nie jest kolorowy, ale skąd w Was tyle złych emocji?
WW: Nie więcej niż w innych ludziach. To dość naturalne, że frustruje nas i budzi w nas opór mnóstwo rzeczy, zwłaszcza gdy jesteśmy wtłaczani w schematy i wymaga się od nas zachowywania określonych, często narzucanych ról. My po prostu znaleźliśmy nasze własne ujście tym negatywnym emocjom. Chociaż nie demonizowałbym aż tak tego przekazu.
ŁM: I nikt nie musi podzielać naszego nastawienia.

siła okładka (1)

Czy od czasu wyborów prezydenckich i sejmowych Wasz poziom frustracji sięgnął zenitu?
WW: Tematy polityczne pozostają między nami jedynie w sferze żartów, bo inaczej tego cyrku traktować nie można i nie mają wpływu na muzykę.
ŁM: Istotnie, jak wyżej. Poziom frustracji jest u nas na stałym, względnie stabilnym poziomie.

W utworze Przesilenie śpiewasz „życie, zwyczajnie to za mało”. Co w takim razie jest czymś większym niż życie? Co chciałeś przez to powiedzieć?
WW: Pierwotnie te słowa brzmią „zwyczajne życie to za mało”. Nie chciałbym wchodzić tutaj w szczegóły tekstu, który ma już kilka lat i nie jest mojego autorstwa, ale zacytowany przez Ciebie powyżej fragment można swobodnie odnieść do tych słów.
ŁM: To ja napisałem. Ten fragment odnosi się zdecydowanie do wszystkiego albo i niczego – jak wolisz. Moim celem jest pisać jak Neron.

Jesteście poniekąd kontynuatorami stylu obranego przez Kobong (na drugiej płycie) czy też zespołu Nyia. Jak myślisz, czy pewnego dnia Wasze muzyczne wydawnictwa na aukcjach osiągną status tak jak obecnie Kobonga? Chmury nie było można kupić za około 300-400 zł. Czy może zwyczajnie w świecie, ktoś „przegina” dyktując takie ceny?
WW: Tak daleko bym nie sięgał. My nie mamy aż takich ambicji i wiemy, gdzie jest nasze miejsce. Kobong natomiast był i jest niepowtarzalnym zjawiskiem. Jeśli ktoś dyktuje takie ceny to najwidoczniej są ludzie gotowi takie pieniądze wydać. Swoją drogą przydałaby się w końcu reedycja Kobonga, tak jak to miało miejsce w przypadku „Copula MundiKinsky.
ŁM: Ujmę to tak – my nie damy się ponieść fantazji, ale to nie my będziemy później rozrywać szaty.

Kilkanaście lat po wydaniu „Chmury” wyczytałem w Internecie opinię, z którą się w pełni zgadzam „ówczesna muzyka wyprzedziła obecne czasy”. W tamtych czasach to był ewenement. Myślisz, że dlatego Kobongowi nie udało się zawalczyć o wyższą pozycję na polskiej scenie? Scena, fani nie byli na to przygotowani?
WW: Nie do końca się z tym zgadzam, ponieważ ta muzyka jest po prostu z założenia zbyt trudna dla zwykłego odbiorcy muzyki rockowej. Tam samo wtedy jak i teraz. Nic się tutaj nie zmieniło. Obserwując obecne tendencje i muzyczne mody, czy mówiąc wprost, to co się ludziom podoba, zespół taki jak Kobong trafiłby dzisiaj pewnie w jeszcze większą pustkę, co napawa mnie smutkiem. Z drugiej strony po co dogadzać wszystkim?
ŁM: Dla wszystkich jest djent i inne wybryki natury. Dajcie spokój Kobongowi.

Czy teraz tworząc tak ekstremalną muzykę uważacie, że ma ona większą SIŁĘ przebicia (hehe), chociażby przez to, że ludzie są zdecydowanie bardziej otwarci na eksperymenty w muzyce?
WW: Oczywiste, że myślący ludzie, znudzeni natłokiem tradycyjnej muzyki popularnej, będą kierować się w stronę bardziej niszowych zjawisk. Ekstremalne formy muzyczne zawsze będą mieć jednak ograniczony zasięg, co samo w sobie nie jest tak naprawdę niczym złym. Brak zgody na promowanie wszechogarniającego muzycznego zidiocenia to jedno, natomiast myślę, że mimo wszystko usiłowanie trafiania do jak najszerszego grona odbiorców nie powinno być celem samym w sobie. Koniec końców wszystko rozbija się o niełatwy charakter tych dźwięków.
ŁM: Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek na cokolwiek był bardziej otwarty. Przeciętny odbiorca ma dość mętne pojęcie na temat eksperymentu i awangardy. Przeciętny artysta ze smakiem konsumuje własny albo czyjś ogon. Ale nie zrozum mnie źle, to co robimy, to tak naprawdę zwykła muzyka rockowa, albo i nie, jak dla kogo.

W ogóle to jak powstaje wasza połamana muzyka? Od czego zaczynacie komponując utwór?
WW: W przypadku starszego materiału z debiutanckiego albumu, większa część opierała się jednak na gotowych motywach przynoszonych na próby. Dzisiaj zmieniliśmy nieco podejście do tworzenia i pozwalamy sobie na o wiele więcej. Materiał posiada często pewne zręby pod postacią rytmu. Cała reszta rodzi się w trakcie prób. Co raz więcej tworzymy w wyniku improwizacji i wspólnego jammowania. Sztuką jest później nadać temu odpowiednio sensowną formę, ponieważ improwizować można z lepszym bądź gorszym skutkiem bez końca. Świadomie zrezygnowaliśmy natomiast z niektórych elementów, które były obecne na debiucie, a na które reagujemy dzisiaj w sposób: „Nieee, nie grajmy już tak więcej”. Część starych utworów, które gramy na żywo, w konsekwencji przearanżowaliśmy. W przypadku tych nowych staramy się zostawić sobie jakieś pole, margines do wprowadzenia miejsca na improwizację, niezbędne powietrze, ponieważ musimy w jakiś sposób odreagować tą skondensowaną agresję i napięcie; i pewnie z czasem ten margines będzie się jeszcze bardziej poszerzać. Jest to dla mnie progres, nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli nagrać w przyszłości tak samo brzmiący materiał.
ŁM: Tak, z biegiem lat zaczęliśmy doceniać dramaturgię i unikać pułapek, które sami na siebie zastawiamy. I nie trzeba wcale być jakimś wybitnym instrumentalistą, wolność zaczyna się w głowie a kończy na palcach, rękach i nogach. Naprawdę, nie przeceniałbym naszych możliwości, bo później będzie wstyd (jak zwykle).

Wasza muzyka to wypadkowa kilku styli: hardcore, grindcore, punk i metalowej awangardy. Do którego z tych styli jest Wam najbliżej? Czego słuchacie na co dzień?
WW: Tworząc muzykę nie zastanawiamy się nad konkretnym stylem. Natomiast jesteśmy na tyle wyczuleni, że nie staramy się przeginać w jedną stronę. Każdy z nas słucha bardzo różnej muzyki, chociaż znaleźć można też elementy zbieżne. Ja już chyba nie śledzę nowości muzycznych tak jak dawniej, głównie z powodu ograniczeń czasowych. Jeśli miałbym wymienić albumy, które ostatnimi czasy wywarły na mnie wrażenie lub słuchałem ich częściej niż innych płyt, to byłyby to wydawnictwa z zeszłego roku, takie jak: „The EpicKamasi Washingtona, debiutancki album KoMaRa, czy wspólny projekt Troum i Raison d’etre.
ŁM: Gatunków, które wymieniłeś słuchamy bardzo mało. Albo wcale. I raczej nie w tych ortodoksyjnych formach. Widzisz, młodość rządzi się swoimi prawami, więc ostatnio maniakalnie słuchałem „Force MajeureTangerine Dream i jeszcze kilku innych rzeczy.

Koncerty dajecie dość sporadycznie. Szczecin, Gorzów Wielkopolski czy też Wrocław. Czy zamierzacie zmienić zarówno częstość jak i pokazać się szerszej publiczności? (w najbliższym czasie zagrają w Warszawie)
WW: Raczej nie przewiduję, żeby coś miało się radykalnie zmienić w tym przypadku, chociaż paradoksalnie ten zespół najlepiej prezentuje się ponoć na koncertach. Naturalnie będzie nas można zobaczyć od czasu do czasu na żywo, ale Siła nie jest zespołem stricte koncertowym. Regularne koncertowanie nie wchodzi więc w rachubę. Obawiam się wręcz, że dłuższe trasy mogły by mieć na nas destrukcyjny wpływ.
ŁM: Byłbym ostrożniejszy i bardziej otwarty w tej kwestii, chociaż w tym, co wyżej, jest też sporo prawdy. I tych koncertów w moim odczuciu wcale nie było mało, nie staramy się grać ich tylko dla zasady.

Niedługo debiutanckiemu materiałowi stuknie rok od premiery i trzy od rejestracji go w studiu. Czy macie w zanadrzu nowy hałas?
WW: Tak, materiał cały czas powstaje i chcielibyśmy pochwalić się już czymś nowym, ale jest jeszcze na to ciut za wcześnie. Tworzenie nowego materiału jest w naszym przypadku bardzo czasochłonną czynnością.
ŁM: Trzeba wiedzieć, kiedy złapać to wszystko za gębę i powiedzieć, że wystarczy.

Debiut powstawał dość długo, tj. po nagraniu odleżał swoje w szufladzie i dopiero po jakimś czasie ujrzał światło dzienne. Czy w przypadku nowej płyty sytuacja się powtarza, czy jednak wszystko będzie szło sprawnie w kwestii produkcji?
WW: Będąc realistą w tym roku skupimy się jedynie na tworzeniu nowych utworów. Na pewno nie pozwolimy sobie jednak na odłożenie nagranego materiału na tak długi okres czasu. Myślę, że wyciągnęliśmy w przypadku tej kwestii odpowiednie wnioski.
ŁM: Realizacja debiutu to była dla nas ogromna nauka. Dopiero po jakimś czasie zacząłem znowu ten materiał zwyczajnie lubić. Na takie ryzyko już drugi nas nie stać.

Czy nowy materiał będzie podobnie skondensowany jak ten z debiutu czy jednak zamierzacie wprowadzić jakieś nowe elementy i zaskoczyć dotychczasowych fanów?
WW: Podstawową sprawą jest to, żebyśmy zaskakiwali samych siebie i nie mieli poczucia znużenia. Nie jest to proste, bo mamy względem siebie dość wygórowane ambicje, które niestety często zderzają się z poziomem umiejętności i paradoksalnie brakiem doświadczenia. Tworząc muzykę natomiast przebywamy tylko ze sobą, obserwujemy się, sprawdzamy nasze reakcje. Ścieramy się. Na tym konkretnym etapie procesu twórczego inny odbiorca, poza nami samymi, jest w naszej świadomości nieobecny, dlatego jest nieistotny.
ŁM: Myślę, że będzie bardziej różnorodny. Myślę, że będzie dużo bardziej ponury i złowieszczy.

Czy na nowej płycie usłyszymy gitarę elektryczną? A może partie na gitarze akustycznej?
WW: Nie mogę tego obiecać, natomiast mogę Cię zapewnić, że na nowym materiale będziesz mógł usłyszeć dźwięki saksofonu, analogowego syntezatora i sporo dziwnych sampli.
ŁM: Nie wydaje mi się, chociaż nie ma się co zaprzysięgać, ale raczej nie.

A gdyby tak Siła nagrała cover zespołu Kobong? Na przykład: Miara, Przeciwko, Ja? Tylko wiecie, musielibyście zaprosić kogoś na elektryczne wiosło? 😉
WW: Kiedyś mierzyliśmy się z tematem grania coverów, ale siłą rzeczy temat ten na szczęście upadł. Tworzenie własnego materiału zajmuje nam już tak dużo czasu, że marnowanie go na ogrywanie coverów byłoby zbrodnią.
ŁM: Nie zrobimy tego, a gitara elektryczna nie byłaby nam do tego potrzebna.

siła okładka (2)

Czy drugi longplay również zostanie wydany nakładem Green Lungs? Czy mieliście może propozycje z innych wytwórni tudzież zagranicznych? Pytam, bowiem promocja przy debiucie raczej kulała. Ukazało się zaledwie kilka recenzji i bodajże 2-3 wywiady.
WW: W przypadku Green Lungs wszystko opiera się na naszych przyjacielskich relacjach. Układ między nami jest bardzo jasny, dlatego nie mamy takiego odczucia. Z resztą Grzesiek Iwaniec i Piotrek Polak to chyba jedyne osoby, które uwierzyły w ten materiał i po części dzięki nim ten zespół jeszcze funkcjonuje i nie rozpadł się po nagraniu płyty, z czego pewnie nie zdają sobie sprawy. Co do samej promocji to wynika to z kilku czynników, w tym i naszego nastawienia. Warto oczywiście zachować jakąś rozpoznawalność muzyki i zespołu, chociażby dla łatwiejszej organizacji koncertów. Wiadomo, że sztuka pozbawiona odbiorcy traci rację bytu, co nie powinno jednak iść w parze z nachalną, rozbuchaną promocją i schlebianiu niskim gustom, czego osobiście jestem wrogiem.
ŁM: Ja akurat uważam, że ta płyta była dość dobrze promowana i mam nadzieję, że udało nam się nie przekroczyć granicy dobrego smaku.

Czy po premierze debiutanckiej płyty mieliście odzew z egzotycznych części Świata? Skąd najdalej od Polski odbieraliście pochwały?
WW: Dotychczas najbardziej pozytywny sygnał odebraliśmy w sumie ze Stanów, czego efektem jest dystrybucja płyty za pośrednictwem wytwórni Husaria Records, która w swoim katalogu ma wydawnictwa Semantik Punk, Samo, czy ostatnio na winylu solowy album Fredrika Thordendala z Meshuggah. Choć trudno nazwać to egzotyką, dla mnie pozostaje mimo wszystko w sferze pewnej abstrakcji.
ŁM: Nasza płyta w dystrybucji Husaria Records to, uważam, dość spore wyróżnienie.

Wracając jeszcze do zespołu Kobong i do przeszłości. Pamiętam jak premiera płyty Chmury Nie Było odbywała się w Radiu Zet (tak, w tym radiu!). Sądzisz, że te czasy kiedyś wrócą? W tamtych czasach można było obejrzeć koncerty Acid Drinkers, Illusion czy Flapjack w TVP2.
WW: Nie ma na to absolutnie żadnych, najmniejszych szans. Ambitna muzyka jest spychana na margines potrzeb. Zdarzają się oczywiście pozytywy, jak cykl „Made in Polska” na antenie TVP2, który mierzy się z niesztampową muzyką. Późna godzina emisji jest oczywiście nieprzypadkowa. To pewnie truizm ale najważniejszym źródłem ambitnej kultury jest internet, co ma zarówno swoje plusy jak i minusy. Tak naprawdę jedynie od słuchacza zależy teraz, czy zada sobie trochę trudu i postara się odkryć dźwięki, które nie mieszczą się w sformatowanych ramach komercyjnych rozgłośni.
ŁM: Ani trochę nie tęsknię za tamtymi czasami, bez sentymentu. Jedyne medium jakiego w ogóle używam to internet i nauczyłem się już radzić z tą klęską urodzaju.

Waszą muzykę się albo uwielbia albo nie znosi. Ja jestem dużym fanem, zarówno Siły, Kobonga i formacji Flapjack (mając na myśli Juicy Planet Earth), więc słuchając Siły nie czuję zmęczenia. Jak byście zachęcili potencjalnego słuchacza aby się otworzył na „silne” dźwięki ?
WW: Dzięki, ale usilne zachęcanie ludzi do tej muzyki mija się z celem. Tkwimy w pewnej niszy, co jest naszym świadomym wyborem, ale żeby też nie popadać w zbyt depresyjne tony, gramy, bo po prostu lubimy to robić, bez względu na wszystko.
ŁM: Prawdę powiedziawszy nie mam zamiaru nikogo do niczego zachęcać.

Dzięki za wywiad.
WW & ŁM: Dzięki.

Płytę zespołu siła można nabyć na stronie wytwórni Green Lungs.

Siła band (2)

Piotr
Latest posts by Piotr (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , .