Riverside: „Mamy aspiracje, by stać się pewną marką”

W ramach Art Prog Festiwal, który odbył się 5 grudnia w nowo otwartej sali koncertowej „CKK Jordanki” w Toruniu, swój ostatni koncert w tym roku zagrał zespół Riverside. Występ stał się okazją do porozmawiania z muzykami grupy – Mariuszem Dudą i Piotrem Grudzińskim, (który dołączył po chwili) – m.in. o ostatniej płycie studyjnej, sentymentalnej podróży w przeszłość, formie koncertowej, biografii zespołu oraz kondycji współczesnej muzyki popularnej.

„Love, Fear and the Time Machine”, czyli emocjonalny powrót do przeszłości (dokładnie o 3 dekady, o których wspominasz w jednym z utworów) zafundowany słuchaczom na nowej płycie, jest efektem pewnej formy kryzysu wieku średniego związanego z Twoim dołączeniem do grupy 40-latków, czy raczej tylko konwencją, wcieleniem się w rolę, wyrazem uczuć podmiotu lirycznego, którego nie należy utożsamiać z twórcą?

Mariusz Duda: Kryzys wieku średniego brzmi dość brutalnie, choć nie wykluczam, że moja 40-stka się do wspomnianego powrotu przyczyniła. Znalazłem się w takim momencie, w którym postanowiłem coś zmienić, głównie w kierunku bardziej optymistycznego nastawienia do życia. Styl człowieka zamkniętego przed światem, który wypracowałem dotychczas w swoich tekstach i muzyce, ilość melancholii i mroku zgromadzonego w mojej twórczości i przywołana chęć zmiany sprawiły, że postanowiłem odnaleźć się w trochę innej rzeczywistości. Jeżeli chce się coś w swoim życiu zmienić, wraca się pamięcią do czasów, gdy człowiek nie podjął jeszcze najważniejszych życiowych wyborów. U mnie takim momentem była właśnie dekada lat 80. Czas młodości, niezdecydowania, niewinnej wręcz ekscytacji, za którymi zatęskniłem. Dążenie do zmiany oraz nostalgia, tęsknota za latami dzieciństwa stały się więc dwoma kluczowymi czynnikami mającymi wpływ na treść ostatniej płyty.

Porównując nowy krążek do poprzedniej płyty, po stronie podobieństw na pewno należy zaliczyć zbliżoną formę (utrzymanie rockowej, piosenkowej struktury utworów, melodii, przebojowości), po stronie różnic natomiast – emocje i przekaz. Czy płyty te w jakiś sposób ze sobą korespondują? Czy stanowią jednak osobne rozdziały, których nie należy zestawiać i łączyć?

M.D.: Gdyby płyta „Shrine of New Generation Slaves” wyglądała inaczej, „Love, Fear and the Time Machine” też najprawdopodobniej byłaby inna. Mroczna melancholia zawarta zarówno na SONGS jak i ostatniej płycie Lunatic Soul spowodowała chęć zmiany, o której wspominałem. Przed każdym albumem zastanawiamy się co możemy zrobić, by podejść do naszej muzyki w nieco inny sposób. Delikatniejsza konwencja nowej płyty jest naturalną konsekwencją zawartości SONGS, idzie wręcz o krok dalej.

Wspomniałeś o Lunatic Soul, co wiąże się bezpośrednio z moim kolejnym pytaniem. Materiał na Love, Fear and the Time Machine (co potwierdzone zostało we wkładce) został skomponowany w całości przez Ciebie. Czy nie obawiałeś się, że fakt ten niebezpiecznie wpłynie na zawartość płyty, poprzez jej zbliżenie do muzyki Twojego solowego projektu?

M.D.: To prawda, wszystkie utwory na LFATTM są zasadniczo mojego autorstwa, nie mogę jednak powiedzieć, że stworzyłem tę płytę samodzielnie. Krążek ten nie powstał w domu, nie dostarczyłem reszcie chłopaków materiału demo z prośbą o jego odegranie. Piotrek dołożył swoje partie gitarowe, Michał i Mittloff dodali od siebie szereg elementów, dzięki czemu wciąż mówimy o Riverside, a nie o „Mariusz Duda solo”. Z resztą sam proces komponowania dla Riverside, w moim przypadku uwzględnia to w jaki sposób każdy z nas gra, jaki ma styl i umiejętności. Nie ma w nim miejsca na samolubne myślenie. Nowa płyta faktycznie ma jednak dość osobisty charakter i nieco więcej rzeczy, niż do tej pory, stworzonych zostało przeze mnie, dlatego postanowiłem bezczelnie wpisać siebie jako autora tego materiału (śmiech).

Riverside-Love-Fear-And-The-Time-Machine

Na przyszły rok zaplanowaliście biografię zespołu. Skąd pomysł na tę książkę? Uważacie, że nadszedł właściwy czas by podsumowywać pewien dorobek grupy, wyciągnąć wnioski z dotychczasowej działalności, spiąć ją klamrą, czy w zamierzeniu ma być to raczej prezent dla fanów, niebędący wyrazem zamknięcia jakiegoś rozdziału w waszej karierze? (W momencie zadawania tego pytania do rozmowy dołączył Grudzień).

M.D.: Tytułem wstępu, zanim Piotrek odpowie, przyznam, że on jako jedyny był przeciwny wydaniu tego tytułu (śmiech).

P.G.: Tak, byłem w zasadzie jedyną osobą, która twierdziła, że może jest jeszcze za wcześnie na takie wydawnictwo. Przekonania do tego pomysłu nabrałem dopiero po rozmowach z kolegami i Maurycym (Nowakowskim, autorem książki przyp. red.). Biografia nie oznacza, że jako zespół zamykamy jakiś rozdział. Żyjemy jednak w czasach, w których trzeba wykorzystywać w pewien sposób swoje 5 minut. Mocno komercyjny charakter rzeczywistości w jakiej funkcjonujemy warunkuje czasem takie decyzje. Niewykluczone, że za 15-20 lat (o ile będziemy jeszcze istnieć jako skład) wydamy podobną książkę podsumowującą całość naszej twórczości. Dziś jest to propozycja dla fanów zainteresowanych bardziej szczegółową historią zespołu.

M.D.: Od siebie dodam, że przesłaniem ostatniej płyty, oprócz zmiany, odrzucenia strachu przed nieznanym, jest również zachęcenie do działania, korzystania z okazji w momencie, gdy się ona pojawia. Pomysł stworzenia biografii nie był wynikiem naszej zachcianki. Otrzymaliśmy taką propozycję od autora kilku podobnych wydawnictw, który jest miłośnikiem naszej muzyki i pomyśleliśmy, że warto z niej skorzystać, nie ma bowiem gwarancji, że kiedykolwiek się powtórzy. Nie chcielibyśmy za 10 lat żałować, że w odpowiednim momencie nie wykorzystaliśmy nadarzającej się sposobności.

Mimo, że jesteście zespołem dużego formatu, mającym grono oddanych fanów, wciąż podróżujecie gdzieś z boku polskiego mainstreamu. Czy to wynik tego, że rynek muzyczny w Polsce woli promować nieco inne treści, nie wiedząc co traci, czy to raczej Wy z premedytacją nie chcecie wchodzić w krajowy show biznes?

M.D.: Nie jesteśmy w mainstreamie, ponieważ gramy nieco inny rodzaj muzyki. Nasze utwory są po pierwsze za długie by promować je w radiu, po drugie śpiewamy po angielsku, co stanowi skuteczną barierę dla przeniknięcia do głównego nurtu. Jeżeli chcesz robić karierę w Polsce, musisz śpiewać po polsku, jeżeli chcesz zaistnieć za granicą, musisz śpiewać po angielsku. My świadomie wybraliśmy karierę międzynarodową. Mamy silną grupę wsparcia również w Polsce, lecz naszej popularności nie zawdzięczamy głównym mediom, które nas po prostu nie chcą.

P.G.: Nie wydaje mi się, by nasza nieobecność w mainstreamie w jakikolwiek sposób nas dotykała. Robimy swoje i nie oglądamy się na to, czy główny nurt to zauważa. Bez jego pomocy gramy koncerty w naszym kraju, które wyprzedają się do ostatniego miejsca. Wolimy by za zespołem przemawiały takie fakty, a nie nagrody, czy wyróżnienia branży muzycznej.

M.D.: Mamy aspiracje, by samodzielnie stać się pewną marką. Oglądając kiedyś program o Genesis, usłyszałem – to nie jest ani rock ani pop – to po prostu Genesis. Kiedyś pewien dziennikarz radiowy zaproszony na nasz koncert stwierdził, że gramy zupełnie inaczej niż wszystko co funkcjonuje wokół, że jesteśmy pewnym zjawiskiem – muszę przyznać, że był to jeden z największych komplementów jakie słyszałem w życiu. To jest dokładnie to do czego dążymy. Są dwa rodzaje zespołów – te, które zastanawiają się nad tym co zrobić, by osiągnąć sukces (także za granicą), oraz takie, które robią swoje i ten sukces osiągają.

P.G.: Osobną kwestią jest fakt, że media najczęściej promują twory sztuczne i puste. Okazjonalne koncerty polskich „gwiazd” za granicą kreowane są na wielkie wydarzenia mające dowodzić ich popularności poza Polską. Nie chcemy być tego częścią, taka sława i popularność nas nie interesuje.

Skoro mowa już o mainstreamie – lata 80-te, do których nawiązujecie na ostatnim albumie, to doskonały punkt odniesienia dla muzyki popularnej, kopalnia inspiracji, które do dziś znajdują odzwierciedlenie w twórczości przeróżnych wykonawców. Czy Waszym zdaniem czasy współczesne pozostawią coś do czego będzie warto powracać za kolejne 30 lat?

M.D.: Dla mnie muzyka skończyła się na czasach Nirvany i The Prodigy. Tak gdzieś w połowie lat 90-tych. W pewnym sensie. Muzyka nie wpływa już na świadomość ludzi tak jak w latach 70-tych, czy 80-tych. 30 lat temu odpowiedź na pytanie „czego słuchasz” definiowała twój charakter. Dziś to pytanie zastąpiły kwestie typu „w jakie grasz gry?”, czy „jakie oglądasz seriale?”. Dlatego dzisiejsi artyści zamiast tworzyć coś nowego najchętniej wracają do przeszłości, lat 60-tych, 70-tych, 80-tych – za chwilę przywrócona zostanie pewnie moda na grunge i lata 90-te, bo były to lata muzyki, które już nie wrócą. Dzisiaj toniemy w chaosie i natłoku wszystkiego. Popularne stało się wszystko i nic.

P.G.: Alternatywą pozostaje muzyka niszowa, która nie zmienia się z upływem lat. Weźmy chociażby metal, którego rdzeń, mimo różnych wariacji, pozostaje niezmieniony. Można w nim rzecz jasna rozróżniać epoki, zasadniczo jako styl pozostaje jednak stały. W muzyce popularnej od dobrych 20 lat nie odnotowałem tworu wartego zapamiętania, choć nie wykluczam, że za 30 lat postrzeganie ludzi może być inne i taka Rihanna okaże się inspiracją, do której będzie się wracać (śmiech).

M.D.: Niektórzy twierdzą wręcz, że muzyka odchodzi do lamusa. Koncerty na razie zdają się jeszcze temu przeczyć, jednak można zauważyć tendencję, zgodnie z którą ludzie słuchają dziś głównie samych siebie. Programy typu talent show rozlały się w telewizji i internecie, większe zainteresowanie od muzyków budzą dzieci grające na flecie, banjo, perkusji czy gitarze jakieś covery. Mówimy wciąż o mainstreamie, obok którego funkcjonuje na szczęście grupa odbiorców poszukujących wartościowej muzyki, wchodzących w jej świat, ale to inna historia.

Riverside_20151205_033

Widziałem Was ostatnio na Metal Hammer Festiwal 2015 w katowickim Spodku i muszę przyznać, że skradliście swoim występem tę imprezę. Dream Theater, mimo tego, że to kapela dużo większego formatu, po Was po prostu wystąpił. Doszliście w kontekście performance’u do świetnej formy – czy to wynik doświadczenia, wypracowanych lat wspólnego grania, dotarcia, czy raczej tego, że jesteście grupą przyjaciół, która przysłowiowo rozumie się bez słów i doskonale uzupełnia?

P.G.: Muszę na wstępie powiedzieć bardzo ważną rzecz (…)

M.D.: (…) że nie jesteśmy grupą przyjaciół (śmiech).

Haha, a tak wyglądacie.

M.D.: Oczywiście żartuję (śmiech).

P.G.: (…) otóż cieszę się, że występ na Metal Hammer Festival 2015 Prog Edition wypadł tak dobrze, byliśmy bowiem świeżo po zarejestrowaniu płyty i przed samym koncertem zagraliśmy może 2 próby. Jestem przekonany, że teraz, po zagraniu trasy promocyjnej, ten występ byłby jeszcze lepszy. Wpływ na jakość naszych występów ma z pewnością fakt, że gramy wciąż wspólnie, nie ma w naszej grupie przetasowań personalnych, co osobiście bardzo sobie cenię. Nie jest tak, że panuje między nami nieustanna miłość, nie we wszystkim się zgadzamy. Jak w każdej rodzinie, zdarzają się nam kłótnie, spięcia. Znamy się już jednak tyle lat – tak jak Mariusz wspomniał przy okazji komponowania materiału – jesteśmy świadomi swoich silnych i słabych stron. Potrafimy panować i kontrolować sytuacje nieprzewidziane. Co ważne z każdą kolejną płytą proces przygotowania, opanowania materiału trwa coraz krócej, co dowodzi tego, że jako muzycy nieustannie się rozwijamy.

M.D.: Na naszą formę mają wpływ dwa czynniki, o których wspomniałeś – ilość czasu spędzonego na wspólnym graniu, oraz to, że jesteśmy przyjaciółmi. Przygotowując się do koncertów, staramy się zmieniać playlisty, przygotowywać numery, które w danym momencie dobrze nam się gra, by na scenie pozytywna energia przekazywana słuchaczom była szczera. Znamy zespoły, które grając ze sobą od x lat, wyraźnie się ze sobą męczą. Sztuka polega na tym, by grać tak, żeby ludzie tego nie zauważyli (śmiech).

P.G.: Są też muzycy, którzy poza sceną szczerze się nienawidzą, wówczas pozostaje jedynie dobre aktorstwo (śmiech). Ja za dobrego aktora się nie uważam, myślę, że emocje (zarówno negatywne jak i pozytywne) są u mnie doskonale widoczne.

Ostatnie pytanie o plany na przyszły rok.

M.D.: Planujemy w kwietniu przyjechać do Polski na kilka koncertów.

P.G.: (z przekąsem): Przyjechać do Polski (śmiech). W odwiedziny.

M.D: Tak (śmiech), w okresie kwiecień-wrzesień przyszłego roku planujemy kontynuację trasy promocyjnej ostatniej płyty, w ramach której będziemy grali również w Polsce. Po drodze ma szansę ukazać się wydawnictwo bonusowe, nie będzie to z pewnością nowy album, ale może jakaś EP-ka. Czas pokaże.

Dzięki za rozmowę i do zobaczenia!

Osobista strona autora : Strefa Riffów.

Synu
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .