Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi – „Berliner Vulkan” (2020)

Berliner Vulkan

Poprzednie dokonanie Wędrowców~Tułaczy~Zbiegów – czyli Marynistyka Suchego Lądu – niemal natychmiast zyskało miano bodaj najważniejszego w karierze osiągnięcia tego projektu. Od premiery ww. albumu do wydania nowego materiału minęło niespełna 10 miesięcy. Każde z poprzednich wydawnictw W~T~Z pojawiało się w cyklu dwuletnich odstępów. Skrócona przerwa nie wpłynęła jednak na zawartość „Berliner Vulkan”; wydana właśnie EPka to rzecz autonomiczna, bezkompromisowo odważna, kompletna i pozbawiona fałszywych nut.

Wykorzystanie „Nieporozumienia” jako singla było trafną strategicznie decyzją. Utwór stanowi swego rodzaju pomost między światem przedstawionym z „Marynistyki…” a najnowszym dokonaniem. Jednakże już drugi numer z „Berliner…” rzuca nowe światło na album. Liryki są pełne oniryzmu i pewnej ulotnej, niezdefiniowanej duchowości. Na próżno szukać tu ironizowania czy wulgaryzmów, będących przecież przez wiele lat ważną składową swoistej przaśności poprzednich dokonań W~T~Z. Nie oznacza to jednak, że trywializmu nie uświadczymy – pierwsza część trzeciego w kolejności nagrania jednoznacznie kojarzy się dźwiękowo z aurą zakrapianych dancingów z podrzędnych polskich knajp przełomu lat 80. i 90. ubiegłego wieku.

„Berliner Vulkan” dystansuje się od poprzednich dokonań W~T~Z w sposób ryzykowny. Sars artystycznie nadal zmierza w kierunku znanym odbiorcy jego twórczości, unikając jednak ścieżki, którą sam dotychczas wydeptywał. Wykorzystane barwy syntezatorów i rytmy z automatu perkusyjnego mimowolnie kojarzą się bardziej z brzmieniami wydobywanymi z sekwenserów Kraftwerk, Władysława Komendarka czy Marka Bilińskiego, niż z wczesnymi melodiami Depeche Mode serwowanymi przez Martina Gore’a. Pełen goryczy romantyzm odbiera się tutaj podskórnie, najlepiej przy przygaszonym świetle bądź w kompletnej ciemności.

Pod każdy nagrany syntezator śmiało można byłoby podłożyć zarówno wokal kojarzący się z Duran Duran, jak i zaśpiewy w stylu Jaza Colemana. Muzyczna zawartość „Berliner Vulkan” plasuje się bowiem gdzieś pomiędzy new romantic wymieszanym niechlujnie z post-punkiem, a poezją śpiewaną i estetyką rodem z filmów noir. Odpowiadający za wokal Stawrogin (m.in.: Odraza, Gruzja) właśnie na tym materiale wspina się na wyżyny swojego, nazwanego przewrotnie w informacji prasowej, piosenkarstwa. Na „Berliner Vulkan” jego głos rządzi i dzieli – w pięciu nagranych utworach dominuje czysty śpiew o zdefiniowanej, nieprzeciętnej barwie. Nie mogę wyobrazić sobie innego głosu potrafiącego w należyty sposób udźwignąć materię zawartą w tekstach nadwornego tekściarza W~T~Z, czyli Dominika (m.in.: Licho). Jego liryki zestawione z barwą i charyzmą Stawrogina stanowią jedność. Współpraca obu artystów to przykuwająca uwagę symbioza, od której nie sposób się oderwać. Niniejszym, Stawrogin z utalentowanego krzykacza staje się jednym z najbardziej ukształtowanych, świadomych wokalistów aktualnej, trwającej właśnie fali polskiej muzyki alternatywnej.

Wszystkie opisane powyżej elementy tworzą całość, która zostaje w pamięci na długo. EPka kończy się w chwili, gdy odbiorca jest już całkowicie pochłonięty wykreowanym światem przedstawionym, pozostawiając odpowiednie poczucie niedosytu. Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi nie nagrali dotychczas w trakcie swojej kariery żadnego przeciętnego materiału. „Berliner Vulkan” to prawdopodobnie najlepsze dokonanie W~T~Z i bez wątpienia najważniejsze pięć utworów, jakie przyszło mi dotychczas recenzować – murowany kandydat do tytułu polskiego minialbumu roku.

Ocena: 9/10

Hubert Pomykała
(Visited 45 times, 2 visits today)

Tagi: , , , , , , .