Jeśli mnie pamięć nie myli, to pierwszy kontakt z Hadean miałem dzięki rekomendacjom z Last.fm. Posłuchałem wtedy kilka razy ich pierwszej płyty Ataraxia i choć miała kilka ciekawych momentów, to nie znalazła dla siebie stałego miejsca w moim odtwarzaczu. Od tamtego dnia trochę się zmieniło – po wszystkich zmianach Last stał się serwisem, którego w zasadzie nie warto już używać, a Hadean wraca
z nowym albumem, który oferuje wiele zmian wobec swego poprzednika.
Hadean jest amerykańską grupą muzyczną wykonującą post-metal z elementami muzyki progresywnej oraz pewnymi środkami wyrazu post-hardcore’a.
Zespół od razu rzuca nas na głęboką wodę. Free jazz. Chaos. Hałas. I my w tym toniemy. Metalowe RIO wypełnione szaleństwem dźwięków gitar, saksofonu i pianina, a za tym wszystkim jeszcze mocno przesterowany wokal. Początek Noise Reduction Impulse może niektórych zniechęcić – łatwo się w tym zgubić, trudno odnaleźć, a to nie każdemu musi odpowiadać. W ogóle myślę, że goście z Hadean niezbyt fortunnie wybrali sobie otwarcie płyty – choć pierwszy utwór zaczyna się miłym dla ucha hałasem (a przynajmniej dla ucha kogoś tak zdeprawowanego muzycznie jak ja), to później już jest znacznie gorzej. W trakcie wolniejszego fragmentu zespół męczy słuchacza i drażni nieudolną produkcją i brzmieniem, które opiera się w zasadzie wyłącznie na ogłuszającym przesterze. Całość niby cichnie na New Lows, gdzie mamy raczej dźwięki przypominające prace Brada Fiedela czy dokonania Kayo Dot z ostatniej płyty. Utwór ten może i mógłby stanowić dobry wypełniacz, gdyby tylko był trochę krótszy – zamiast tego dostajemy niespójny, rozciągnięty w czasie kawałek. Nuda. I na pewno ta recenzja kończyłaby się inną oceną, gdyby nie to, że na szczęście później płyta rozwija się już o wiele przyjemniej. Inertia zaczyna się melodyjną partią saksofonu uzupełnianą sukcesywnie o kolejne instrumenty, aż do kulminacyjnego momentu, gdy wszystko gra na raz oddając moc jaka tkwi w zespole. I nieważne, że całość mogłaby być bardziej spójna, że te wesolutkie melodyjki rodem z Thank You Scientist czy Dumb Waiter niezbyt trzymają się głównego tematu albumu jakim jest walka z depresją i stawaniem się gorszą wersją samego siebie. Tego połączenia agresji i refleksyjnych momentów słucha się naprawdę przyjemnie i aż nie zauważa kiedy minęło prawie dziesięć minut.
Mam trochę zarzutów wobec tej płyty – w sumie niektóre przejścia są tak muzycznie jak i emocjonalnie niezbyt zgrabne, w sumie trochę brak mi tu melodii, które naprawdę zapadłyby w pamięć. Myślę też, że zespół popełnił duży błąd decydując się na tak kiepską produkcję – nieczytelne brzmienie całości nie pozwala docenić wszystkich smaczków ogrywanych przez muzyków. I może mógłbym jeszcze narzekać na kolejne składowe tej płyty, ale… Przygotowując się do recenzji przesłuchałem On Fading naprawdę wiele razy i zwyczajnie polubiłem ten album. I wszystkie wady są trochę przyćmione przez fajne momenty jakie pamiętam i chcę pamiętać – jak świetnie rytmiczne riffy w połowie Saudade czy ogromna emocjonalność On Fading. Pamiętacie jak mówiłem, że słabo zaczęli? Skończyli za to fenomenalnie – On Fading jest naprawdę świetny kawałkiem, który katowałem raz po raz, czując potrzebę posłuchania tego ponownie. Swoje robią tutaj dodatkowe instrumenty dęte – z trąbką na czele, która nadaje całości epickiego wybrzmiewania. I choć zostajemy z pytaniem – jak to się wszystko skończyło? Czy historia którą doświadczamy ma dobre zakończenie czy złe? To wiem za to na pewno, że całość zakończyła się świetnymi dźwiękami puzonu i trąbki, które brzmią jak motywy pod koniec starych filmów, gdzie aktorzy przerywają dotychczasowe czynności, wstają z martwych (jeśli muszą) i machają w stronę coraz bardziej oddalającej się kamery. Tylko bez grama kiczu. I skoro jestem już bliski wpadnięcia w mały zachwyt nad płytą, to na uwagę zasługuje też świetnie przygotowana okładka – jaskrawy, więdnący kwiat umiejscowiony w opozycji do ciemnego tła. Proste, minimalistyczne, a zarazem świetnie oddaje koncept albumu. Zdecydowanie jedna z moich ulubionych w tym roku.
Gdzieś tam marzy mi się, że Hadean uda się przełamać dotychczasowe ograniczenia i nagrają album totalny – coś jak tegoroczny album Rimbaud, którego jestem psychofanem. Zamiast tego na razie mamy małą woltę stylistyczną i kolejny krok do przodu. I naprawdę nie mogę wystawić temu albumowi złej oceny.
7/10
Autorem jest Naird (Adrian).
- 1914 na dwóch koncertach w Polsce - 17 kwietnia 2024
- .WAVS: premiera albumu „Heavy Pop” - 17 kwietnia 2024
- Najbliższe koncerty zespołu KALT VINDUR - 17 kwietnia 2024
Tagi: Adrian, bandcamp, Hadean, Naird, name your price, post-hardcore, post-metal, progressive.