Venom Inc – Gdańsk (16.10.2016)

Kolejna niedziela pod znakiem ciężkiej muzyki w B90, tym razem okazała się muzyczną fuzją gości z całego świata. Tego wieczoru gdański klub gościł na swej scenie muzyków z Australii, Brazylii, Włoch, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Któż by pomyślał, że polskie wybrzeże stanie się jednym z punktów łączących twórców metalu z aż trzech kontynentów…

Koncert zaczyna się stosunkowo wcześnie, bo już o 18.00, a wieczór otwiera zespół Desecrator z Australii. W odróżnieniu od ostatnich eventów, dziś właściciele lokalu spodziewają się mniejszej frekwencji dlatego też część klubu jest wyłączona z użytku.

Hello, Poland!– mówi do nas wokalista. –We are Desecrator from Australia!

Chłopaki nie tracą czasu na monologi i zaczynają występ. Thrash metalową grupę tworzy czterech panów w bardzo podobnych strojach – czarnych koszulkach bokserkach i obcisłych spodniach. Ponieważ grają „pierwsze skrzypce”, nie mogą niestety liczyć na oszalały, wielotysięczny tłum. Pod sceną stoi zaledwie kilkanaście osób, ale sądząc z wyrazów twarzy, Australijczycy przypadają do gustu. Nic dziwnego – chłopaki aż kipią energią, skaczą po scenie, uśmiechają się i wymachują gitarami jak na prawdziwych rockmenów przystało. Ponadto z wielkim zapałem wdzięczą się do aparatów fotografów…

Desecrator kończy jednak po zaledwie pół godzinnym występie, bo przed nimi jeszcze trzy kapele plus oczywiście gwiazda wieczoru. Wokalista żegna się zatem z publicznością, która obdarza muzyków kilkoma oklaskami.

Drugi w kolejności zespół – Nervochaos z Brazylii – ma trochę więcej czasu na show. Gdy na scenie robi się ciemno, koncertowicze z ciekawością oczekują na rozpoczęcie. Światła znów się zapalają, a zespół już czeka, wszyscy odwróceni tyłem. Z głośników dobiegają natchnione śpiewy chóralne. Nagle milkną, muzycy odwracają się, podchodzą do krawędzi sceny i bez zbędnych ceregieli zaczynają grać.

Trzeba przyznać, że największe wrażenie robi gitarzystka Cherry – drobna kobieta w wieku około pięćdziesięciu lat o wyraźnie azjatyckim pochodzeniu. Jej makijaż w połączeniu z fryzurą sprawiają, że raczej nikt nie chciałby jej spotkać nocą w ciemnej uliczce 😉

Nervochaos ma już nieco większą publikę, większość zaczyna kiwać głowami w rytm muzyki. Wokalista mówi po polsku „Dziękuję!” a następnie przedstawia kapelę. W ich utworach bardzo często przewija się słowo „Satan”, co w połączeniu z niesamowitym głosem wokalisty i jego dodatkowym wzmocnieniem przez gitarzystów daje iście piekielny efekt dźwiękowy. Delikatnie przełamuje go tylko oświetlenie- raz żółto- zielone niczym flaga rodzimego kraju artystów, raz delikatne, pastelowe, niemal niebiańskie…

– Dziękuję, Polando – mówi wokalista pod koniec występu. – Boga dziś tu nie ma… Kolejny utwór dedykuję wam wszystkim tutaj zebranym. My jesteśmy dla występu, nie dla mody!

Publiczność dziękuje zespołowi nieco śmielszymi brawami niż poprzednikom.

Przychodzi czas na kilkunastominutową przerwę, podczas której udaje mi się porozmawiać z wokalistą Nervochaos, Lauro Nightrealm:

Byliście już kiedyś w Polsce? Jak Wam się podoba?

Lauro: Tak, jesteśmy tu już szósty lub siódmy raz… Ale w Gdańsku dopiero drugi. Jest ku*wa wspaniale, wczoraj graliśmy w Łodzi, polska publika jest niesamowita – podczas koncertu przesyłam do niej energię i dostaję to samo z powrotem. I to jest piękne.

Jak zaczęła się historia Nervochaos?

L: Zespół powstał w 1996 roku z inicjatywy perkusisty, Eduardo Lane’a. We wrześniu świętowaliśmy dwudziestolecie. Mamy obecnie siedem albumów na koncie, w tym jeden w wersji live oraz jedno video.

Jakimi trzema słowami opisałbyś Waszą muzykę?

L: Agresywna, Oldscho… Albo nie! (uśmiecha się) Brutalna. Metalowa.

Przerwa dobiega końca i chcąc nie chcąc, muszę pożegnać się z Lauro, choć bardzo miło się z nim rozmawia 😉 Kolejnym zespołem tego wieczoru jest włoska kapela Mortuary Drape. Panowie wychodzą na pogrążoną w półmroku scenę w zielonkawych pelerynach oraz z corpse paintem. Wokalista zamiast peleryny ma bardzo szeroki kaptur, który niemal idealnie ukrywa jego twarz, a reszta stroju kojarzy się ze średniowiecznym katem. I wrażenie zostaje wzmocnione, gdy tylko zaczyna śpiewać- brutalny, growl połączony z równie agresywną, klasycznie blackmetalową nutą.

Publiczność, rozluźniona już dwoma poprzednimi kapelami  i alkoholem, zaczyna coraz śmielej kiwać się w rytm muzyki. W powietrze wznoszą się rogate dłonie. Wokalista uderza się pięścią w pierś w rytm perkusji. Niektórzy z tłumu powtarzają jego gest.

Mimo wszystko, Włosi również zostają pożegnani w niezbyt wylewny sposób. Prawdziwy szał zaczyna się, gdy scenę przejmuje Vital Remains – tym razem słychać okrzyki i gwizdy, a brawa niosą się przez cały, teraz już o wiele liczniejszy tłum.

Vital Remains zaczyna „z grubej rury”, bo wokalista staje na głośniku pod sceną, pokazuje zebranym Biblię, po czym podpala ją. Podekscytowany tłum wyciąga rogate dłonie i wpatruje się jak urzeczona w płomień trawiący książkę. Brian Werner zatrzaskuje to, co z Biblii jeszcze zostało, wraca na scenę, po czym chwyta mikrofon. Za jego plecami, na niewysokim stoliczku migoczą płomienie czterech czarnych świec, oświetlając czaszkę kozła i puchar. Na koszulce Briana widnieje dość wymowny napis „I kill priests”.

Gdy Vital Remains zaczynają grać, tłum przechodzi jakby metamorfozę – krzyczą, śpiewają razem z wokalistą, machają rękami i głowami, zaczyna się nawet niewielkie, ale pełne zapału pogo.

Wokalista jest bardzo dynamiczny, porusza się po scenie, jakby chciał utrzymać kontakt z każdym z publiczności. Niestety, w pewnym momencie potrąca stolik i zawartość tajemniczego pucharu wylewa się na perkusję. Brian szybko jednak poprawia dekorację i śpiewa dalej, jak gdyby nigdy nic.

-Dziękujemy bardzo, zróbcie trochę hałasu! – mówi do widowni po kolejnym kawałku. – Wiecie co, znam tylko pięć słów po polsku – rzuca pięcioma klasycznymi przekleństwami. – Ale, Jezu drogi, co z tego? A w ogóle to powiem Wam, że ten cały Jezus nie jest moim pie*dolonym zbawicielem!

Tłum szaleje, podekscytowany jego słowami. Wszyscy są już dobrze rozgrzani i z niecierpliwością oczekują pojawienia się zespołu Venom. Gorącymi brawami żegnają Vital Remains.

Jeszcze zanim gwiazda wieczoru pojawia się na scenie, tłum zaczyna skandować „Venom, Venom!”, a kiedy muzycy w końcu wychodzą, witają ich pełne euforii wrzask i gwizdy. Rogate dłonie znów wznoszą się w powietrze.  Ekscytacja udziela się też pozostałym zespołom, bo dostrzegam członków Nervochaos bawiących się przy kurtynie oddzielającej backstage od sceny.

-Hello, Poland!– mówi wokalista Tony „Demolition Man” Dolan. Odpowiadają mu oklaski i gwizdy.– Ku*wa, nie słyszę was! Głośniej!

Jego prośba nie przechodzi bez echa.

-Polsko, dzisiejszy wieczór jest prawdziwie międzynarodowy. Jest kapela z Australii, z Brazylii, z Włoch, USA i Wielkiej Brytanii. To naprawdę wspaniałe. Grajmy! (oryginalnie: Let’s fuckin’ metal, wyrażenie trudne do przetłumaczenia na j. polski).

Tony zapewne zdaje sobie sprawę, że dobry występ to dobry kontakt z publiką, dlatego niemal po każdym kawałku ma coś do powiedzenia bawiącym się ludziom.

-Mój polski nie jest najlepszy – przyznaje.- Znam kilka słów- ku*wa, pie*dolić… Wiecie, totalne podstawy. Jest jednak takie uniwersalne słowo: pussy. Znacie je? No, nie ściemniajcie, wiem, że znacie!

Większość ludzi zaczyna się śmiać lub klaskać. Tony i Mantas ustawiają się nieco z tyłu, bliżej podwyższenia, na którym za perkusją siedzi Abaddon. Przez chwilę możemy na nich popatrzeć niczym na Świętą Trójcę Black Metalu.

Show jednak powoli, powoli dobiega końca, a pogujący do tej pory fani, wyraźnie zaczynają odczuwać zmęczenie. Niektórzy nie czekają nawet do końca i zmierzają już do wyjścia. Mijająca mnie dziewczyna oznajmia, że w klubie jest zdecydowanie za głośno. Cóż, czego spodziewać się po black metalowym koncercie…?

Ostatni kawałek zdaje się pobudzać w koncertowiczach nową energię, bo znów zaczyna się pogo, rytmiczne machanie głowami i rogatymi dłońmi. Później Venom raczy fanów jeszcze jednym utworem w ramach bisu i kolejna blackmetalowa niedziela w klubie B90 dobiega końca.

Dziękujemy za fantastyczny wieczór. Mamy nadzieję, że wkrótce znów zobaczymy równie egzotyczną mieszankę zespołową w Gdańsku 🙂

Zdjęcia: Victoria Argent

Autorką jest Paulina Cirocka

Piotr
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , .