In Twilight’s Embrace – Lifeblood (2022)

Nie miałem łatwego startu z tym albumem. Po pobieżnym sprawdzeniu (odartych z kontekstu) singli i wątpliwie urokliwym wideoklipie, nie spieszyło mi się do zapoznania z całością Lifeblood. Wpływ na ten stan rzeczy miał też fakt, że skręt w stronę „standardowego” black metalu, postrzegałem po rewelacyjnej Lawie jako wrzucenie przez ITE biegu wstecznego.

W końcu postanowiłem się z nową muzyką Poznaniaków przeprosić i – choć nie uważam, by była to najbardziej udana płyta w ich dyskografii – przyznać muszę, że całościowo to bardzo dobry i satysfakcjonujący krążek.

In Twilight’s Embrace nie ma w naszym kraju prostego życia, liczne wolty stylistyczne przysporzyły grupie wśród części odbiorców niewygodnej łatki „epigonów aktualnych trendów”. Nowym albumem zespół tej metki raczej nie zdziera (choć w niektórych wywiadach dzielnie z nią polemizuje), ale nie stanowi to dla mnie jakiegoś poważniejszego problemu. Nie każdy musi ponosić trud wymyślania prochu na nowo, a umiejętne żonglowanie kliszami potrafi przynieść często bardzo ciekawe rezultaty.

Oczywiście słychać na Lifeblood czytelne inspiracje „współczesną” sceną black metalową (od Polski, przez Szwecję, aż po napędzaną świeżą krwią Islandię), zespół jednak adaptuje je z powodzeniem na własne potrzeby, poruszając się w konwencji sprawnie i co najważniejsze – pomysłowo. Udany balans między klimatycznym i mrocznym z jednej strony, z drugiej przystępnym i melodyjnym bm sprawia, że szósty album ITE siada należycie już po kilku przesłuchaniach, jawiąc się ostatecznie jako materiał wdzięczny i zajmujący.

Nie ma sensu wymieniać poszczególnych kawałków, bo każda ze zgromadzonych na albumie ścieżek ma do zaoferowania ciekawe momenty, gdyby jednak już przyznawać wyróżnienia, na te zasługują na pewno polskojęzyczne Iskry i (mimo pierwotnego odbicia się) Te Deum. Wzbogacone o zgrabne liryki kompozycje dowodzą, że In Twilight’s Embrace w „nadwiślańskim wydaniu” wciąż potrafi punktować bardzo celnie.

Nie zgodzę się też z pojawiającymi się gdzieniegdzie zarzutami o położonym brzmieniu Lifeblood. Owszem, produkcja mogła być nieco bardziej selektywna, ale z pewnością nie stanowi ona przeszkody dla właściwego poznania zawartości (i wartości) tego albumu.

Pozostaje jeszcze „przetańczyć” nowy materiał w warunkach koncertowych. Bywam regularnie na koncertach ITE od czasów The Grim Muse i jestem przekonany, że Lifeblood na żywo może wyłącznie zyskać.

Ocena: 8/10

Synu
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .