Destroyers of All – „The Vile Manifesto” (2019)

Destroyers of All jest zespołem pochodzącym z ciepłej Portugalii. Został założony w 2011 roku i do dziś udało mu się wydać trzy materiały, Ep z 2013 roku Into the Fire, debiutancki krążek Bleak Fragments z 2016 i najnowszy, tegoroczny The Vile Manifesto. Ostatni wydany został dzięki nie znanej mi do tej pory Mosher Records z numerem 005.

The Vile Manifesto kręci się w moim odtwarzaczu już trochę czasu, poznałem album na wskroś. Często bywa tak, że muzyka jakiegoś zespołu w pierwszym kontakcie napawa optymizmem, jednak po dłuższym czasie z nią traci na atrakcyjności. W przypadku drugiego krążka Destroyers of All jestem już pewny, że zostanie na stałe w pozycjach z mojej kolekcji, które są odkurzane systematycznie i eksplorowane odpowiednio często. Plusem dla tego albumu może być także to, iż stylistyka, w której obraca się zespół nie należy do moich ulubionych, a jest na tyle dobra, że mnie do siebie przekonała. Jest to mianowicie dosyć bogata mieszanka metalowych stylów. Zaczynając od powiedzmy nowoczesnego thrashu, poprzez black, i na technicznym death metalu kończąc. Często takie mezaliansy można sprowadzić do określenia „wszystko i nic”, ale w tym przypadku nie można dojść do takiego wniosku. Miks muzyczny zaproponowany przez zespół wyjątkowo dobrze się przegryza, a skoki po gatunkach się uzupełniają.

Album rozpoczyna mocno „blackujący” Tohu Wa-Bohu, który stał się podstawą do stworzenia wideoklipu. Jest to reprezentatywny utwór względem całości, aczkolwiek znajduję na The Vile Manifesto bardziej chodliwe w moim odczuciu kompozycje. Nie zmienia to faktu, że utwór wpada w ucho, oferując mieszankę stylu Dimmu Borgir z The Haunted. Black metalowe, nieco rozmyte i ubrane w melodie riffy wymieniają się tu z szybkimi thrashowymi, a wokalista João Mateus oferuje urozmaicone krzyki, świetnie podbijając kolorystykę muzyczną utworu. Z drugim numerem startuje False Idols należący do tych bardziej konkretnych , bezpośrednich propozycji zespołu. Nacisk w nim położono na uderzenie, co zbliża zespół klimatem do death metalu spod znaku choćby Man Must Die, gdzie gitarzyści mają trochę pracy przy szybkim układaniu palców na gryfach. Przyznaję, że właśnie taka „twarda” odsłona Destroyers najbardziej mi odpowiada. Gdy zespół wchodzi w agresywniejsze rejony, wyzwala jednocześnie świetny groove. Do tego rodzaju kompozycji dodam jeszcze Break the Chains, który po pachnącym Dimmu wstępie ładuje słuchacza silnym, thrashowym songiem ze stylizowaną na Chuck’a Billy’ego z Testament wstawką wokalną. Głos João w takich momentach wypada bardzo korzystnie, co prawda nie ma tego wiele, ale fajnie urozmaica płytę. Na wyróżnienie zasługuje w moim uznaniu jeszcze The Dead Valley. Jest to najwolniejsza kompozycja, zbudowana na lekko podbijanym, rozleniwionym riffie. Wejście gitar pozbawionych przesteru w środkowej części utworu znowu przywołuje klimat zespołu Testament.

Na koniec podkreślam, że zespół tym razem dobrze wyważył gatunki, ale szczerze przyznaję, że nie wiem co może przynieść przyszłość. W moim uznaniu trzeci krążek może być faktycznie tym legendarnym, najważniejszym w historii Destroyers of All i swego rodzaju „być albo nie być”.

Ocena : 7/10

Destroyers of All na Facebook’u.

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , .