Myrkur – „Mausoleum” (2016)

Kobiety lekko w przemyśle muzycznym nie mają, a już w szczególności, gdy idą w cięższą muzykę, gdzie przeważają włochate klaty i mięśnie piwne. Myrkur, czyli Amalie Bruun, postanowiła swoich sił w mieszance folku i black metalu, a jak wiadomo, publiczność black metalowa jest niezwykle wyrozumiała dla nowych zjawisk muzycznych. Obserwując dyskusje wokół debiutanckiego M, można było odnieść wrażenie, że ważniejsza jest nie zawartość płyty, a płeć artysty. Bo latać z wymalowaną na biało gębą po lesie, kościoły hajcować i growlować, to może chłop. Baba natomiast, powinna w domu siedzieć i polewki pilnować. Przesadzam? Nie tak znowu bardzo, bo to, co tu pół żartem przytoczyłem, to i tak te bardziej kulturalne i merytoryczne komentarze odnośnie duńskiej artystki.

Ja sam daleki jestem od bezgranicznych zachwytów jej debiutem i początkowo się od niego odbiłem. Ale wyczułem też potencjał i z czasem mnie wciągnął – ku mojemu zdumieniu zresztą. Ciągle też zastanawiałem się, jakby to było, gdyby Myrkur darowała sobie z tymi ostrzejszymi akcentami i postawiła głównie na swój głos. Teraz mam odpowiedź.

Materiał został nagrany podczas występu w Mauzoleum Vigelanda w Oslo i mamy tu do czynienia z typowym unplugged. Chociaż instrumentarium jest ścięte do minimum (pianino i akustyk), to Amalie towarzyszy…dziewczęcy chór. No tak, czegoś takiego nie zrobił nawet Ulver, na swoim Kveldssanger. Odniesienie do tego albumu jest z resztą całkiem na miejscu, bo na gitarze przygrywa nie kto inny, jak Havard Jorgensen i duch drugiej płyty Ulvera stanowczo się tu unosi. I tak, wiem, że będzie to brzmiało jak typowe, pretensjonalne, pseudo-dziennikarskie pieprzenie, ale w tym wypadku to szczera prawda, a nie chęć napisania czegoś, co będzie mądrze brzmiało: Mausoleum ma w sobie coś z misterium, coś co wymyka się lakonicznemu „ładnie zagrane/brzydko zagrane”. Coś nieuchwytnego, co albo się czuje i Cię to rusza, albo tylko przechodzisz obojętnie lub zastanawiasz się kto tak cholernie wyje.

Jeg er Guden, I er Tjenerne oraz Skøgen Skulle Dø, to oszczędny podkład pianina i dźwiękowa ściana złożona z sześciu głosów – niby subtelnych, a siła w tym jest przepotężna. Świetnie wypada Den Lille Piges Død. Oryginał jest niezły, ale ta akustyczna interpretacja spodobała mi się dużo bardziej. Niepokojący początek z gitarą Havarda, łagodniejszy koniec i przede wszystkim przejmujący wokal Amalie, która tutaj radzi sobie bez wsparcia chóru. Mamy też dwie „kołysanki” (tak, wiem, niektórych wszystkie te utwory uśpią). Byssan Lull, to zresztą faktycznie tradycyjna skandynawska kołysanka. Wersja z Mausoleum niewiele różni się od od tej z M, tyle tylko, że dochodzi tu chór. Drugi usypiacz, to Frosne Vind z epki. Jedyny utwór, który w oryginale pasuje mi nieco bardziej.

Na koniec zostaje nam jednak najciekawsze. Nie wiem, czy Onde Børn to najlepszy moment na Mausoleum, ale jest to utwór, który najwięcej na unplugged zyskał. Nie ma tu przaśności, która razi mnie w oryginale, jest za to fenomenalny klimat kreowany dzięki pięknemu brzmieniu gitary Havarda i niepowtarzalnemu, wysokiemu głosowi Myrkur. Dalej pojawia się cover BathorySong to Hall up High. Dla wielu pewnie będzie to szarganie świętości, ale powiedzmy sobie tak: czy może być coś bardziej black metalowego niż… no właśnie. Zresztą ten cover jest absolutnie przecudny, a z oryginałem porównywać go nawet nie zamierzam, bo obie wersje są piękne. I chociaż gusta są różne, to śmiem twierdzić, że komu się ta pieśń nie spodoba, ten Valhalli nie zobaczy, jak własnych uszu. Zaś na sam koniec leci hipnotyczny Dybt I Skoven, z wyeksponowanym chórem i przygrywającym w tle Havardem. Zgrabne zakończenie.

Zagorzałych przeciwników Myrkur ta płyta nie przekona, ale niektórzy mogą się duńską artystką dzięki niej zainteresować. Łącznie z tymi, którym M do końca nie podeszło. Nie łudzę się też zbytnio, że sama Myrkur pójdzie dalej w tym kierunku, choć bardzo bym sobie tego życzył.

Ocena: 8/10

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .