Mauser: „Od metalu odciąłem się całkowicie”

Nie jestem pewien czy konieczne jest wprowadzenie w to, kim jest owa osoba.
Ale… gwoli ścisłości i dla nie wtajemniczonych: założyciel i gitarzysta Dies Irae oraz Unsun, ponadto gitarzysta w tak znamienitych zespołach jak Christ Agony oraz legendarnym Vader.
Przed Wami – Maurycy „Mauser” Stefanowicz.


Cześć Mauser. Bardzo cieszę się z możliwości przeprowadzenia wywiadu z Tobą. Co u Ciebie słychać? Zaczynam najprościej. Powiedz, jak to się stało, że zostałeś gitarzystą. To, że akurat ten instrument przypadł Ci „do ręki” najbardziej? Czy to kwestia podziwiania swoich idoli i chęć dorównania im?

Cześć Piotrze. U mnie wszystko OK. Dużo ostatnio pracuję nad swoim solowym albumem, ale o tym za chwilę opowiem więcej. Dlaczego gitara? Bo tak jakoś zawsze ciągnęło mnie do tego instrumentu i zawsze chciałem grać na gitarze. W szkole muzycznej grałem na skrzypcach, ale jak widziałem gitarę, to czułem jakiś taki przypływ niesamowitej energii. Gdy zacząłem słuchać metalu, to wszystko już potoczyło się lawinowo 🙂 Chciałem mieć zespół i grać głośno, jak to tylko możliwe.

Dies Irae to Twój pierwszy zespół, którego byłeś współtwórcą. Po założeniu zespołu, wydaniu dwóch dem, zasiliłeś szeregi Christ Agony, z którym nagrałeś kvltowe Moonlight – Act III oraz Darkside, po czym dołączyłeś do Vadera. Czy to były główne powody, które opóźniały premierę debiutanckiego albumu DI?

Z Dies Irae wydaliśmy właściwie jedno demo w formie EPki. Były plany oczywiście, aby nagrać coś więcej, ale jak sam zauważyłeś pojawiło się Christ Agony i to pochłonęło mnie doszczętnie. Byłem wielkim fanem Christ Agony i nagle miałem tam grać razem z Cezarem. To było coś naprawdę wielkiego dla mnie w tamtym czasie i zasługiwało na totalne zaangażowanie. Coś jednak nie zagrało tak, jak to sobie wyobrażałem i postanowiłem odejść. Nie będę ukrywać, że było to spowodowane tym, co się działo po całej promocji z płytą Moonlight. Myślałem, że pójdziemy za ciosem i nagramy płytę co najmniej tak fajną, jak Moonlight, a tu nagle usłyszałem Darkside. Tak – usłyszałem – bo nie nagrywałem tej płyty i nawet nie wiedziałem jaka będzie jej zawartość. Cezar tylko oznajmił, że wchodzi do studio, aby nagrać nową płytę i tyle. Widocznie chciał wszystko zrobić sam. Wtedy ten materiał to była dla mnie czysta profanacja, kompletnie odbiegająca od tego, co chciałem grać w Christ Agony. Kurde, to nie był jakiś pierwszy lepszy band. To było Christ Agony! A tu taka zdrada. Tak wtedy myślałem i nie mogłem postąpić inaczej. Opuściłem zespół. Potem doszedłem do Vadera, a tam było jeszcze więcej roboty. O Dies Irae szybko zapomniałem. Vader pochłonął mnie doszczętnie. Wszystko było tak, jak chciałem, żeby było. Płyty, trasy i pełne zaangażowanie.

Immolated to bardzo mocny debiut, który na „dzień dobry” ukazał się z dość wielką pompą. Kontrakt z Metal Mind, Metal Blade oraz japońskim Avalon. Chyba nie każdy może się poszczycić takim startem. Co według Ciebie było największym atutem tego debiutu i to, że udało się Wam dość mocno wedrzeć na scenę z tak brutalnym materiałem?

Wiesz, wtedy mieliśmy ten sam management, co Vader, dlatego tak to wszystko wyglądało. Ja miałem wejść do studio i nagrać album, a resztą zajmował się manager. To niesamowity komfort, gdy możesz się skupić tylko na muzyce. Utwory, które robiłem, powstawały bardzo szybko i specyficznie. Właściwie wszystko powstawało w studio, a już za chwilę mieliśmy kolejne trasy z Vaderem. Szalony czas i potworne tempo pracy nad płytą. Dziś już bym tak nie zrobił. Płyta musi dojrzeć, musisz być pewien tego, co nagrywasz. Ja tylko wiedziałem, że muszę, bo terminy gonią. Ale tak wtedy pracowaliśmy. Nawet przez chwilę nie myślałem, że nie dam rady 🙂 Potem się okazało, że płyta ma być nagrana dla Metal Blade, a w Polsce dla Metal Mind.
Lepszego startu chyba nie mogłem sobie wymarzyć. Fakt grania w Vaderze też otwierał bardzo wiele drzwi dla bandu, który wydawał swoją pierwszą płytę.

Kolejne albumy, czyli The Sin War oraz Sculpture of Stone ukazywały się w równym odstępie dwóch lat. Czy to efekt ciśnienia ze strony wydawcy, czy mieliście na tyle materiału, że chcieliście kuć żelazo póki gorące i bardziej rozkręcić band?

Terminy wydawnicze niestety były na pierwszym planie. Zdałem się na doświadczenie mojego managera. Dies Irae to nie był mój priorytetowy band w tamtym czasie i tak go traktowałem. Więcej czasu należało poświęcić na komponowanie utworów oraz ustalenia  aranżacji. Tak dziś uważam. Nie należało się spieszyć ani też poddawać  presji czasowej. Wtedy dużo graliśmy z Vaderem, więc po trasach przyjeżdżałem do domu wypompowany. Potrzebowałem czasu na odzyskanie energii. Na trasach nie było mowy o robieniu nowych utworów. A ja wpadałem do domu, a tu już studio zabukowane, terminy wydawnicze ustalone. Mariusz Kmiołek nadawał potwornie szalone tempo pracy. Ja nie potrafiłem się przeciwstawić. Potrafił wywrzeć na mnie taką presje, że w końcu przyznawałem mu rację. Chciałem grać i to się liczyło, reszta nie istniała. Dobrze jest jak masz prężny management, chociaż czasem warto troszkę przystopować i złapać głębszy oddech. Nic na siłę.

Co sądzisz o pomyśle wypuszczenia demówek na CD, taki ukłon w stronę fanów? No chyba, że masz w szufladzie jakiś materiał w postaci riffów bądź też całych utworów dla Dies Irae?

Na nic takiego się nie zanosi. Nawet o tym nie myślałem. Chyba nawet nie chcę.

Z Dies Irae graliście trasy koncertowe w bardzo doborowym towarzystwie: Lost Soul, Decapitated, Hermh. Czy wracasz z sentymentem do tamtych chwil? Przypomina Ci się jakaś ciekawa bądź śmieszna sytuacja z tamtego okresu?

No, w tamtym czasie wszyscy byliśmy jak jedna rodzina. Te trasy to było istne szaleństwo. Zresztą jak każda trasa w Polsce w tamtym czasie. Miałem to szczęście, że mogłem w tym wszystkim uczestniczyć i oglądać wszystko na własne oczy. Gruba księga by powstała, gdyby wszystko opisać co tam się działo. Nikt nie szedł na kompromis, hehe. Resztę pozostawiam dla twojej wyobraźni…

Nie tęsknisz za graniem ciężkiego, ekstremalnego metalu i tych tras koncertowych?

Tęsknię za graniem i komponowaniem, i dlatego nagrywam nowy album. Lubię sobie czasem powspominać z samym sobą te wszystkie trasy, które zagrałem w swoim życiu. Ale nie chciałbym być od tego zależny. Grać koncerty, by mieć jakieś pieniądze, być pod ciągłą presją. Zbyt długo forsowałem siebie i dziś czuję, że kosztowało mnie to sporo energii. Ciągle w trasie, w pogoni za nie wiadomo czym. Rodzina i dzikie koncertowanie nie idą w parze. Owszem, pewnie będę grał koncerty ze swoim bandem, ale nie za wszelką cenę. Robienie muzyki w zupełności mi wystarcza, spełniam się w tym, co robię teraz. Zawsze to jakaś odskocznia od codzienności. Nie mam już tyle energii co kiedyś:)

Najważniejsze dla mnie pytanie, i chyba nie tylko dla mnie, to kwestia reaktywacji. Zarówno Vitka, jak i Docenta nie ma na tym świecie, ale jak oceniasz realne szanse na powrót Dies Irae? W sieci nie brakuje głosów „wznowić Dies Irae!”. Co o tym sądzisz? Novy i Hiro są na tak.

Minęło już tyle czasu, od kiedy nagraliśmy ostatni album oraz graliśmy koncerty. Czy bym chciał wznowić działalność? Cały czas zadaję sobie to pytanie i cały czas nie wiem. Musze być pewien na 100%, że tego chcę. Wtedy to się wydarzy na pewno.

W Dies Irae po odejściu Gilana za perkusją usiadł Doc. W Polsce nie brakuje świetnych bębniarzy. Może udałoby się namówić kogoś z listy: James (Vader), Młody (Decapitated), Icanraz (Devilish Impressions), Daray (Dimmu Borgir), Mały (Trauma), Pavulon (Hate), Inferno (Behemoth).

Pewnie by się udało namówić kogoś z wyżej wymienionych, ale ja cały czas nie wiem. I tu jest problem. Pytam siebie i nie otrzymuje odpowiedzi…Trzeba chcieć, a ja nie wiem czy chcę.

Unsun założyłeś ze swoją życiową partnerką. Czy pomysł odejścia od ekstremalnego grania to kwestia chęci odpoczynku od death metalu? Czy granie gotyckiego metalu gdzieś w Tobie siedziało?

No po tylu latach ciężkiego grania zawsze się chce czegoś nowego. Wiele zespołów zmienia się muzycznie na przestrzeni lat. Albo ludzie zakładają swoje nowe projekty. Możliwości jest wiele. Ja chciałem grać z Aya, a o graniu death metalu nie było mowy. Ona śpiewała normalnym głosem, ja chciałem, aby to jednak było coś cięższego. I Unsun to była właśnie taka wypadkowa, kompromis naszych zapatrywań na wspólne granie. Nigdy przez chwilę nie pomyślałem, że to ma być gotyckie granie. Miała to być fajna muza, która nas kręci i tyle. Potem pojawiły się skojarzenia ze strony prasy, że to gotyckie granie. Pomyślałem, że skoro tak potrzebują włożyć nas do jakiejś szuflady, to niech tak będzie. Mi to nie przeszkadzało, nie to było istotą tego bandu.

A może, jednym z argumentów była chęć spędzania większej ilości czasu z Anną? Wszyscy wiemy jak dużo Vader koncertuje, więc zapewne w domu więcej Cię nie było aniżeli byłeś.

Może i tak też było. Muzyka nas bardzo łączyła, mieliśmy dziecko. A ja wciąż byłem w trasie. Chyba chciałem, aby można było to wszystko jakoś połączyć. Na pewno szukałem czegoś innego, bo z Vaderem miałem wrażenie, że już wszystko zrobiliśmy, co mogliśmy zrobić. Pozostawało nagrywać wciąż nowe płyty i jeździć na koncerty. Ale z drugiej strony to tak właśnie wygląda granie w zespole. Taka mała monotonia. To samo pewnie stałoby się z Unsun po jakimś czasie. Tak to już jest.

Rok temu na facebookowym profilu Unsun pojawiło się oficjalne oświadczenie, że Unsun przestaje istnieć. Powodem rozwiązania Unsun były problemy zdrowotne Anny. Czy teraz już wszystko jest okej?

No to był jedyny powód, dlaczego postanowiliśmy rozwiązać zespół. Problemy zdrowotne pozostały nadal z różnym ich natężeniem. Raz lepiej, raz gorzej. W takim stanie nie da się grać regularnych tras koncertowych, a to przecież podstawa funkcjonowania bandu, jeżeli chcesz się z tego utrzymać. Ciężko było to przyjąć do wiadomości, bo mieliśmy wiele planów na nową płytę. Do dziś nie mogę tego odżałować.

Kontrakt z Century Media mieliście na 5 płyt, a wydaliście tylko dwie. Czy udało się Wam „łagodnie” anulować kontrakt, czy byliście zmuszeni do poniesienia kar finansowych? Czy może dlatego dopiero w 2016 roku oświadczyliście o zakończeniu działalności UnSun, właśnie ze względu na okres trwania kontraktu?

Z Century Media mieliśmy kontrakt bodajże na cztery płyty. Tam była taka klauzula, że musimy sprzedawać minimalnie dwadzieścia tysięcy kopi każdej płyty. Nie podołaliśmy i kontrakt został rozwiązany. Oni nie chcieli się bawić w tamtym czasie w jakieś małe zespoły. Mieli swoje priorytety i tyle. Jak każda firma, czysty biznes. W tamtym czasie wiele zespołów straciło kontrakty z Century Media z tego samego powodu. Obserwowałem tylko, jak kolejni znikają z katalogu wydawniczego wytworni. To były raczej zespoły, które pojawiły się w CM w tym samym czasie, co my. Jak dziś wiemy, właściciel wytworni sprzedał ja dla Sony Music. Czysty biznes.

Po publikacji wywiadu na KVLT z Novym, pojawiły się głosy, a raczej komentarze, że wyjechałeś do Wielkiej Brytanii i zostałeś listonoszem. Czy to prawdziwe informacje?

Tak, wyjechałem do UK i tu mieszkam do dziś. Tu urodziła się moja córka. Syn uczy się w świetnej szkole, gra na skrzypcach. Gdy tu przyjechałem, dawałem lekcje gry na gitarze. Ale okazało się, że to nie wystarcza, a nie zamierzałem żyć od pierwszego do pierwszego. Tak mógłbym żyć też w Polsce. Zastanawiałem się, co by tu robić, aby zarabiać całkiem dobrze i nie siedzieć w pracy do późnego popołudnia. Royal Mail to była firma, która oferowała bardzo dobre godziny pracy i właściwe pieniądze. System pracy też mi odpowiadał, bo pracujemy 5 tygodni i potem mamy tydzień wolnego płatnego. Praca od 6-14. Pomyślałem, nie jest źle, tylko czy dam radę? Myślałem, że listonosz musi zapierdzielać ostro. Ale powiedziałem sobie, że spróbuję, czemu nie. Jak będzie słabo, zostawię to bez żalu. Okazało się, że to fajne zajęcie, bezstresowa praca.

Czy działasz na brytyjskiej metalowej scenie, czy zapragnąłeś się nieco odciąć od muzycznego światka i zasmakować szarego życia?

Od metalu odciąłem się całkowicie, bo tego potrzebowałem. Skupiłem się na ułożeniu sobie życia w nowym kraju. To wymagało czasu. Nie chciałem, aby mnie cokolwiek rozpraszało. Wiedziałem, że przecież i tak będę znowu grał, więc muszę się do tego przygotować, a przerwa dobrze mi zrobi. Dziś jestem gotów, aby nagrywać nowe rzeczy, mam swoje małe studio nagraniowe. Jestem niezależny i żaden termin mnie nie goni. Fakt faktem, że brakowało mi nagrywania na maxa…

W oświadczeniu była też wzmianka, że „Mauser obecnie pisze i tworzy muzykę dla nowego projektu”. Czy mógłbyś zdradzić coś więcej? W jakich klimatach będzie Twój nowy projekt i czego się możemy po nim spodziewać? No i chyba najważniejsze, kiedy się możemy go spodziewać i usłyszeć?

Tak, nagrywam obecnie swój solowy projekt pod moim nickiem MAUSER. Ale nie jest to typowy, wyłącznie gitarowy projekt bez wokalu. To coś bliższego temu, co grałem w Dies Irae, coś innego niż Unsun. Myślę, że to raczej połączenie tych dwóch bandów muzycznie, ale nie wokalnie.

Wokale nagrywam sam. Ot, takie niespełnione ambicje chyba.

Na dzień dzisiejszy mam nagranych jedenaście numerów i zostały mi tylko wokale. Już były pierwsze próby z nagraniem głosu i powiem, że jestem bardzo zadowolony z efektu. Niebawem sami się przekonacie, czy tak jest. Zrobię wszystko, aby płyta ukazała się na jesieni tego roku. Nie przewiduję żadnych opóźnień.

Przejdźmy do teraźniejszości. Deithwen to zespół Twojego syna, Eryka. Czy miałeś jakiś wpływ na powstanie tego zespołu, czy wszystko to ciężka praca Eryka?

Deithwen to jest całkowicie jego własna inicjatywa.

Nagrałeś niezłą solówkę w Wild Hunt na debiutanckim materiale Deithwen. Czy to syn Cię namówił, abyś „dorzucił swoje trzy grosze”, czy sam chciałeś im pomóc, nieco firmując materiał swoim nazwiskiem, tak aby zespół miał lepszy start. Bo nie oszukujmy się, jesteś bardzo znanym i szanowanym muzykiem – nie tylko na polskiej scenie.

Tak, Eryk poprosił mnie, abym nagrał jakieś solo na ich nowym materiale. Tak się składało, że miksowałem ich materiał, więc nie było z tym żadnego problemu. Dla mnie to zaszczyt, że mogłem nagrać coś dla jego bandu. Takie ojcowskie ambicje, duma. Pozostała jeszcze kwestia brzmienia materiału i tu już nie było tak bajkowo. Dwudziestolatkowie wszystko wiedzą lepiej, haha. Sam też taki byłem 🙂

Jak wiadomo, nagrać płytę w tych czasach – to jedno, a zaistnienie na scenie i pokazanie się szerszej publiczności – to drugie. Jak dobrze wiemy, konieczne są koncerty. Czy coś w najbliższym czasie „się kroi”, czy odeślesz mnie bezpośrednio do Eryka?

Tak naprawdę to nie wiem. On teraz zaczął studia, więc pewnie nie łatwo mu to wszystko pogodzić. Nie wiem jak to się dalej potoczy. Ja swoje zadanie wykonałem 🙂

Dawno, dawno temu, powiedziałeś w wywiadzie, że chciałbyś się zająć produkcją muzyczną. No i stało się, jesteś odpowiedzialny za mix i mastering debiutu Deithwen. Czy jeszcze w czymś „maczałeś palce”, czy to Twój producencki debiut?

Tak, robiłem taki band ze Szkocji, miksy i master. Mój dobry znajomy tam grał. Nagrali materiał, ja go zmiksowałem i zmasterowałem. Chwilę po tym zespół się rozpadł, hehe. Jak to się mówi? Przechuje 🙂 Potem Deithwen był kolejnym zespołem, gdzie robiłem mix i master. Jak na razie, to tyle z moich osiągnieć realizatorsko-producenckich.

Podsumowując….jak wyglądają Twoje muzyczne plany na 2017 rok?

Wydać swój nowy projekt to jest dla mnie priorytet. Potem ogarnąć skład na koncerty. Kupić parę gratów fajnych do studio. To są moje priorytety na 2017.

Dzięki Maurycy za wywiad, powodzenia w muzyce oraz zdrowia dla Anny! \m/

Dziękuję również i do zobaczenia na koncertach. Oby jak najszybciej.

Podziękowania dla Sebastian Bednarek Bos Promotion za pomoc w umówieniu wywiadu.

Piotr
(Visited 55 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , .