Dance With The Dead, Doctor Visor – Gdańsk (25.06.2023)

Letnią część sezonu koncertowego rozpocząłem w tym roku od podróży do Gdańska. W niedzielny wieczór, w postoczniowym Drizzly Grizzly zagrać mieli jedni z moich faworytów sceny synthwave, Amerykanie z Dance With The Dead. W roli supportu – mający już na swoim koncie występ m.in. przed PerturbatoremDoctor Visor (znany wcześniej jako Moloch). Zapowiadał się więc gorący, wypełniony elektroniką i nieukrywaną miłością do klimatów retro/złotej ery kaset VHS, wieczór taneczny.

Choć scenę muzyki synthwave śledzę w od samego początku i sam siebie zaliczam do grona jej zadeklarowanych fanów, nie sięgałem wcześniej po twórczość Doctora Visora. Projekt pojawiał się wprawdzie niejednokrotnie na moim horyzoncie, dotychczas jednak zaliczałem go do kategorii mocno spóźnionych pasażerów hype trainu w gatunku, w którym karty zostały już dawno rozdane. Niedzielny występ muzyka pozwolił mi nieco tę opinię zmienić, bo sam koncert, jego strona wizualna, a także przyjęcie publiki, były więcej niż poprawne.

Mroczna elektronika, której fragmenty mogłyby z powodzeniem posłużyć jako soundtrack zarówno do krwawych horrorów lat 80-tych, neoklasycznych filmów grozy jak i dark science fiction, ciekawa steampunkowo/retrofuturystyczna kreacja sceniczna, bardzo dobrze współgrająca z muzyką oprawa świetlna, wszystko zatrybiło w niedzielę na naprawdę dobrym poziomie. Po reakcjach publiki dało się zresztą odczuć, że występ Doctora Visora spełnił oczekiwania, czego potwierdzeniem był zagrany na wyraźne żądanie bis (w postaci remixu utworu zespołu Sznur). Zaskakująco dobre otwarcie.

Temperatura w Drizzly Grizzly rosła (dosłownie i w przenośni) z każdą chwilą, by punkt kulminacyjny osiągnąć krótko po godzinie 21. W roli intro wybrzmiał ikoniczny dla popkultury fragment O Fortuny Carla Orffa, po którym, bez zbędnej konferansjerki, do boju ruszyli bohaterowie wieczoru. Był to mój trzeci koncert tego składu, wiedziałem więc, czego mogę się po DWTD spodziewać. I niestety (mimo że występ był bardzo poprawny, energetyczny, żywiołowy i pod względem dobrej zabawy zadowalający), muszę przyznać, że nie obyło się bez kilku odczuwalnych mankamentów.

Pierwszym z nich była setlista, oparta w znacznej mierze na nowszych kawałkach (z wyraźną nadreprezentacją ostatniej płyty). Nie chcę przesadnie zrzędzić, że kiedyś to było, a teraz już nie jest, nie będę jednak ukrywał, że największą sympatią darzę pierwsze płyty Amerykanów (ze wskazaniem na debiut i Into the Abyss), które muzycy podczas koncertu całkowicie pominęli (honor uratowały w zasadzie tylko Riot i The Man Who Made a Monster). Wiadomo, nie można mieć wszystkiego, biorąc jednak pod uwagę fakt, ze goście mają w repertuarze szereg znacznie lepszych numerów, niż część zagranych w niedzielę w Gdańsku, czułem po koncercie lekki niedosyt. Druga kwestia to oświetlenie koncertu, które (w porównaniu choćby do wspomnianego supportu, co jest samo w sobie wyjątkowo zadziwiające) było bardzo męczące. Truism alert, ale w przypadku tego typu imprez, aspekt wizualny jest dość istotny, tymczasem naparzające niestrudzenie po oczach reflektory, bardziej przypominały podczas koncertu DWTD testy na epilepsję, niż atrakcyjne dla oka, wizualne uzupełnienie trwającego występu. Trzeci element, który położył się moim zdaniem cieniem na występie Amerykanów, był stosunkowo krótki set, którego – mimo wyraźnego dopingu fanów – muzycy nie podsumowali bisem (choćby w postaci remixu Kickstart My Heart), czy wykonanym ze sceny, tradycyjnie wspólnym zdjęciem. Zawód słuchaczy widoczny i słyszalny był dość wyraźnie, na szczęście artyści pojawili się po dłuższej chwili przy stanowisku z merchem (gdzie odnalazł się także Doctor Visor), by dzielnie wywiązać się ze swoich obowiązków wobec fanów.

Akcentowanie wyłącznie minusów może sprawiać wrażenie znacznego zawodu, dla równowagi przejdę więc do pochwał. Na te na pewno zasługuje organizacja i logistyka, tętniąca w niedzielny wieczór życiem stoczniowa lokalizacja, bardzo poprawne (jak na warunki lokalowe) nagłośnienie, oraz okazale prezentujące się stoiska z merchem (na których poza mnogością wzorów koszulek, można było wyhaczyć winyle, płyty i kasety magnetofonowe). Brawa należą się w końcu samej publice, która stanęła na wysokości zadania, zarówno w kwestii frekwencji jak i odpowiedniego przyjęcia występujących muzyków.

Podsumowując wieczór jednym zdaniem – było dobrze i bynajmniej nie żałuję niedzielnego popołudnia spędzonego w podróży do Gdańska, znając (i wiążąc każdorazowo z występem Dance With The Dead określone oczekiwania) przyznam, że tym razem do wyprowadzki z kapci jednak trochę zabrakło.


Synu
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .