Daniel Cavanagh tak się wystrzelał z pomysłów, tworząc poprzednie trzy albumy Anathemy, że – jak sam przyznał – na nowe dzieło musiał dać sobie więcej czasu. Pozwolił także w większym stopniu zaangażować się swojemu bratu Vincentowi oraz perkusiście Johnowi Douglasowi. To zrozumiała decyzja- słuchając poprzedniczki, Distant Satellites, nawet najwięksi entuzjaści Brytyjczyków potrafili uciąć sobie z nudów krótką drzemkę.
The Optimist to koncept zainspirowany okładką do A Fine Day to Exit (2001). Nie ma mowy o powrocie do przeszłości, muzycznie to inna bajka, ale muzycy kilkukrotnie puszczają oko do słuchacza, nawiązując do płyty sprzed 16 lat- a to podając w tytule pierwszego utworu współrzędne geograficzne plaży w San Diego, gdzie wykonano fotografię zdobiącą AFDTE, innym razem prezentując początek piosenki Pressure, na którą trafia w radiu tytułowy Optimista, czy też we wstępie do wieńczącego album utworu Back to the Start, w którym wykorzystano melodię i tekst z In the Dog`s House, ukrytej kompozycji, która kończyła A Fine Day to Exit.
Muzycy podkreślają, że poszli w kierunku, który zaskoczy nawet ich fanów. Muzykę określają jako mroczną, ambitną, zaskakującą. Wyjątkowo podkreślano wkład Tony`ego Doogana, producenta, który zachęcił zespół do rejestracji materiału na żywo, w jednym pomieszczeniu, patrząc na siebie nawzajem. Przyznaję, jest przestrzennie i naturalnie (brawa za brzmienie perkusji), ale nad całością ponownie unosi się klimat à la Steven Wilson. Nie ma więc drastycznych różnic między produkcją wspomnianego Tony`ego Doogana, a tym co zrobił Christer Andre Cederberg, odpowiedzialny za poprzednie albumy.
Z górnolotnych epitetów prawdziwy wydaje się tylko jeden: płyta jest zaskakująca. Zaskakująco bowiem Anathema nagrała album, który częściej nudzi, niż urzeka. W Ghosts nie dzieje się nic. Żwawsze Can`t Let Go oraz Leaving It Behind w zamyśle mają dynamizować całość, tymczasem pozbawione ciekawego riffu, czy haczyka – zostającej w głowie melodii -męczą i irytują. Daniel, śpiewający w przeszłości takie perełki, jak Are You There?, Eletricity czy Sunlight, tym razem udziela się wokalnie w Wildfires, o którym można jedynie powiedzieć, że jest niepokojący. Close Your Eyes kończy się nagle, w momencie kiedy zaczyna intrygować jazzowym nastrojem. Niestety, ale stylowa produkcja czy niezłe aranżacje to za mało na udaną piosenkę.
Najciekawiej prezentuje się część albumu zamknięta w utworach 3-6. Endless Ways to kolejny piękny i intymny numer śpiewany przez Lee Douglas. Po niemrawym początku, tytułowy The Optimist zostaje przełamany urokliwą melodią. W San Francisco oraz Springfield fantastycznie budowane jest napięcie, a same kompozycje hipnotyzują i uzależniają. Najszybsze bicie serca powoduje Back to the Start. Motyw wchodzący w czwartej minucie, oraz wspólny śpiew Lee Douglas i braci Cavanagh to coś, co potrafi wzbudzić emocje. Mam jednak wątpliwości, czy eksplorowanie terytoriów, po których dwie dekady temu poruszali się Oasis i Robbie Williams to dobry kierunek dla Anathemy A.D. 2017.
Jednakże nawet wspomniane mocne punkty The Optimist nie są tak dobre jak to, co Anathema tworzyła w przeszłości. Nie oczekuję, że każdy album będzie prezentował poziom Judgement czy Weather Systems. Nawet na krytykowanym Distant Satellites znajdowały się fenomenalne kompozycje, tymczasem na nowej płycie nie ma żadnego utworu, który w przyszłości może stanowić anathemową klasykę. Trudno być w tej sytuacji optymistą.
Ocena: 6/10
- Venom – „In Nomine Satanas – The Neat Anthology” (2019) - 29 października 2019
- Rusza sprzedaż karnetów na Hellfest 2020 - 8 października 2019
- Knotfest & Hellfest – Clisson (20-23.06.2019) - 22 lipca 2019
Tagi: anathema, Daniel Cardoso, Daniel Cavanagh, John Douglas, Kscope, Lee Douglas, recenzja, review, The Optimist, Vincent Cavanagh.