Be’lakor – „Vessels” (2016)

Swoją przygodę z muzyką Be’lakor rozpocząłem dobrych kilka lat temu. Były to prawdę powiedziawszy początki dość ostrożnie i sceptycznie. Mdm z Australii? A co ci goście mogą wiedzieć o graniu klimatycznej, melodyjnej muzy – zachodziłem w głowę zabierając się za poznawanie twórczości tego młodego składu z Melbourne. Jak daleki byłem w swojej ignorancji i pochopności sądów uświadomił mi krążek „Stone’s Reach”, który dorwałem w okolicach stycznia 2011 roku. Płyta zrobiła na mnie na tyle kolosalne wrażenie, że liczba jej odsłuchów szła swego czasu w dziesiątki, a zespół z miejsca awansował do mojego ścisłego topu w kategorii melodic/progressive death metal.

Choć kolejny krążek – „Of Breath and Bone” – nie wyrywał już z butów tak jak poprzednik, był na tyle ciekawy, że utrzymał kapelę w orbicie moich zainteresowań, nie było więc możliwości bym (z zainteresowaniem i zapałem) nie zabrał się do lektury najnowszej , 4 już płyty długogrającej zatytułowanej tym razem „Vessels”.

Po 3-4 pierwszych odsłuchach najnowszej płyty Be’lakor pozostałem nieco niewzruszony, nic pozornie bowiem nie poczochrało mnie na tyle, bym obwieścił powrót muzyki zespołu do poziomu sprzed 7 lat. Wszystko co prawda zdawało się być na swoim miejscu, zespół po raz kolejny zafundował słuchaczom zestaw monumentalnych, opakowanych w charakterystyczne brzmienie kawałków, które jednak, choć przyzwoite, nie łamały moich piszczeli w sposób wystarczający.

Wszystko to miało jednak przyjść z czasem. Krążek zaczął kąsać bardziej z każdym kolejnym odsłuchem, odkrywając coraz to nowe karty. Prezentując motywy wcześniej mniej zauważalne, wkręcał się w korę mózgową elementami początkowo schowanymi w dalszym szeregu. Kiedy już zagnieździł się w głowie na dobre, nastąpiła eksplozja. I zmiana zdania.

Ta płyta jest cudowna. Nie zaryzykuję stwierdzenia „najlepsza”, ale „najdojrzalsza” w dyskografii Australijczyków już na pewno. „Vessels” to opowieść – klimatyczna, przepełniona emocjami, treściwa. I wielowątkowa – od delikatnych art rockowych klimatów (Whelm), po motywy kojarzące się wręcz z atmosferycznym black metalem (klawisze i riff z Withering Strands brzmią jak żywcem wyjęte z „Halmstad” Shining). I nie ma znaczenia, czy poszczególne jej rozdziały trwają 2 czy 11 minut, wszystkie są równie wartościowe.

Na olbrzymią pochwałę zasługuje umiejętność budowania napięcia – odpowiednio dawkowana intensywność w takich An Ember’s Arc (świetny akustyczny wstęp), Roots to Sever (połączenie klawiszy i rewelacyjnego riffu robi piorunujące wrażenie), The Smoke Of Many Fires (rwane sample w drugiej część utworu to miód!) przywodzi na myśl oczekiwanie na burzę – zaczyna się delikatnym, orzeźwiającym podmuchem powietrza, by z czasem przerodzić się w żywioł, nad którym nie ma żadnej kontroli.

Be’lakor popełnili w moich oczach absolutne mistrzostwo świata w kategorii emocjonalny, klimatyczny melodic death metal. Ceniący te elementy, odnajdą się w „Vessels” (pod warunkiem właściwego zapoznania się z jej zawartością) bezbłędnie.

Miejsce w moim TOP 2016 krążek ma zagwarantowane.

Ocena: 9/10

 

Synu
(Visited 7 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , .