Raven, Hatchet, Vinders – Szczecin (11.09.2018)

Wiadomo, że najbardziej znani bracia Gallagher to muzycy Oasis. Tak pewnie odpowie każdy przeciętny fan rocka. Metalmaniacy, zwłaszcza ci, którzy pamiętają jeszcze czasy popularności speed metalu, czyli początek lat 80., powiedzą jednak coś innego. Dla nich najważniejsi bracia Gallagher, to Mark i John – od 1974 roku nieprzerwanie tworzący zespół Raven. Ten zespół właśnie niedawno znów zajrzał do Polski i zagrał w Szczecinie oraz w Gliwicach.

Ja udałem się na ten pierwszy show – do klubu K4.  Wieczór otworzyli  miejscowi, czyli heavy-rockowy Vinders, w którym gra na gitarze i śpiewa Piotr Winnicki (organizator całego wydarzenia). Panowie mają już długi staż. Vinders został założony w 1979 roku, potem przerwał działalność, ale od 10 lat znów można tę grupę tu i ówdzie zobaczyć.  Tym razem zagrali trochę własnych kompozycji, a zakończyli set swoją wersją Highway To Hell zespołu AC/DC.

Potem zainstalowali się na scenie Amerykanie z grupy Hatchet. To grupa  pochodząca  z San Francisco. Nie zaskakuje  zatem to, że grają rasowy thrash w stylu Bay Area. Na ostatniej płycie („Dying To Exist”) znalazł się nawet cover Violence. Tego dnia jednak nie wybrali tego numeru do setlisty. 45 minut, które dostali, wykorzystali na nowsze kompozycje, jak „Desire For Oppression”, „Tearing Into Hell”, ale też coś sprzed pięciu lat, czyli melodyjny „Fall From Grace”. Publika początkowo była zdystansowana, ale kiedy Julz Ramos (wokal, gitara) rzucił zdanie, że to nie jest publiczna biblioteka, tylko metalowy koncert, ludzie się ruszyli i przybliżyli do sceny, a nawet nieźle rozbawili. Trzeba przyznać, że Hatchet, to zespół, który na żywo sprawdza się bardzo dobrze i na rozgrzewkę nadawał się idealnie.

Oczywiście widzów odzianych głównie w koszulki Motorhead i Saxon najbardziej jednak interesował Raven, i kiedy ci w końcu zaczęli od „Take Control” pod scenę podeszli już prawie wszyscy. Tymczasem Gallagherowie aplikowali nam kolejne szlagiery z przeszłości – „Hell Patrol”, „On and On”, wydłużoną wersję „Rock Until Yuo Drop” i “Destroy All Monsters” z ostatniego pełnowymiarowego albumu „Extermination”.  Tak jak w prawdziwym heavy-metalowym show – nie zabrakło też osobnych solówek. Mark zagrał swoją długą partię  gitarową, a John trochę później miał popis na basie. Obaj niemal cały czas skakali po scenie, a publika się rozruszała tak bardzo, że niektórzy wchodzili nawet na podest, i docierając do mikrofonu dośpiewywali chórki.

Oprócz staroci Anglicy zdecydowali się zagrać też kawałek „Top Of The Mountain”, który znajdzie się na nowej, przyszłorocznej płycie. Fajny, stylowy utwór, który świadczy o tym, że Panowie mają jeszcze coś do powiedzenia w tej branży. Aktualnie w tej grupie na perkusji gra Mike Heller, znany z Malignancy i Fear Factory (zagrał na ostatniej płycie „Genexus”) i pewnie dodał im jeszcze energii i zmotywował do przygotowania nowej muzy.

Na finał zabrzmiał „Firepower” z 1982 roku, czyli z czasów największej świetności nowej fali brytyjskiego heavy metalu. To było ogniste zakończenie występu, który pokazał, że Raven jeszcze na emeryturę się nie kwalifikuje i pewnie po wydaniu nowego krążka znów ruszy w trasę…

Autorem jest Radek Bruch.

(Visited 2 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , .