Drown My Day – „Confession” (2014)

Pamiętacie czasy gdy raz po raz metalowe serwisy internetowe informowały nas na temat ciągle to nowych
i obiecujących zespołów w rozwijającej się wówczas deathcorowej scenie ? Nazwy jak Carnifex, Despised Icon czy Job for a Cowboy były określane mianem nowej fali death metalu i miały swoje pięć minut jeżeli chodzi
o popularność. Oczywiście  część z nich  przetrwała z różnym skutkiem, inne nie przetrwały próby czasu i zapewne drugie tyle pozostało żywcem zapomniane. Podobna sytuacja miała miejsce w naszym kraju, gdzie w zalewie licznych coreowych projektów zaledwie niewielki odsetek  był godny uwagi
i osiągnął coś więcej niż nagranie lichej demówki czy wypuszczenie okazjonalnych koszulek w limitowanej wersji
9 sztuk. Do grona tych, którzy skończyli z honorem na tarczy zalicza się grupa Drown My Day.

Prawie 10 lata działalności, krakowski kwartet ma koncie jedynie debiutancki album „Confession” wydany za sprawą niemieckiej wytwórni Noizgate Records. Co więc spowodowało, że małopolski deathcore przeżył próbę czasu ? Być może odpowiedzi należy doszukiwać się w tym, że jak na tak młodą grupę zdołali zagrać już ponad 250 koncertów (zarówno w kraju jak i za granicą) i liczba ta sądząc po internetach jakoś bardzo nie maleje.
Z drugiej strony może jest to uwarunkowane tym iż mieli okazję dzielić scenę z takimi nazwami jak Antigama, Emmure, Hatebreed, Pro-Pain czy Vader. Bez względu na to, która z tych odpowiedzi jest dobra mam jeszcze trzecią opcję – mają bardzo dobre pomysły i grają naprawdę solidny death metal nie wstydząc się tego.

Tak o death metalu mowa gdyż materiał zawarty na pierwszej płycie Drown My Day w niczym nie przypomina stylu z jakiego ewoluował. Krakusy prezentują rzetelny i mocno amerykańską wersję, bardziej nowoczesnego deathu
w klimatach, które bardzo kojarzą mi się z Decrepit Birth czy Betraying The Martyrs. Całość natomiast obfituje
w gitarowe pojedynki solówek, liczne „brekdałny” oraz perkusyjne kanonady, które mogą wprowadzić niejednego doświadczonego muzyka w zakłopotanie. Dodatkowym plusem jest wokal, będący bardzo dobrą mieszaniną growlu, ryku i skrzeku. Czego chcieć więcej ? A no braku takich wpadek jak utwór „Hoichi The Earless”, który wyłamuje się z tego mocarnego monolitu. Być może jest to hołd muzyków dla ich dawnych inspiracji i romansów
z metalcorem i tym podobnymi wynalazkami. Do mnie jednak nie przemawia i traktuję go jako rasowy grzech ciężki
w czasie tej spowiedzi.

Jednak pojedyncza wtopa jest niczym wobec tego całego, jakże udanego materiału. „Confession” jest idealnym potwierdzeniem tego, że ciężka praca i samozaparcie popłacają. Jeżeli jednak nadal was nie przekonałem to sami się przekonajcie jak brzmi małopolska odpowiedź na amerykański death metal nowej generacji. Mnie przekonali
i czekam z niecierpliwością na kolejny cios z ich strony.

Ocena: 7,5/10

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , .